Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2011

Dystans całkowity:815.41 km (w terenie 236.00 km; 28.94%)
Czas w ruchu:43:54
Średnia prędkość:18.57 km/h
Suma podjazdów:2872 m
Maks. tętno maksymalne:176 (88 %)
Maks. tętno średnie:148 (74 %)
Suma kalorii:2846 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:67.95 km i 3h 39m
Więcej statystyk

68 TdP - Etap I - Warszawa

Niedziela, 31 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Szosa
Wypad z C1ach'em z Mińska do Warszawy na tegoroczny etap Tour de Pologne.
W stronę stolicy pogoda rewelacja, ciepło i utrzymało się dość wysoką średnią.
Warunki podczas całego wyścigu równie dobre, wręcz idealne.
Usytuowaliśmy się praktycznie na samej mecie i mogliśmy podziwiać co się dzieje na trasie za pomocą telebimu. Organizacja naprawdę bardzo dobra.

Kibic od serca © px


Nie mogło zabraknąć darmowych rzeczy - tym razem była rozdawana Nutella. Normalnie wtedy z ludzi wychodzą istne bestie. Spokojnie czekając w kolejce na jedno opakowanie ludzie pobiegali ze wszystkich stron i brali ile się da. Za wolno rękę się wystawiło i po ptakach. Dać coś ludziom za darmo ;)

Darmowa Nutella ;) © px


Powrót już niestety pociągiem - dość nieźle się rozpadało.

Po pracy

Wtorek, 26 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Szosa
Rundka do Cegłowa

Rozluźnienie

Poniedziałek, 25 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Szosa
Spokojna, relaksująca runda po ostatnim długim wypadzie. Mięśnie jeszcze trochę czuć :)

300 km jednego dnia

Sobota, 23 lipca 2011 · Komentarze(2)
Kategoria 300km <, Szosa
Od wielu miesięcy krążył niecny plan, aby pobić nasze, czyli mój i Bodka życiowy rekord przejazdu jednego dnia. Poprzednie wynosiły odpowiednio 250 i 268.
Cel był ustawiony na 400 km, jednak pogoda zweryfikowała nasze plany.
Wyruszyliśmy z Mińska Maz. na wschód. W drodze do Siedlec było ok, tylko wyskoczył mi znienacka krawężnik, ledwo co udało mi się uniknąć OTB. Ruch nie był za wielki, w większości mijały nas TIR'y, ale naprawdę zachowywały się bardzo w porządku - aby wyprzedzić nas jadących po szerokim poboczu zjeżdżały praktycznie na sąsiedni pas.
Kawałek za Siedlcami zaczęło padać, nie był to ulewny deszcz, ale mżawka. Niby nie groźna, ale wystarczy to pomnożyć przez wiele godzin i efekt robi się nieciekawy.
Następny po Siedlcach przystanek zrobiliśmy sobie w Łosicach.

Na przystanku w Łosicach © px


Dalej do Terespola jazda cały czas w deszcz. Do tego zalewała nas woda spod kół roweru. Nie było za przyjemnie, ale jedziemy dalej. Na jednym przystanku postanowiliśmy się kawałek przespać - skutek nie był za dobry, ale przynajmniej już nie zasypialiśmy za kierownicą. To był nasz największy wróg - sen.
W Neplach natknęliśmy się na pomnik starego radzieckiego czołgu - T-34.

Czołg - pomnik w Neplach © px


Blisko wschodniej granicy w miejscowościach które mijaliśmy jedna po drugiej natykaliśmy się na coraz więcej bocianich gniazd. Na jednej ulicy potrafiły być rozmieszczone co 50-100 metrów.

Bocianie gniazdo © px


Tuż przed samym Terespolem przejeżdżaliśmy przez wiadukt z którego doskonale było widać kolejkę ciężarówek do przejścia granicznego. Dosłownie nie było widać jej końca, a do tego nie było widać, aby się poruszała.

Kolejka do przejścia granicznego w Trespolu © px


Dojeżdżając na miejsce do Terespolu bardzo miło się zaskoczyłem. Wyobrażałem sobie mała, wiejską mieścinę, a tutaj jest naprawdę kawał miasta. Jak widać kontakt graniczny z innym państwem bardzo się opłaca.

Przejście graniczne w Terespolu © px


Razem z Bodkiem wreszcie zjedliśmy coś na ciepło i trochę się osuszyliśmy. Do tej pory przebywało się tylko w zimnie i wielkiej wilgoci.
Wtedy też postanowiliśmy podjechać do Łukowa pociągiem i skrócić ogólny dystans do 300 kilometrów. Pogoda wybitnie nie sprzyjała i nie zapowiadała poprawy, a w pociągu będziemy mieli czas i możliwość, aby trochę przeschnąć.

Rowerowi wisielcy - Łuków PKP © px


Po półtorej godziny jazdy zawitaliśmy w Łukowie. Przywitała nas naprawdę świetna pogoda - od ok. 9 godzin jazdy ujrzeliśmy dopiero promienie słońca - zapowiadało się dobrze. Do tego na dworcu PKP został umieszczony dość specyficzny wieszak na rowery - bardzo ciekawa konstrukcja, dosłownie wzorowana na domowych szafach.
Więc ruszyliśmy w stronę Garwolina. Kiedy wyjechaliśmy na odkryte, otoczone przez pola tereny odezwał się konkretny wiatr w twarz. Wtedy się zaczęliśmy zastanawiać co gorsze, deszcz czy wiatr. Co jak co, ale było sucho :)
Całe szczęście konkretnie wiało przez jakieś 40-50 km, dalej już było przyjemniej i tak dojechaliśmy do Siennicy przez Parysów.
Przed Mińskiem zostało nam do dokręcenia ok. 50 km więc pokręciliśmy się jeszcze w okolicach Cegłowa, Mrozów, Barczącej.
Zmarnowani, wymęczeni, niemogący patrzeć na batony dostaliśmy się do Mińska ok. 20:00. 300 km i przeszło 13 godzin jazdy za nami. Sam na pewno bym nie dobił do takiej ilości, zabrakłoby motywacji.
Cel został osiągnięty :)

Po pracy

Czwartek, 21 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Szosa, < 050km
Dość szybka i krótka runda po pracy. Na spokojnie :)

III Zlot ForumRowerowe.org - dzień 9

Sobota, 9 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Szosa, Teren
To już nasz ostatni dzień w górach na rowerze.
Postanowiliśmy pojechać znowu na Biskupią Kopę, ale tym razem bardziej terenową trasą.
Prowadziła ona przez Górę Parkową, wszelkimi rodzajami kop i dalej odnogą czerwonego szlaku, która doprowadziła nas już do trasy na Zlote Hory.
Podjazd pod Biskupią Kopę już klasycznie asfaltem, ale tym razem końcówkę zrobiliśmy zielonym szlakiem. Cały podjazd zrobiony o własnych siłach, bez odpoczynków, z siodła - tylko dwa razy trzeba było się podpierać. Asfaltowa część zajęła mi ok. 30 min, a zielony szlak ok. 20 min. Całość wzbogacała świetna pogoda i rewelacyjne widoki.

Wieża widokowa na Biskupiej Kopie © px


Po chwili oczekiwania na Ecię i Zbyszka postanowiliśmy się rozdzielić. Oni udali się czerwonym szlakiem w dół, a ja żółtym.
W ten sposób wylądowałem w Pokrzywnej, a stamtąd już kawałek asfaltem na miejsce.

Reasumując wyjazd był bardzo ciekawy.
- Świetne towarzystwo, jest spokojnie z kim jeździć
- Dużo technicznej jazdy po korzeniach
- Szybkie przyjemne single
- Ścieżki w super stanie, zadbane i dobrze oznaczone
- Ładne okolice, piękne widoki
- Pierwsze dni deszczowe, końcówka świetna
- Zero kapci i poważniejszych usterek


III Zlot ForumRowerowe.org - dzień 8

Piątek, 8 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Teren
Wczoraj w słoneczny dzień odpoczynek, tego dnia pogoda również pozytywnie nas zaskoczyła - ok. 30 st.
Dziś obraliśmy kierunek na Biskupią Kopę przez Zlote Hory asfaltowym podjazdem. Następnie kombinacja żółtego z niebieskim na sam szczyt i skorzystanie z wieży widokowej. Widoki zacne, pogoda ku temu sprzyjała.

Jazda od schroniska pod Biskupią Kopą © px


Zjazd prowadził pograniczem - czerwony szlak. Pełno korzeniu i spore nachylenie w dół. Było czuć hample. Miejscami naprawdę nie wierzyłem, że to przejechałem ;)

III Zlot ForumRowerowe.org - dzień 6

Środa, 6 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Teren
Dzisiejszego dnia na Rychlebskie Ścieżki podjechaliśmy samochodem.
Uderzyliśmy jeszcze raz na początek na żółty odcinek szlaku - Ecia jeszcze nim nie jechała.
Po drodze zajechaliśmy jeszcze na okoliczny Bike Park, gdzie udało się uchwycić akrobację jednego rowerzysty.

Bike Park - Rychlebskie Ścieżki © px


Dzieci też nie pozostawały dłużne i ostro trenowały.

Dzieci w Bike Parku - Rychlebskie Ścieżki © px


Po przejechaniu żółtego ruszyliśmy na zielony, który ja wzbogaciłem sobie o czarny odcinek. Zapowiadał się strasznie, niczym do DH, a tak naprawdę w większości był przejezdny. Trudny był początkowy element podjazdowy.
Szlak przebiegał dość wysoko, a w najwyższym jego punkcie została umieszczona platforma widokowa.

Punkt widokowy na czarnym szlaku - Rychlebskie Ścieżki © px


Od tego momentu można było się delektować tylko samym zjazdem.
Na zwieńczenie wyjazdu oczywiście obiad w Gospodzie u Kasztanka :)

III Zlot ForumRowerowe.org - dzień 5

Wtorek, 5 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria 050 - 100km, Szosa, Teren
Tym razem sami z Premierem ruszyliśmy w stronę Rychelbskich Ścieżek - ale jak najmniej asfaltem.
Początkowo z Głuchołaz prowadził nas czerwony szlak - dopiero później zauważyłem, że był oznaczony jako zarośnięty. Oczywiście się trochę pogubiliśmy i zakończyło się na przedzieraniu przez pole jakiegoś rolnika w błocie i zbożu.
Po drodze do Czarnej Wody mijaliśmy jeszcze dawną, ale wciąż działającą kopalnię - widocznych pełno ostrzegających tabliczek przed wybuchami.
Na miejscu w Rychlebach tym razem przejechaliśmy północy wariant - oznaczony jako pomarańczowy.
Ogólnie jak dla mnie rewelacja - przyjemny, płynnie się ciągnący wzdłuż strumyka singiel. Do tego wzbogacany kładkami, mostkami, nawrotami. Można tam czerpać czystą przyjemność z jazdy, chociaż ogólnie jest dość łatwy technicznie. Chociaż w jednym miejscu można wpaść do rzeki :)
Następnie uderzyliśmy już prosto do miasta Zlote Hory.
Po drodze natknęliśmy się jeszcze na młyny wodne, gdzie kiedyś było wydobywane złoto.

Młyny wodne pod Zlotymi Horami © px


Od młynów nasza trasa prowadziła wzdłuż malowniczego strumyka. Z jednej strony woda, a z drugiej miejscami całkiem spore urwisko. Do tego jazda w dużej mierze po sporych rozmiarów korzeniach. Bardzo miło się jechało.
Oczywiście po dojechaniu na miejsce do "miasta złota" trzeba było skonsumować prawdziwie kolarski posiłek :)

Strawa kolarza - Zlote Hory © px


Po takim daniu i deserze już nam się nic nie chciało i ruszyliśmy bezpośrednio do Głuchołaz.

:: W jednym miejscu trochę urwał mi się ślad i widać "przestrzelony" odcinek :) ::

III Zlot ForumRowerowe.org - dzień 4

Poniedziałek, 4 lipca 2011 · Komentarze(0)
Tego dnia postanowiliśmy z Premierem, Odim, Safianem, Bartkiem, Ecią oraz Zbyszkiem zdobyć najwyższy szczyt w okolicy - Pradziad, prawie 1500m.
Do podnóża góry dostaliśmy się samochodem, a stamtąd rozpoczęła się żmudna wędrówka ku szczytowi. W moim przypadku początkowo dość bardzo - impreza dnia poprzedniego ze Słomą była dość intensywna ;)
Początkowo asfalt, a dalej szuter. Miejscami naprawdę stromo.
Do tego ciągle towarzyszyły nam niewielkie opady, jechaliśmy bowiem praktycznie w chmurach.

Mocna ekipa w drodze na Pradziada © px


W ostatnim schronisku gdzie można było dojechać asfaltem rozdzieliśmy się z Ecią i Zbyszkiem, sami dalej ruszyliśmy w deszcz szutrem w górę. Mijaliśmy tylko jedno schronisko.
Po dotarciu na szczyt zacnie huczało, do tego widoczność dosłownie na 50m. Schronisko na Pradziadzie się nam majestatycznie, powoli wyłaniało.



W samym schronisku można było płacić tylko w koronach więc za wiele nie zakupiliśmy. Więc szybki odpoczynek i jazda prosto w dół.



Rewelacyjny, szybki zjazd w błocie i deszczu. Przy pewnej prędkości już daszek nie chronił od zacinającego deszczu który uderzał prosto w oczy.
Cali dojechaliśmy na sam dół.