Wpisy archiwalne w kategorii

< 050km

Dystans całkowity:15948.58 km (w terenie 6697.79 km; 42.00%)
Czas w ruchu:827:05
Średnia prędkość:19.28 km/h
Maksymalna prędkość:66.92 km/h
Suma podjazdów:57277 m
Maks. tętno maksymalne:187 (93 %)
Maks. tętno średnie:162 (81 %)
Suma kalorii:275391 kcal
Liczba aktywności:465
Średnio na aktywność:34.30 km i 1h 46m
Więcej statystyk

Runda po pracy

Środa, 6 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Nina, Teren
Krótka runda do lasu, aby spróbować coś nakręcić :)

Runda po pracy

Poniedziałek, 4 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Kategoria Teren, Nina, < 050km
Uczestnicy
Rozjazdowa runda z Niną, a i oto tak się coś tam zjechało z małego progu :)

Patryke
Patryke © noise

Runda po pracy

Czwartek, 31 lipca 2014 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Nina, Szosa
Uczestnicy
Jazda z Niną i Mateuszem - ot tak, aby się tylko wspólnie przejechać, a przy okazji Ninie stuknęło 3000 km w tym sezonie - gratulacje! :)
No i przy okazji test nowej opony na przód - Schwalbe Durano S - zaliczyła nawet fragment po piachu :)

Bikers
Bikers © noise

avCAD: 76

Po pracy

Czwartek, 24 lipca 2014 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Nina, Teren
Uczestnicy
Krótka runda szosowo/terenowo z Niną :)

Po pracy

Wtorek, 22 lipca 2014 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Szosa
Już wraca się do klasycznej rundy z Bodkiem po pracy :)

avCAD: 82

Runda po pracy

Czwartek, 17 lipca 2014 · Komentarze(0)
Kategoria Szosa, < 050km
Po pracy z Bodkiem i Kubą który chciał sprawdzić jak się jeździ na szosie - czyli generalnie po tej jeździe zamówił już swoją ;)

avCAD: 77

Bikepacking Główny Szlak Beskidzki - dzień 10

Wtorek, 8 lipca 2014 · Komentarze(2)
Wstaję rano przed ekipą survivalową. Jak tylko wczoraj zaszło słońce pojawiała się niemiłosierna wilgoć. Namiot i rower cały mokry - biwak jest na trawie, a i pobliska rzeczka robi swoje. Zbieram graty i ruszam powoli na podbój Chryszczatej - zresztą chłopaki zaraz po mnie. Trochę podjazdu, trochę pchania i już jestem przy jeziorach Duszatyńskich. Prezentują się bardzo ładnie - nigdzie po drodze nie spotkałem takich jeziorek pośród gór i to jeszcze w lesie.

Jeziorka Duszatyńskie
Jeziorka Duszatyńskie © px

Docieram na Chryszczatą - właśnie powtórzyłem mój pierwszy podjazd w górach. Miejsce trochę się zmieniło, pojawiła się wiata. Stąd też jest oznaczone odbicie do studenckiej bazy namiotowej Rabe.

Chryszczata
Chryszczata © px

Ruszam dalej w stronę przełęczy Żebrak. To miejsce też dobrze zapamiętałem - jechałem tędy z Kamilem podczas wyprawy z sakwami w 2011 roku. Tutaj też pojawiła się wiata - nówka sztuka.

Nowa wiata na przełęczy Żebrak
Nowa wiata na przełęczy Żebrak © px

Kawałek za przełęczą zaczynają dobiegać do mnie odgłosy burzy - zapowiada się grubo, a ja zgubiłem poncho. Niby kupiłem awaryjnie foliowe za 5 zł, ale jakoś mu nie ufam (ze względów oczywistych). Jedzie się tutaj bardzo przyjemnie - można pokonać dłuższe odcinki bez większego pchania pod górę.

Piękna ścieżka do jazdy
Piękna ścieżka do jazdy © px

Nie mogło też zabraknąć ciekawych technicznych fragmentów przez skałki. Ja postanowiłem sobie darować i zwiększyć szanse mojej opony na przetrwanie.

Droga przez skałki
Droga przez skałki © px

Po drodze spotkałem też hubę która ku memu zdziwieniu dosłownie konsumowała gałązkę! Czyli tak ona pasożytuje na drzewach :)

Am am jem gałązkę!
Am am jem gałązkę! © px

Dłuższy zjazd z Wołosania, pieczątka w bacówce pod Honem (pozytywny typowo rockowy klimat) i po chwili jem śniadanie w Cisnej. Wyjeżdżam z miejscowości dosłownie mostem po torach i stąd już głównie pchania pod małe Jasło. Myślałem, że udało mi się uciec od burzy, ale pojawiają się kolejne grzmoty w okolicy - co jak co, ale burzy z piorunami w górach najbardziej nienawidzę. Na starcie pojawia się też ciekawe oznaczenie szlaku - strzałka do góry. Chyba nie chodzi o to, aby się wspinać po słupie na druty pod napięciem? :)

Po słupie na szlak!
Po słupie na szlak! © px

Udaje się wspiąć na szczyt gdzie spotykam ekipę co idzie dalej czerwonym szlakiem, krótka rozmowa i w obliczu zbliżającego się kataklizmu ruszam dalej - aby tylko do Fereczatej i zjechać z tych cholernych szczytów. W górnych partiach często jedzie się przez pola trawy i roślin z naprawdę dużymi liśćmi - wtedy odgłos opon jest niepowtarzalny. Wszystko oczywiście na singletracku.

Pięknie polami i granią
Pięknie polami i granią © px

Na Okrągliku do czerwonego GSB dołącza słowacki czerwony szlak graniczny - oczywiście zlewają się w jedno i szukam ładny kawałek mojego GSB, a grzmoty powodują dodatkową presję. Okazuje się, że trzeba pojechać kawałek wzdłuż granicy, a później w lewo w dół.

Burzowe chmury
Burzowe chmury © px

Bardzo przyjemnie i szybko zjeżdżam do Smereka gdzie rozbijam namiot w ośrodku wypoczynkowym. Wtedy też zaczyna padać deszcz - tym razem udało mi się uciec.

Bikepacking Główny Szlak Beskidzki - dzień 6

Piątek, 4 lipca 2014 · Komentarze(0)
Po prostu nie ma to jak się budzić z pięknym widokiem na Tatry! Zdjęcie najbardziej to pokaże.

Pola i Tatry
Pola i Tatry © px

A całość jeszcze w akompaniamencie pól oświetlonych porannym słońcem - coś doprawdy pięknego. Górski masyw wybijający się na linii horyzontu - nie mający żadnej konkurencji i wręcz przytłaczający swoją wielkością budzi szacunek. Dla takich widoków warto było przemęczyć się ostatnie kilka dni w błocie, deszczu i przeskakując z rowerem przez drzewa. Widoczność niesamowita, a do samych Tatr jest w linii prostej około 40 km - dobra luneta i zobaczymy turystów na szczycie ;)

Widok na Tatry spod Studzionek
Widok na Tatry spod Studzionek © px 

Spokojnie ruszam na szlak o godzinie 8:00 - czyli dość późno. Dzień nie zapowiada się lepiej od poprzedniego pod względem połamanych drzew - dziś jest istne apogeum w prowadzeniu roweru gdzie teoretycznie da się jechać. Oczywiście wszystko zasługa wiatrołomów. Przynajmniej humor potrafią poprawić szlaki rowerowe w kolorach tęczy - do wyboru do koloru!

Do wyboru do koloru!
Do wyboru do koloru! © px

Oczywiście wszędzie są połamane drzewa - pod Lubań większość czasu chyba je omijałem niż jechałem. Czasem po prostu wyglądają jak specjalnie przygotowane na obóz treningowy w jednostce wojskowej.

Drzewa po wiatrołamach
Drzewa po wiatrołamach © px

Jedynym stałym i pozytywnym elementem jest ciągle niesamowity widok na Tatry. Gdzie las jest trochę przerzedzony czy na szczycie samego Lubania można podziwiać ich niesamowitą panoramę - ten widok prędko mi się nie znudzi.
Niestety jadąc po ścinkach oczyszczanego lasu wpadł mi kijek w tylne koło i skasował jedną szprychę - pierwszy raz mi się to zdarzyło. Jako, że koło nie zaczęło strasznie mocniej bić na boki, zaplatam szprychę o szprychę i jadę dalej - zostało mi jeszcze 31 prób :)

Widok z Lubania
Widok z Lubania © px

Po Lubaniem znajduje się studencka baza namiotowa - bardzo ładnie ulokowana i oczywiście z bardzo przyjaznymi ludźmi. Przysiadam się na chwilę i dowiaduję, że wiatrołomy dotykają też samej bazy - frekwencja tego sezonu jest bardzo mała. Zostaję też ostrzeżony, że czerwony szlak do Krościenka nie jest oczyszczony, ale za to zielony tak. Pomimo tego jadę dalej zielonym póki nie spotykam turystów którzy właśnie nim podchodzą i ostrzegają mnie przed masakrą. Nie chcąc doświadczyć okropności w postaci sprowadzania roweru tam gdzie da się zjechać (koszmar rowerzysty) to kieruję się na azymut drogą wyjeżdżoną przez ciągniki - tu musi być przejezdna. Ale aby nie było tak pięknie to zaliczam całe szczęście nieszkodliwą wywrotkę. Tak już zużyły mi się bloki od chodzenia po kamieniach, że już ledwo co trzymają się pedałów. Na stromym zjeździe nagle wypięła mi się lewa noga. Udało się opanować sytuację. Wypięła się drugi raz - już się nie udało i poleciałem. Trzeba będzie teraz bardziej uważać.

Widok na Dunajec
Widok na Dunajec © px

W Krościenku nad Dunajcem konsumuję pod spożywczakiem bardzo dobre i świeże pieczywo. Tak też zbieram siły na totalny wypych pod Przehybę który mnie później czekał. Miejscami próbuję podjeżdżać, ale tak zostały ze mnie wyciągnięte siły, że czasem ledwo co prowadzę rower. Upał i wcześniejsza masakryczna walka z połamanymi drzewami zrobiły swoje - dobrze, że tutaj już nie ma tego problemu.

Urwane szprychy
Urwane szprychy © px

Postanawiam na Przehybie rozbić namiot - chociaż w planie miałem dziś dalej jechać. Jednak okazuje się, że za dosłownie kilka złotych więcej ze zniżką PTTK mogę mieć pokój - więc korzystam z tego luksusu. Tego miejsca też nie zapomnę ponieważ z Bodkiem w 2011 roku zdobywaliśmy ją szosowo - był to pierwszy taki konkretny podjazd i to z sakwami! Konsumuję obiad i na spokojnie serwisuje rower - obecnie nawet dwa razy w ciągu dnia muszę smarować łańcuch. Dzień kończę miłą pogawędką z Niną i zmęczony kładę się wcześniej spać - jutro już nie ma szans na późne wstawanie.