Wpisy archiwalne w kategorii

< 050km

Dystans całkowity:15948.58 km (w terenie 6697.79 km; 42.00%)
Czas w ruchu:827:05
Średnia prędkość:19.28 km/h
Maksymalna prędkość:66.92 km/h
Suma podjazdów:57277 m
Maks. tętno maksymalne:187 (93 %)
Maks. tętno średnie:162 (81 %)
Suma kalorii:275391 kcal
Liczba aktywności:465
Średnio na aktywność:34.30 km i 1h 46m
Więcej statystyk

Bikepacking Główny Szlak Beskidzki - dzień 4

Środa, 2 lipca 2014 · Komentarze(2)
Wczoraj zasnąłem z super pogodą, a obudziłem się niestety z deszczową. Naszło sporo chmur przez co cały dzień taki się zapowiada...
Więc powoli się zbieram i rano zanim wyruszyłem do bazy namiotowej zawitał "koks" co pieszo mnie wyprzedził w pokonaniu GSB chociaż startował pół dnia później. Jest już na nogach od 5:00 rano - naprawdę niezłe tempo, aby na rowerze mi tak szło :) Wreszcie udaje mi się ruszyć - całe szczęście buty są na razie suche.

Brzydka pogoda z samego rana
Brzydka pogoda z samego rana © px

Deszcz nie przestaje padać, a przede mną Babiogórski Park Narodowy. Tutaj pojawia się mój duży dylemat co z nim robić. Po pierwsze jest tam zakaz dla rowerów i po drugie czekałoby mnie ponad 600 m w pionie wypychu pod samą Babią Górę w deszczowych warunkach. Ostatecznie odpuszczam i omijam Babią Górę przez Zawoję i Mosorny Groń - cały czas oczywiście szlakami. W Zawoi gdzie przypominam sobie miejsce V zlotu Forum Rowerowego.org dopada mnie kulminacja deszczu - poncho okazuje się tutaj zbawienne. Cieszę się, że w sumie podjąłem trudną dla mnie decyzję o ominięciu Babiej Góry - w takich warunkach byłaby masakra, a do tego typowe buty MTB zbytnio się nie nadają do dłuższego chodzenia. Już praktycznie odpadły mi wszystkie korki i chodzę na samej podeszwie z blokami.

Rowerzysta + poncho
Rowerzysta + poncho © px

Tak więc szybki popas w sklepie spożywczym gdzie udaje mi się trochę zagrzać i ruszam żółtym szlakiem na Mosorny Groń. Z początku trochę prowadzenia - nawet ładną kładką przez rzeczkę, kawałek podjazdu i sporo wypychu. Idzie całkiem sprawnie, a nawet deszcz przestaje padać! Jest dobrze, a do tego widoki są dość ciekawe - w oddali przebija się od czasu do czasu szczyt Babiej Góry.

Pochmurny widok z Mosornego Gronia
Pochmurny widok z Mosornego Gronia © px

Dalej to już zaczyna się konkretny wypych pod Halę Śmietanową żółtym szlakiem - stromo pod górę i to jeszcze po konkretnych korzeniach. Większość mojej drogi wygląda tak, że najpierw wpycham rower, a później podchodzę, wpycham rower, podchodzę... I tak setki razy :)

Wypych pod Halę Śmietanową
Wypych pod Halę Śmietanową © px

Wreszcie się udało i zaczyna się trochę lepiej - można jechać! Podjazd pod Policę i już stamtąd generalnie w doł. Wszystko byłoby piękne jakby nie tylko połamane drzewa które leżą na środku szlaku... Musiałem wiele omijać bokiem specjalnie utworzonymi ścieżkami które ze względów oczywistych nie są za bardzo dla rowerów, więc musiałem sporo z niego schodzić.

Powalone drzewa na szlaku po wiatrołamach
Powalone drzewa na szlaku po wiatrołamach © px

Sam widok też się prezentuje całkiem dramatycznie - widać wiele martwych, połamanych drzew. W takim też klimacie mijam pomnik katastrofy lotniczej i kieruję się w stronę schroniska na Hali Krupowej.

Straszne połamane drzewa
Straszne połamane drzewa © px

Pod samo schronisko docieram już w deszczu. Postanawiam tam zrobić dłuższy postój, więc szaleję i zamawiam pierogi ruskie plus frytki - nie ma to jak wreszcie normalne jedzenie, nie ciągle puree ;) Niestety cały czas leje z nieba i mimo wszystko postanawiam jechać dalej. Zakładam więc poncho i ruszam do przodu. Do tego zachęca mnie to, że teraz mam więcej w dół - praktycznie sam zjazd do Bystrej. Ale w tych warunkach nawet nie ma co się cieszyć zjazdem tylko trzeba bardziej pilnować prędkości z rękami na hamulcach.

Widok w chmurach
Widok w chmurach © px

Deszcz pada nieubłaganie. Postanawiam dojechać tylko do miejscowości Bystra gdzie będę szukał jakiegoś noclegu, a jest tam jeszcze kawałek więc zapowiada się grubo.
Ni stąd, ni zowąd staje się normalnie cud! Po drodze napotykam opuszczoną chatkę drwali, zaglądam do niej - pusto. Rozglądam się, jest piec, a nawet suche drewno. Normalnie bajka! Długo się nie zastanawiając postanawiam zostać tutaj na noc. Warunki po prostu rewelacyjne!

Niesamowita chatka drwala w środku
Niesamowita chatka drwala w środku © px

Rozpalam drewnem w piecu - robię to po raz pierwszy w życiu i jakoś się udaje. Pomieszczenie szybko napełnia się ciepłem i mogę spokojnie siedzieć w krótkim rękawku kiedy za oknem cały czas pada deszcz - termometr pokazuje ponad 20 st.
Ogólnie jest całkiem czysto, znajduje gazety z 1997 roku, więc długo stoi to nieużywane. Cały czas nie mogę uwierzyć, że znalazłem takie miejsce, normalnie szóstka w lotto! :) Rozwieszam więc wszystko co się da do suszenia i wymieniam wreszcie klocki hamulcowe - pod koniec już tarłem samymi blaszkami.

Niesamowita chatka drwala
Niesamowita chatka drwala © px

Odwiedza mnie tylko jeszcze małe zwierzątko - Popielica. Skacze i wspina się po całym pomieszczeniu (trochę szurała też w nocy), zaprzyjaźniła też się z moim rowerem - widocznie zwierzęta bardzo go lubią :)
Jem tylko klasycznie puree z kostką rosołową na obiadokolację plus zupka chińska dla smaku. Wrzucam trochę więcej drewna do pieca i układam się spać w naprawdę dobrym humorze - oraz najważniejsze w suchym miejscu z możliwością suszenia rzeczy - dosłownie luksus! Zapowiada się, że będę miał suche buty :)


Bikepacking Główny Szlak Beskidzki - dzień 3

Wtorek, 1 lipca 2014 · Komentarze(0)
Po masakrycznym wczorajszym dniu dziś wstaję zdecydowanie wcześniej - rower jest przygotowany, ubrania suche. Tutaj podziękowania też dla właścicieli, bo udało się dobrze wysuszyć ciuchy w kotłowni - tylko buty pozostały mokre, więc tak też zbieram się i ruszam w drogę mijając rzekę Sole która zauważalnie przybrała. Delikatnie kropi, ale generalnie jest ok - można jechać.

Rzeka Sola
Rzeka Sola © px

Najpierw asfaltem później przez pola mozolnie podjeżdżam pod Abrahamów. Idzie całkiem sprawnie i wreszcie zaczynają się pojawiać jakieś widoki - ciemne chmury dodają jeszcze dramaturgii :)

Okolice Węgierskiej Górki
Okolice Węgierskiej Górki © px
Widok na halę
Widok na pole © px

Do prywatnego schroniska "Słowianka" jedzie się całkiem przyjemnie chociaż towarzyszy mi cały czas błoto i nie można za szybko jechać. Później jak wyjeżdżamy na otwarte pole zaczyna się wielkie pchanie roweru pod górę. Nie przeszkadza tylko dość duże nachylenie, ale też wycinka drzew po której szlak jest bardzo zdewastowany. Dobrze, że oznaczenia zostały odnowione to przynajmniej nie ma problemów z nawigacją.

Ciężkie podejście po wycince
Ciężkie podejście po wycince © px

Odcinek do schorniska "Na Rysiance" bardzo się dłuży. Tylko w nielicznych miejscach wsiadam na rower, ścieżka często jest bardzo wąska, a w jednym miejscu są nawet zamocowane łańcuchy, aby pokonać dość ciężki odcinek (ledwo co udało mi się go przejść z rowerem na plecach) Co jak co - ten fragment nie nadaje się na jazdę rowerem. Za to widoki które temu towarzyszą są bardzo ładne - zwłaszcza jak pokonujemy otwartą przestrzeń na halach.

Łańcuchy na szlaku
Łańcuchy na szlaku © px

Akurat kiedy dotarłem pod schronisko nagle naszły chmury, widoczność spadła do ok. 50 m i zaczął padać deszcz. Spędziłem w nim z godzinę aż trochę się przepogodzi - przynajmniej miałem okazję, aby zadzwonić do mojej dziewczyny i miło porozmawiać :)
Schronisko samo w sobie jest bardzo ładne, ulokowane praktycznie na samej Hali Rysianka skąd roztacza się ładny widok. Chmury uciekły to i ja uciekam ze schroniska.

Widok na halę
Widok na halę © px

Tutaj już nawet da się całkiem przyjemnie jechać - w jednym miejscu ścieżka na krótkim fragmencie się rozwidla i nawet zostaje pozostawiony nam wybór czy wolimy jechać po korzeniach czy kamieniach - luksus :)

Korzenie czy kamienie? :)
Korzenie czy kamienie? :) © px

Na dojeździe do Hali Miziowej miałem jedną z najciekawszych i miłych sytuacji na całym wyjeździe (jak nie numer jeden). A właściwie... Zaatakował mnie ptak! :)

Ptak na oponie! :)
Ptak na oponie! :) © px

Jadę sobie spokojnie, a tu patrzę coś rusza się na ścieżce - a to mały ptaszek. Chcę go tylko spokojnie przenieść ze ścieżki w bezpieczne miejsce, a on nie chce na rękę. Delikatnie próbowałem go przegonić to przyczepił mi się do opony i nie chciał z niej zejść (widać bardzo lubi dwa kółka). Raz nawet ją udziobał - już myślałem, że mi ją przedziurawi! To byłaby historia - ptak przedziurawił mi oponę :) Więc ostatecznie udało mi się go na chwilę wziąć na rękę (całkiem mocno dziobie skubany!) i przenieść w pobliskie krzaki, najwidoczniej miał problemy z lataniem, ale za to nie miał problemów z pozowaniem do aparatu. Bardzo ciekawie i żwawo ruszał głową :)

Atak ptaka! :)
Atak ptaka! :) © px

Więc tak też przyjemnie docieram do schroniska na Hali Miziowej, uzupełnienie wody, stempel do książeczki, pocztówka do Niny i jazda dalej na szlak. Początkowo tylko sprowadzam rower, jest to zwłaszcza wkurzające, bo jednak nabrało się sporo wysokości.

Widok z Hali Miziowej
Widok z Hali Miziowej © px

Czym niżej jest już lepiej, a końcówka to bajka - w sumie to by była jakby nie mokre warunki. Jechałem po glinie/piachu co w suchych warunkach byłoby rewelacyjne - opona dobrze się trzyma i można ładnie manewrować pośród drzew, a tak trzeba uważać aby tylko koło gdzieś nie uciekło.
Mimo wszystko sprawnie docieram do przełęczy Glinne gdzie jest już nieczynne przejście graniczne ze Słowacją. Wykorzystuję mały przebłysk słońca i suszę buty na nim - ile tylko się da. Stamtąd jest tylko bardzo ostre podejście pod Studenta, a dalej już nawet całkiem sprawnie udaje się jechać. Mijam też bardzo ciekawy płot ozdobiony puszkami - dość niespotykana rzecz. Ucinam też krótką pogawędkę z miejscowym rolnikiem który narzeka, że nie dbają o szlak i tworzenie odpływów w bardziej podmokłych miejscach - faktycznie w wielu woda stoi i ciężko jest przejechać.

Płot z puszek
Płot z puszek © px

Za cel dzisiejszego dnia obrałem sobie studencką bazę namiotową Głuchaczki. Docieram tam o bardzo dobrej godzinie, rozbijam namiot i uiszczam za to symboliczną opłatę (niecałe 7 zł z kartą PTTK). Ludzie byli dość zdziwieni, że zamierzam przemierzyć Główny Szlak Beskidzki na rowerze, a dowiedziałem się, że pieszo pokonuje go całkiem pokaźna ilość ludzi. Klimat tej bazy jest naprawdę niesamowity - sama jest ulokowana na delikatnym zboczu ze wspaniałym widokiem. Jest tutaj dostęp do wody prosto ze strumienia, toalety, a nawet jest prysznic. W chatce jest piec, więc nie ma problemu ze wrzątkiem, a nawet w nim suszą mi buty :) Zostaję nawet poczęstowany "pulpą", czyli makaron zmieszany chyba ze wszystkim co się da :) Ku memu zaskoczeniu jest tu nawet boisko do siatkówki, dość prowizoryczne, ale jest. Zostaję zaproszony do gry, atmosfera jest bardzo miła - tylko trzeba sporo biegać po piłkę jak się stoczy ze zbocza :) Na koniec dnia oczywiście ognisko z gitarą i zagadkami. 

Głuchaczki - baza namiotowa
Głuchaczki - baza namiotowa © px

Czym później to pogoda jest tylko lepsza, można podziwiać nawet ładny zachód słońca - biorę to za dobry znak na jutro. Więc spędzam tylko chwilę na ognisku i lecę spać - rano trzeba wreszcie wstać. Dzień można uznać za udany - wreszcie jakiś normalny dystans.

Zachód słońca - baza namiotowa Głuchaczki
Zachód słońca - baza namiotowa Głuchaczki © px

Bikepacking Główny Szlak Beskidzki - dzień 2

Poniedziałek, 30 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Z rana na dzień dobry podczas przygotowania do wyjazdu przywitała mnie szczypawka która ukryła się w rurce od bukłaka (odczepiłem ją do wylania wody) i jakbym nie zauważył to bym miał wodę wzbogaconą w białko :) sprytne bestie, wszędzie potrafią się wcisnąć!

Szczypawka w bukłaku
Szczypawka w bukłaku © px

Dzień zaczął się deszczowo - wszędzie za oknami mgła i małe opady. Taka pogoda nigdy nie wygląda optymistycznie ponieważ przeważnie zapowiada się, że będzie wyglądać tak cały dzień. Po dłuższym wpatrywaniu się w okno i oczekiwaniu na jakiś promyk słońca wykorzystuję małe okienko pogodowe i ruszam w stronę schroniska na Przysłopie.

Schronisko stecówka
Schronisko stecówka © px

Omijam terenową trasę i podjeżdżam bezpośrednio pod samo schronisko. Deszcz na razie nie pada, ale czym zbliżam się bardziej na szczyt Baraniej Góry to zaczyna lać coraz bardziej. Bez większych przystanków to podjeżdżam i większości wprowadzam rower na samą górę. Po drodze jest sporo powalonych drzew oraz ścieżka jest wyłożona balami - mokre robią się bardzo śliskie.

Podjazd pod Baranią Górę
Podjazd pod Baranią Górę © px

Deszcz nieustannie zwiększa swoje natężenie, a ja nie mając większego wyboru napieram przed siebie - odwrót to dla mnie obecnie ostateczność.
Dotarłem wreszcie na szczyt, a tam już rozpadało się na dobre - tak jakby góra mnie zwabiła i potraktowała chmurami deszczu :) Niestety do tego też z widoków nici - wszędzie wkoło chmury. Nawet nie próbuje się wspinać na wieżę widokową, skąd przy dobrych warunkach panorama na okolice musi być naprawdę rewelacyjna.

Wieża widokowa na Baraniej Górze
Wieża widokowa na Baraniej Górze © px

Długo nie zastanawiając się ruszam w większości w dół do Węgierskiej Górki - tak przynajmniej zapowiada wykres przewyższeń. Jestem coraz bardziej mokry i już nawet nie chce mi się zakładać poncha tylko jadę w samej wiatrówce. I to był niestety mój błąd. Coraz bardziej mokłem i już nie chciałem jego niepotrzebnie przemoczyć, na razie byłem jeszcze rozgrzany więc nie odczuwałem chłodu, ale z biegiem czasu zaczęło się robić zimno i wtedy dopiero je założyłem. Przyniosło one tylko małą ulgę - z zewnątrz już nic nie wlatywało, ale za to środku byłem jak termofor :)

Widok na baraniej górze
Widok na baraniej górze © px

Droga okazała się nie taka krótka jak by wychodziło z mapy - na pewno swój duży wkład w to miały bardzo niesprzyjające warunki. Dosłownie zjeżdżałem w strumieniu wody pośród luźnych kamieni - trzymałem kciuki (a raczej ręce na hamulcach), aby nie skończyły się nagle klocki hamulcowe oraz aby nie złapać żadnego kapcia. W deszcz i to jeszcze w błocie jakiekolwiek naprawy to mordęga. Ten odcinek niemiłosiernie mi się dłużył - myślałem, aby tylko dojechać do miejscowości. Jakikolwiek dłuższy postój nie wchodził w grę - wiedziałem, że jak się zatrzymam i wychłodzę to już, aby ponownie złapać odpowiednią temperaturę w takich warunkach będzie bardzo ciężko. Nastawiłem się głównie na zjazdy, ale i po drodze było kilka podjazdów, a raczej wypychu pod górę. Nie zabrakło też przedzierania się przez powalone drzewa na stromym trawersie. Tutaj już kompletnie nie myślałem, aby robić zdjęcia - po prostu aby tylko do przodu. Nagrałem tylko kilka ujęć za pomocą GoPro które dzielnie było cały czas u mnie na klatce piersiowej.
Niestety jedna z moich obaw się sprawdziła - zaczął mi szaleć przedni hamulec i straciłem w nim sporo mocy oraz pojawiły się wibracje. Deszcz i błoto nie ma litości dla sprzętu. Całe szczęście było to już całkiem niedaleko Węgierskiej Górki gdzie docieram kawałek po 13:00 i już zaczynam szukać noclegu w pokoju - wszystkie ubrania przemoczyłem do cna i niestety dziś bez porządnego suszenia się nie obejdzie. Udało się zrobić jeszcze zakupy w pobliskim sklepie, obiadokolacja i regeneracja przed kolejnym dniem.

Węgierska górka
Węgierska górka © px

Na koniec dnia jeszcze obowiązkowy przegląd roweru. Klocki hamulcowe jakimś cudem jeszcze jutro może wytrzymają, więc je tylko przeczyszczam i daje jedną szansę. Najwięcej zabawy mam niestety zawsze z supportem do HTII - jakimś cudem dostaje się tam woda, pomimo tego, że nawet przed wyjazdem go lepiej uszczelniłem taśmą teflonową. Więc już klasycznie dokładam smaru do łożysk - przynajmniej to się łatwo robi, ale sama żywotność pakietu pozostawia wiele do życzenia.

Dystans bardzo symboliczny, ale warunki były najcięższe w jakich do tej pory jeździłem. Nieustająca walka na zjazdach w strumieniu pośród kamieni i w błocie. Jednym słowem istna masakra na dłuższą wyprawę. Zobaczymy co przyniesie jutro.

Bikepacking Główny Szlak Beskidzki - dzień 1

Niedziela, 29 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Przejechanie Głównego Szlaku Beskidzkiego od jakiegoś czasu już chodziło mi po głowie. Do tego tak szczęśliwie się złożyło, że po raz kolejny miejsce zlotu ForumRowerowego.org jest położone w bliskiej odległości od startu szlaku. Rok temu jak robiłem Główny Szlak Sudecki było Świeradów Zdrój, a teraz za to Brenna położona 15 km od Ustronia.
Więc już w niedzielę, zaraz po bardzo udanym zlocie ruszam asfaltem do Ustronia gdzie bez większych problemów odnajduję czerwoną kropkę.

Start GSB w Ustroniu
Start GSB w Ustroniu © px

Po ubiegłorocznych przygodach GSS postanowiłem zainwestować w pełnoprawny namiot, oczywiście lekki. Komfort spania i wygoda rozkładnia są bardzo istotne, a rok temu rozbijałem jedno powłokowy namiot na rowerze co nie jest za wygodnym rozwiązaniem. Wybór padł na Fjord Nansen Tordis I - ciężar przyrósł o ok. 0,7 kg w porównaniu do zeszłorocznej opcji. Do tego już miałem dedykowaną, bikepackingową sakwę podsiodłową o pojemności 10l i torbę na górną rurę - wszystko od od RafalB - storna "Wciąż w drodze".
Tak zapakowany z dobrą pogodą na niebie ruszam w trasę, GSB pozostaje do zdobycia!
Początek zaczyna się już konkretnie najpierw stromym podjazdem, a później wypychem pod Równicę gdzie znajduje się schronisko. Ludzi masa - dojazdowa asfaltowa droga robi swoje, więc tylko podbijam w książeczce pieczątkę (tak, postanowiłem zbierać punkty GOT - Górskiej Odznaki Turystycznej :) ) i ruszam dalej w drogę. Zaliczam dość wymagający zjazd - stromy oraz kamienisty i tak przekraczam Wisłę bardzo klimatycznym, wąskim mostkiem. Kilka zawijasów po mieście i zaczyna się długie pchanie roweru pod Wielką Czantorię - do pokonania prawie 600m w pionie.
Szlak idzie wzdłuż stoku narciarskiego, więc postanawiam nim wpychać rower - jest znaczniej wygodniej, ale cały czas wymagająco, do tego ok. 30 st w cieniu robi swoje.
Przynajmniej widoki są ciekawe - na jakieś dziwne trójkątne budowle które wyrastają niczym piramidy pośród lasu.

Widok z podejścia na Czantorię
Widok z podejścia na Czantorię © px

Po kilku godzinach pchania udaje się ją zdobyć. Pod samą wieżą widokową jest pełno ludzi - prawie na sam szczyt można wjechać kolejką. Tak też patrząc na ludzi stwierdzam, że ulubionym górskim obuwiem są klapki i baleriny - a tu człowiek chodzi w jakiś specjalnych butach ;)

Wieża widokowa na Czantorii
Wieża widokowa na Czantorii © px

Początkowo zjeżdżam, trochę sprowadzam po stromym zboczu, ale idzie jakoś do przodu. Na Soszów Wielki i Cieślar idzie już jakoś przyzwoicie wjechać - mijam jedno schronisko i postanawiam zatrzymać się dopiero na Stożku gdzie też jest dość wymagające podejście. Tutaj też jest wyciąg, ale za to obok znajduje się tor do Downhillu - w tym roku były tu organizowany etap Pucharu Polski, punktowany już w UCI.

Pod schroniskiem na Stożku
Pod schroniskiem na Stożku © px

Uzupełnienie wody, pieczątka i dalej w trasę która już trochę się wypłaszcza przez co można sprawniej się poruszać. Wąską ścieżką mija się wiele ciekawych skałek.
Jak do tej pory pogoda mi dopisuje, chociaż w okolicach przełęczy Kubalonka zaczynają nachodzić chmury i zbiera się na deszcz. Długo nie musiałem czekać i zostaję zmuszony do założenia poncha. Całe szczęście akurat przejeżdżam koło prywatnego schroniska Stecówka. Początkowo chcę tutaj rozbić namiot, ale właściciele się litują nade mną i pozwalają przespać się na werandzie. Dziękuję bardzo za miłą gościnę! W nocy dołącza jeszcze do mnie para którą też zaskoczył deszcz - niestety nie zapowiada się, aby szybko przeszedł.

Schronisko Stecówka
Schronisko Stecówka © px

Dzień generalnie całkiem udany - pomimo znacznych przewyższeń udało się wykręcić dobry dystans. Aby tylko pogoda dopisała to można jechać! W Beskidach jest zdecydowanie ciężej niż w Sudetach - dużo pchania po wszechobecnych kamieniach, przewyższenia też robią swoje.

VI zlot ForumRowerowe.org - dzień 2

Sobota, 28 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Sobota - czyli czas na główny forumowy wypad w góry. Klasycznie nastąpił podział na różny stopień zaawansowania czy preferencji co do trasy, aby każdy był zadowolony i nie musiał się zabijać ;) Jest już m.in. Sol, Adhed, ukaniex, Hanzo - więc zapowiada się ładnie.
Ruszam więc z ekipą na trudniejszą rundę. Najpierw długi wpycho/dojazd pod schronisko nad Błatniej gdzie zatrzymaliśmy się na mały popas.

Pod schroniskiem na Błatniej
Pod schroniskiem na Błatniej © px

Później ruszamy, a to raz w górę, a to w dół - generalnie aby tylko dojechać do singletracka który przez wielu jest zachwalany.
Na jego początku część ekipy co już jest kilka dni dłużej się odłącza i rusza w swoją drogę, a my lecimy dalej przez las.
Okazała się to istna przeprawa przez istny busz - ścieżki tam się nie doświadczyło. Po prostu droga została zgubiona :)

Przeprawa enduro przez nieprzebyty las
Przeprawa enduro przez nieprzebyty las © px

Walczymy tak ładny kawałek czasu, ale całkiem sprawnie udało się nam wydostać - pięknym zjazdem przez pole.

Zjazd po polu przez trawy
Zjazd po polu przez trawy © px

Później jechało się już bardzo przyjemnie - trasa była poprowadzona rewelacyjnym singlem trawersującym zbocze (chociaż w jednym miejscu przewodnik pomylił drogę ;) ).
Pod koniec szybka decyzja na rozwidleniu - cześć wraca od razu do ośrodka, a nasza 7'ka wspaniały wraca przedzierając się koło krowich strażników na szczyt gdzie czekał na nas rewelacyjny widok.

Końcowy odpoczynek na polanie z pięknym widokiem
Końcowy odpoczynek na polanie z pięknym widokiem © px

Generalnie tak też zakończyła się rowerowa część zlotu - pozostało tylko końcowe ognisko.
Jak dla mnie zlot był bardzo udany - jak zwykle podziękowania dla rewelacyjnej ekipy! Pogoda też bardzo dopisała i jeździło się przyjemnie. Całe szczęście nie było poważnych wypadków i wszyscy dojechali cali.

Aby do następnego!

A oto film który zmontowałem ze zlotu:


https://www.youtube.com/watch?v=Ya4MhmP3trM

VI zlot ForumRowerowe.org - dzień 1

Piątek, 27 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Już klasyczny wyjazd na kolejny zlot ForumRowerowe.org który tym razem odbył się w górskiej miejscowości Brenna.
Bardzo sprawny dojazd z Michałem (michalj) z forum i  oczywiście jeszcze runda tego samego dnia - dzień jeszcze długi :)

Jedzie ekipa
Jedzie ekipa © px

A ekipa zebrała się zacna - dużo osób jak na piątek :)
Niezastąpiony Przeor zabrał nas na "harcerza" gdzie na dzień dobry nas dobrze wytelepało - nie zabrakło też widowiskowych momentów takich jak trawersowanie strumienia.

Trawers przy strumieniu
Trawers przy strumieniu © px

Zaczepiliśmy jeszcze o schronisko na Błatniej i jazda powrotna do naszego noclegu - sam w sobie był ok. Chociaż można było się zgubić w ciemnym labiryncie korytarzy - przez pomyłkę wszedłem prawie do czyjegoś pokoju :)

Z widokiem w tle
Z widokiem w tle © px

Dzień zakończył się oczywiście wspólnym ogniskiem na którym zawsze coś się dzieje - tym razem było spokojnie, ponieważ paliło się niewiele elementów otoczenia :)

Rozjazd po życiówce

Sobota, 21 czerwca 2014 · Komentarze(2)
Kategoria < 050km, Nina, Teren
Uczestnicy
Przyjemny rozjazd z Niną po wczorajszej rundzie - dobrze mimo wszystko tak rozruszać nogi :)

O i takie tam zdjęcie kwiata jakiegoś :)

Taki tam kwiat :)
Taki tam kwiat :) © px

Runda po pracy

Poniedziałek, 16 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Szosa
Krótka runda na rozruszanie po pracy.
avCAD: 89

Po pracy z Niną

Czwartek, 12 czerwca 2014 · Komentarze(2)
Kategoria < 050km, Nina, Teren
Uczestnicy
Mały terenowy trening z Niną i później dokręcenie po okolicy łącznie z walką w piachu :)

Nina walczy w piachu
Nina walczy w piachu © px

Testowa runda

Poniedziałek, 9 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Szosa, Test
Od jakiegoś czasu zbierałem się aby wyznaczyć sobie testową pętlę na której będę weryfikował swoją kondycję - no to wreszcie się stało :)

Wiatr: wschodni, 3,5 m/s (lekko odczuwalny)
Samopoczucie: dobre
Warunki: sucho, słońce w sam raz (start godzina. 19:00)

avCAD: 92