Decyzja
odnośnie
tego dłuższego
wyjazdu była
spontaniczna - postanowiłem
zapolować
na zachód
słońca
nad morzem.
Wybrałem
sprawdzoną
ubiegłoroczną trasę pomijając
już
fragment przez trójmiasto, dając
bezpośredni
powrót
np. do Działdowa
gdzie łatwo
o pociąg
do Warszawy - w razie jakby nie szło to tam w okolicy jest dość
sporo innych stacji.
Wystartowałem wczoraj punkt 5:00 spod domu - pogoda wyglądała naprawdę obiecująco i ładnie świeciło słońce.
Piękny poranek © px
Pierwsze
120 km do Ciechanowa nawet nie wiem kiedy zleciało.
Oczywiście
obowiązkowy
krótki
postój
nad Zegrzem - tak wcześnie
rano jeszcze tam nie byłem.
Łabędzie nad Zegrzem © px
A oto jak prezentuje się mój zapakowany rower - tym razem poszedłem w bikepackingową sakwę na sztycę zamiast plecaka - wygoda jest nieporównywalna, no może tylko nie licząc, że ciężko jest tam cokolwiek znaleźć i trzeba wszystko wyciągać,
Szosa a'la bikepackin © px
Dalej
to już
klasycznym fragmentem z Nasielska do Ciechanowa wzdłuż torów - piach tam nic się
nie zmienił.
Przez piach na szosówce © px
Za
to ruiny są
zarośnięte
tak jak były, a do tego dojrzałem stary drewniany wiatrak :)
Obrośnięte ruiny domu © px
Wiatrak przy drodze © px
A
w Ciechanowie oczywiście
postój
pod zamkiem.
Zamek w Ciechanowie © px
Dopiero
teraz zobaczyłem,
że
dosłownie
pod samym zamkiem jest robione piwo Ciechan :-)
Browar "Ciechan" © px
Zaraz przed Mławą jest bardzo charakterystyczna wieża (radiowa?) - robi wrażenie swoją wielkością.
Mława - wieża radiowa © px
Oraz
później
jeziora w miejscowości
Dąbrówno
- wszystko kompletnie inaczej wygląda za dnia, można odkryć trasę na nowo. Ostatnio to już
przed Działdowem
miałem
ciemno.
Od Lubawy do Iławy droga niby remontowana,
ale przejezdna aż miło.
W Iławie postój nad jeziorkiem i oczywiście z własnej głupoty, że mało stabilnie postawiłem rower, zawiał mocny wiatr i porysowała się latarka, manetka i
niestety urwało się jedne mocowanie od licznika - całe szczęście jakoś siedzi...
Jeziorko w Iławie © px
Niestety od Iławy do Prabutów, a później do Sztumu są prowadzone objazdy. Ja ryzykuje przejazd zamkniętymi odcinkami i całe szczęście udaje się przejechać, tylko miejscami nawet przez kilkanaście kilometrów jest asfalt po frezowaniu
i kierownica z latarką gra mi w rytmie techno.
Zamek w Malborku podczas zachodu słońca © px
Już przed Malborkiem jak
wpadam na krajówkę zauważam, że jest ciężko z czasem i zachód słońca może mi uciec. Całe szczęście wiatr teraz jest w
plecy - do tej pory praktycznie tylko w twarz. Przelatuje więc Malbork, kilka zdjęć i ścigam się z zachodem słońca.
Kawałek za Nowym Dworem Gdańskim zachód słońca uzyskał znaczną przewagę i powoli chowa się za horyzontem.
Wyścig ze zachodem słońca © px
Nie poddaje się dorwałem resztki - dobrze, że nad morzem długo to zanika. A właściwie to zabrakło mi z 40 min, aby w pełni cieszyć się zachodem.
Co jak co - widok na morze i te powietrze to jest! Po to zawsze warto się tam wybrać - następnym razem muszę skoczyć w ciągu dnia,a by chociaż popływać ;) A przynajmniej rower trochę pobawił się w piasku!
Rower o zachodzie słońca nad morzem © px
Koło w piasku © px
Jako, że cel już osiągnięty to ruszam na spokojnie w podróż powrotną - tą samą trasą aby już nie kombinować.
Początkowo idzie opornie - noc
to nie moja pora :-) ale jakimś cudem udało się rozruszać, chociaż średnia nie ta - no i na złość wiatr wieje znowu w twarz! Przynajmniej można było nacieszyć oczy widokiem na Malbork w nocy.
Malbork nocą © px
Robię sobie trochę częstsze przerwy, a i moim
wyjazdowym przysmakiem zostają hot dogi z Orlenu :-)
Kilometry i czas leci bardzo powoli. Pojawił się do tego mały ból kolana i obtarcie na
nodze. Przynajmniej zaczyna dość szybko świtać. Robię sobie nad ranem tylko krótką 30 minutową drzemkę, smarowanie łańcucha i kilka kilometrów dalej kapeć na luźnym kamieniu... Zmieniam dętkę i do przodu. Temperatura cały czas w okolicach 13 st, a do tego przelotne opady.
No i zauważyłem, że tylna opona jest na
wykończeniu - widać już wkładkę antyprzebiciową.
W drodze powrotnej postanawiam jeszcze odbić na Grunwald - tyle tablic informacyjnych miałem po drodze, że się wreszcie zdecydowałem :-)
Grunwald - pomnik © px
Na stacjach benzynowych jak robię zakupy ok północy czy o 4 rano to od
razu miłe pytania skąd tu wziąłem :-)
Ten wypad był dla mnie bardzo wymagający - niby wpadło te 600 km (nowa życiówka), ale strasznie
czuć nogi plus kolano. Do tego
non stop chłodno plus w piątek przelotne deszcze. Wiatr też głównie przeszkadzał - warunki nie rozpieszczały.
Szczerze to nie wiem czemu wcześniej nie odpuściłem :-)
Widać trzeba będzie się wziąć w garść jak ma się zamiar myśleć o takich dłuższych jazdach.
Oczywiście wielkie podziękowania dla mojej dziewczyny Niny za wsparcie! Bez tego jest ciężko :)
avCAD: 86