Mińsk Mazowiecki - Hel

Sobota, 17 sierpnia 2013 · Komentarze(16)
Kategoria 300km <, Szosa
Trasa w planie wygląda bardzo ciekawie. Moim celem jest dotarcie na mało uczęszczanymi drogami zaliczając jeszcze po drodze przeprawę promem w Świbnie. Tak się złożyło, że w tym samym czasie niedaleko od mojej trasy startuje Maraton Rowerowy Dookoła Polski - planuje, też tam zajechać na start o godzinie 12:00.
Moją godzinę startu ustawiam na punkt 14:00, tak aby nie wyjechać za późno zdążyć na prom który kursuje od 5:20.

Przed startem w Mińsku © px


Przed startem lecę jeszcze na chwilę do Niny, pamiątkowe zdjęcie (jak wyglądam przed) i w drogę!
Początek trasy to całkiem oklepany fragment do Zegrza gdzie tradycyjne robię krótki postój - po prostu bardzo lubię to miejsce.

Tradycyjnie postój nad Zegrzem © px


Przekraczając Narew przejeżdżam dosłownie po elektrowni wodnej na Narwo - Dębe. Ogólnie bardzo miła niespodzianka, widok jest ciekawy.

Elektrownia wodna Dębę na Narwi © px


Fragment do Ciechanowa specjalnie wcześniej objechałem, aby nie mieć teraz problemów/niespodzianek i sprawdzić nawierzchnię - to był najbardziej "dziki" fragment.
Z Nasielska kieruję się na Klukowo gdzie po krótkim szutrowym fragmencie przejeżdżam nowo wybudowanym tunelem pod właśnie remontowaną linią kolejową Warszawa - Gdańsk. Jadę kawałek dalej i właśnie tutaj mam fragment z najgorszą nawierzchnią - właściwie to czysty piach. Walcząc z rowerem udaje się przejechać całość, zresztą nie jest długi, coś ok 1.5 kilometra.

Piaszczysta droga kawałek za Nasielskiem © px


Kieruję się już prosto na Ciechanów. Droga prowadzi poprzez malownicze pola, ruch jest praktycznie zerowy, a do tego czasem pojawiają się ciekawe zarośnięte stare budynki - wyglądają wprost niesamowicie.

Zarośnięte ruiny niedaleko Klukowa © px


Dojeżdżam do Ciechanowa i odrabiam zaległości - ostatnio zapomniałem odwiedzić zamek Książąt Mazowieckich, który tak na marginesie znajduje się praktycznie w centrum miasta.

Zamek Książąt Mazowieckich w Ciechanowie © px


Z Ciechanowa kieruję się na Działdowo. Już powoli zaczyna się robić ciemno i chłodno. Mogę tylko w trakcie podziwiać zachód słońca. W Mławie wjeżdżam już do województwa warmińsko-mazurskiego, ale, że to było na zjeździe to już nie chciało mi się zatrzymywać, aby zrobić zdjęcie :)
Tak samo jak słońce szybko zachodzi zaczyna też się robić zimno. Zakładam kurtkę, przygotowuje oświetlenie i powoli szykuję się do jazdy w nocy.

Zachód słońca nad polami i lasami © px

Czerwony zachód słońca nad pojedyńczymi drzewami © px


Do Działdowa dojeżdżam już po zachodzie słońca, początkowo nocą jedzie się bardzo przyjemnie. Orzeźwiający chłód, cisza wkoło. Ale z czasem jednak zmęczenie i późna pora dochodzą do głosu.

Działdowo wita © px


Czym robi się później tym coraz ciężej mi się jedzie. Kilometry mimo wszystko jakoś lecą - kawałek za miejscowością Susz wpadam szturmem do województwa pomorskiego.

Pomorskie wita! © px


Nie przyzwyczajony do nocnej jazdy mam małe problemy. Krótkie postoje na jedzenie rozwiązują trochę problem, ale główny kryzys przychodzi już nad samym ranem około godziny 3:00. Praktycznie zasypiam na rowerze i jadę niczym zombie. W akcie desperacji postanawiam się trochę zdrzemnąć - obiecywałem sobie, że tego będę unikał, ale już nie miałem wyjścia. Zbiegiem okoliczności przejeżdżałem właśnie przez centrum miasteczka gdzie widać dużą tablicę z napisem "Miejsce odpoczynku". Nie zastanawiając się po prostu kładę się na ławce i momentalnie zasypiam.
Tak samo szybko też się budzę. Zimno! Chwytam za czekoladę i wskakuje od razu na rower. Całkowicie inna jazda! A spałem może maksymalnie 30 minut.

Zamek w Malborku od strony rzeki © px


Przejeżdżam przez Sztum i sprawnie docieram do Malborka. Zatrzymuje się tylko aby zrobić kilka zdjęć zamku z daleka - wcześniej już go zwiedzałem. Zresztą czasu dużo nie ma - przerywana nocna jazda pozbawiła mnie zapasu czasu.

Dojeżdżam do Nowego Dworu Gdańskiego gdzie jem szybkie śniadanie w Mc Donald'ie. Stamtąd kieruję się bezpośrednio na Stegnę. Słońce coraz bardziej wznosi się na niebie i mogę się wreszcie trochę ogrzać - oraz oczywiście podziwiać wschód słońca. Wiatr jak do tej pory też raczej sprzyja - wieje głównie w plecy lub w bok.

Wschód słońca nad drzewami i polami © px


W Stegnie szybkie śniadanie i kieruję się na prom do Świbna. Sprawnie docieram na miejsce i czekam aż przypłynie z drugiego brzegu. Koszt przeprawy to 5 złotych.

Przeprawa promowa w Świbnie © px

Prom w Świbnie © px


Jadę kawałek dalej i miła niespodzianka - kolejna przeprawa ale ruchomym mostem który akurat otwierano dla przepływającego statku przez Martwą Wisłę.

Teraz czeka mnie jeden z najmniej przyjemnych fragmentów - przebicie przez trójmiasto.
Czas mnie bardzo nagli, pojawienie się na starcie MRDP stoi pod znakiem zapytania. Przejazd przez miasto to masakra - niby prowadzi przez całość ścieżka rowerowa, ale jak to nią jazda jest mało przyjemna. Staram się jak najszybciej przejechać przez trójmiasto, nie zatrzymuję się nawet na zdjęcia czy tym bardziej zwiedzanie. Końcówkę przebicia podkreśla dość stromy podjazd - a to wszystko na Pomorzu!

Z Gdyni bocznymi drogami kieruję się na Mrzezino. Wiatr mi sprzyja więc bardzo dobrze się ciśnie - 30 km/h leci się lekko. Spory kawałek jadę po bardzo przyjemnych i równych betonowych płytach - słychać tylko szum opon. W Mrzezinie niespodziewanie wyrasta jak na Pomorze spory podjazd - ogólnie jest tu kilka górek. W sumie to się nie spodziewałem, a w tle przebija się widok na Mierzeję Helską.

Mierzeja wiślana z daleka © px


Sprawnie docieram do Pucka gdzie zaczyna się potworny korek który ciągnie się aż do Władysławowa. Mijam setki samochodów i odbijam od razu na Hel. Jest już godzina ok. 12:16 - niestety na start MRDP już za późno, a liczyłem, że może zobaczę po drodze uczestników. Muszę jechać dalej - limit wyznaczyłem sobie na 14:00, a o 15:00 mam tramwaj wodny z Helu do Gdyni.
Początkowo jadę ścieżką rowerową która prowadzi przez całą mierzeję, ale to jest normalnie masakra. Pełno ludzi którzy dodatkowo chodzą sobie jak chcą całą szerokością, wyjeżdżające samochody oraz nawierzchnia która delikatnie mówiąc nie jest równa - zwłaszcza na rower szosowy. Nie ma co, jadę asfaltem. Trąbili na mnie tylko dwa razy (btw, obie rejestracje na G...) - do tego jakiś koleś we Fiacie Panda - jakbym mu najbardziej przeszkadzał :)
Po drodze zatrzymuje się tylko w sklepie na szybkie uzupełnienie wody. Temperatura zaczyna się już robić zacna, dochodzi do 28 st. Jadę w długim rękawie - po prostu nie chce mi się teraz przebierać :)
Jedzie się trochę ciężko, wiatr wieje w twarz całą drogę na Hel. Nie mogę sobie pozwolić na postoje - zresztą to jest już końcówka. Zapieram się i tak oto dojeżdżam gdzie moja wędrówka dobiega końca!

Hel zdobyty! 500 km! © px


Dojechałem praktycznie punkt 14:00, więc cel wykonany na 100%.
Kupują drobną pamiątkę, bilet na tramwaj wodny i koniecznie idę na trochę na plażę. Warunki super, ludzi też dopisało. Dzwonię do Niny gdzie dostaję gratulację i już ja dziękuję za wsparcie na całej trasie.
Z przyjemnością siadam na piasku i odpoczywam patrząc w morze.

Rowerzysta na plaży w Helu © px


Ogólnie z wypadu jestem całkiem zadowolony, jest i nowy rekord życiowy. Całą trasę udało mi się przejechać głównie ze względu na sprzyjające warunki. Silny wiatr w twarz miałem gdzieś tylko na 150 km - dojazd do Nasielska + Hel. W nocy niby było dość chłodno, dochodziło do 10 st, a w dzień maksymalnie 30 st. Jakby spadł deszcz czy coś podobnego to nie wiem jak to by się potoczyło.
Trzeba będzie też popracować nad jazdą w nocy - może da radę coś zrobić z tym masakrycznym zasypianiem za kierownicą :)

Ślad trasy (widać GPS trochę zaniża)


Wszystkie zdjęcia z wyjazdu

avCAD: 88

Komentarze (16)

Nie to, że ja też nie umierałem - nogi do tej pory czuję :)
Ale z takimi rekordami chyba tak jest, że zawsze będzie za mało, a napęd zawsze można wymienić ;)
W sumie niby było 10st, ale nie było mi zimno - bardziej zajęty byłem utrzymaniem oczu otwartych :)

@eliza
Dokładnie, potrafi złapać taka zamuła, że człowiek ledwo się toczy na rowerze. Naprawdę podziwiam ludzi co przelatują całą noc bez większych problemów.

Trzeba będzie więcej pojeździć nocą, najlepiej po 3:00 ;)

Patryke 20:36 wtorek, 20 sierpnia 2013

zasnęłam o 3.20 natychmiast po zejściu z roweru, ostatnia godzina to był absolutny koszmar, tempo 10km/h... podziwiam jeżdżących nocą, dla mnie to niestety nieosiągalne

eliza 19:59 wtorek, 20 sierpnia 2013

Faktycznie, dzięki za zwrócenie uwagi! Chyba cały czas za bardzo skupiłem się na Wiśle :)

Patryke 20:49 niedziela, 18 sierpnia 2013

Super! Gratulacje! Widać, że dobrze zaplanowałeś i przeanalizowałeś trasę. :) BTW-przejęzyczyłeś się (czy jak to określić), bo za Mrzezinem widać Mierzeję Helską. :) Pozdrowienia!

michuss 20:40 niedziela, 18 sierpnia 2013

To okazuje się, że godzina 3:00 jest jakaś przeklęta :)
Ale to tak centralnie zasnęłaś na rowerze? Nic się poważnego nie stało?

Co do tego piachu to na mapie ładnie wyglądało tak wzdłuż torów w prostej linii i w sumie to był mój świadomy wybór :) 1 km się przemęczyłem, ale dalej już było super.

Patryke 20:23 niedziela, 18 sierpnia 2013

świetna wyprawa i super osiągnięcie. Wielkie gratulacje. Szkoda, że się tak tłukłeś niesprzyjająco od Nasielska, tam jest kilka naprawdę fajnych asfaltów zamiast tego piachu, który na zdjęciu wygląda masakrycznie. A godzina trzecia nad ranem jest chyba nie do przejścia, ja byłam bliska udowodnienia tezy, że MOŻNA zasnąć na rowerze...

eliza 20:08 niedziela, 18 sierpnia 2013

Dokładnie. Po tym wyjeździe mam tako same wrażenie - ogólnie nie mam za dużego doświadczenia w całonocnej jeździe - a właśnie po ok. 3:00 nad ranem zaczęły się problemy z samoistnie zamykającymi się oczami. To było w sumie najcięższe wspomnienie z całego wyjazdu.
Pytanie co z tym zrobić - na pewno trzeba więcej jeździć :)

Patryke 20:02 niedziela, 18 sierpnia 2013

Przy biciu rekordów o godzinie 3-4 nad ranem po prostu spada się z roweru od senności, przynajmniej ja tak miałem. Gratuluję rekordu. Ciekawy wpis.

Misiacz 19:57 niedziela, 18 sierpnia 2013

Dzięki, dzięki, dzięki :)

Co do spodenek to one są rowerowe z pieluchą tylko bardziej do MTB. Dały radę, za bardzo mi nie przeszkadzały. Faktycznie powoli chyba zaczynam się przekonywać do jakiejś dobrej lycry.

Patryke 19:57 niedziela, 18 sierpnia 2013

gratki :), całą trasę w takich luźnych spodenkach? - pytam z ciekawości- szacun.

cmabarowa 17:39 niedziela, 18 sierpnia 2013

Twardy gość z Ciebie.Gratuluję wyczynu.

pioter50 17:34 niedziela, 18 sierpnia 2013

Szacun się należy, nie jest to byle co.

miciu22 15:04 niedziela, 18 sierpnia 2013

Piękna trasa i super wycieczka. Tylko pozazdrościć kondychy :)

Pozdrawiam !!

Isgenaroth 13:51 niedziela, 18 sierpnia 2013

Dzięki! Faktycznie nie było lekko, ale też wiem, że trzeba jeszcze nad sobą popracować :)

Patryke 11:38 niedziela, 18 sierpnia 2013

Ekstra
To jest wyczyn !
pozdrawiam

Jurek57 11:31 niedziela, 18 sierpnia 2013
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa zycie

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]