Bikepacking Główny Szlak Beskidzki - dzień 3

Wtorek, 1 lipca 2014 · Komentarze(0)
Po masakrycznym wczorajszym dniu dziś wstaję zdecydowanie wcześniej - rower jest przygotowany, ubrania suche. Tutaj podziękowania też dla właścicieli, bo udało się dobrze wysuszyć ciuchy w kotłowni - tylko buty pozostały mokre, więc tak też zbieram się i ruszam w drogę mijając rzekę Sole która zauważalnie przybrała. Delikatnie kropi, ale generalnie jest ok - można jechać.

Rzeka Sola
Rzeka Sola © px

Najpierw asfaltem później przez pola mozolnie podjeżdżam pod Abrahamów. Idzie całkiem sprawnie i wreszcie zaczynają się pojawiać jakieś widoki - ciemne chmury dodają jeszcze dramaturgii :)

Okolice Węgierskiej Górki
Okolice Węgierskiej Górki © px
Widok na halę
Widok na pole © px

Do prywatnego schroniska "Słowianka" jedzie się całkiem przyjemnie chociaż towarzyszy mi cały czas błoto i nie można za szybko jechać. Później jak wyjeżdżamy na otwarte pole zaczyna się wielkie pchanie roweru pod górę. Nie przeszkadza tylko dość duże nachylenie, ale też wycinka drzew po której szlak jest bardzo zdewastowany. Dobrze, że oznaczenia zostały odnowione to przynajmniej nie ma problemów z nawigacją.

Ciężkie podejście po wycince
Ciężkie podejście po wycince © px

Odcinek do schorniska "Na Rysiance" bardzo się dłuży. Tylko w nielicznych miejscach wsiadam na rower, ścieżka często jest bardzo wąska, a w jednym miejscu są nawet zamocowane łańcuchy, aby pokonać dość ciężki odcinek (ledwo co udało mi się go przejść z rowerem na plecach) Co jak co - ten fragment nie nadaje się na jazdę rowerem. Za to widoki które temu towarzyszą są bardzo ładne - zwłaszcza jak pokonujemy otwartą przestrzeń na halach.

Łańcuchy na szlaku
Łańcuchy na szlaku © px

Akurat kiedy dotarłem pod schronisko nagle naszły chmury, widoczność spadła do ok. 50 m i zaczął padać deszcz. Spędziłem w nim z godzinę aż trochę się przepogodzi - przynajmniej miałem okazję, aby zadzwonić do mojej dziewczyny i miło porozmawiać :)
Schronisko samo w sobie jest bardzo ładne, ulokowane praktycznie na samej Hali Rysianka skąd roztacza się ładny widok. Chmury uciekły to i ja uciekam ze schroniska.

Widok na halę
Widok na halę © px

Tutaj już nawet da się całkiem przyjemnie jechać - w jednym miejscu ścieżka na krótkim fragmencie się rozwidla i nawet zostaje pozostawiony nam wybór czy wolimy jechać po korzeniach czy kamieniach - luksus :)

Korzenie czy kamienie? :)
Korzenie czy kamienie? :) © px

Na dojeździe do Hali Miziowej miałem jedną z najciekawszych i miłych sytuacji na całym wyjeździe (jak nie numer jeden). A właściwie... Zaatakował mnie ptak! :)

Ptak na oponie! :)
Ptak na oponie! :) © px

Jadę sobie spokojnie, a tu patrzę coś rusza się na ścieżce - a to mały ptaszek. Chcę go tylko spokojnie przenieść ze ścieżki w bezpieczne miejsce, a on nie chce na rękę. Delikatnie próbowałem go przegonić to przyczepił mi się do opony i nie chciał z niej zejść (widać bardzo lubi dwa kółka). Raz nawet ją udziobał - już myślałem, że mi ją przedziurawi! To byłaby historia - ptak przedziurawił mi oponę :) Więc ostatecznie udało mi się go na chwilę wziąć na rękę (całkiem mocno dziobie skubany!) i przenieść w pobliskie krzaki, najwidoczniej miał problemy z lataniem, ale za to nie miał problemów z pozowaniem do aparatu. Bardzo ciekawie i żwawo ruszał głową :)

Atak ptaka! :)
Atak ptaka! :) © px

Więc tak też przyjemnie docieram do schroniska na Hali Miziowej, uzupełnienie wody, stempel do książeczki, pocztówka do Niny i jazda dalej na szlak. Początkowo tylko sprowadzam rower, jest to zwłaszcza wkurzające, bo jednak nabrało się sporo wysokości.

Widok z Hali Miziowej
Widok z Hali Miziowej © px

Czym niżej jest już lepiej, a końcówka to bajka - w sumie to by była jakby nie mokre warunki. Jechałem po glinie/piachu co w suchych warunkach byłoby rewelacyjne - opona dobrze się trzyma i można ładnie manewrować pośród drzew, a tak trzeba uważać aby tylko koło gdzieś nie uciekło.
Mimo wszystko sprawnie docieram do przełęczy Glinne gdzie jest już nieczynne przejście graniczne ze Słowacją. Wykorzystuję mały przebłysk słońca i suszę buty na nim - ile tylko się da. Stamtąd jest tylko bardzo ostre podejście pod Studenta, a dalej już nawet całkiem sprawnie udaje się jechać. Mijam też bardzo ciekawy płot ozdobiony puszkami - dość niespotykana rzecz. Ucinam też krótką pogawędkę z miejscowym rolnikiem który narzeka, że nie dbają o szlak i tworzenie odpływów w bardziej podmokłych miejscach - faktycznie w wielu woda stoi i ciężko jest przejechać.

Płot z puszek
Płot z puszek © px

Za cel dzisiejszego dnia obrałem sobie studencką bazę namiotową Głuchaczki. Docieram tam o bardzo dobrej godzinie, rozbijam namiot i uiszczam za to symboliczną opłatę (niecałe 7 zł z kartą PTTK). Ludzie byli dość zdziwieni, że zamierzam przemierzyć Główny Szlak Beskidzki na rowerze, a dowiedziałem się, że pieszo pokonuje go całkiem pokaźna ilość ludzi. Klimat tej bazy jest naprawdę niesamowity - sama jest ulokowana na delikatnym zboczu ze wspaniałym widokiem. Jest tutaj dostęp do wody prosto ze strumienia, toalety, a nawet jest prysznic. W chatce jest piec, więc nie ma problemu ze wrzątkiem, a nawet w nim suszą mi buty :) Zostaję nawet poczęstowany "pulpą", czyli makaron zmieszany chyba ze wszystkim co się da :) Ku memu zaskoczeniu jest tu nawet boisko do siatkówki, dość prowizoryczne, ale jest. Zostaję zaproszony do gry, atmosfera jest bardzo miła - tylko trzeba sporo biegać po piłkę jak się stoczy ze zbocza :) Na koniec dnia oczywiście ognisko z gitarą i zagadkami. 

Głuchaczki - baza namiotowa
Głuchaczki - baza namiotowa © px

Czym później to pogoda jest tylko lepsza, można podziwiać nawet ładny zachód słońca - biorę to za dobry znak na jutro. Więc spędzam tylko chwilę na ognisku i lecę spać - rano trzeba wreszcie wstać. Dzień można uznać za udany - wreszcie jakiś normalny dystans.

Zachód słońca - baza namiotowa Głuchaczki
Zachód słońca - baza namiotowa Głuchaczki © px

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa nnejt

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]