Wpisy archiwalne w kategorii

Bikepacking

Dystans całkowity:1705.74 km (w terenie 1288.00 km; 75.51%)
Czas w ruchu:158:20
Średnia prędkość:10.77 km/h
Maksymalna prędkość:68.02 km/h
Suma podjazdów:37748 m
Maks. tętno maksymalne:176 (88 %)
Maks. tętno średnie:139 (69 %)
Suma kalorii:79561 kcal
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:65.61 km i 6h 05m
Więcej statystyk

Główny Szlak Sudecki - bikepacking - dzień 3

Wtorek, 9 lipca 2013 · Komentarze(0)
Stół jak to stół całkiem twardy, ale jak dla mnie dobrze się spało - najważniejsze, że spokojnie.
Już standardowo śniadanie i w drogę. Z rana ogólnie jakoś ciężko mi się jedzie, dopiero po kilku godzinach nabieram pełni sił.
Praktycznie na dzień dobry szlak prowadzi w niewielkiej odległości od punktu widokowego na skałce "Ostra Mała" gdzie wchodzę i naprawdę jest co podziwiać. Dla takich widoków się jedzie.

Ścieżka pod "Ostrą Małą" © px

Podejscie na punkt widokowy na skałce "Ostra Mała" © px

Panorama z punktu widokowego na skałce "Ostra Mała" © px


Podziwianie, podziwianiem, ale trzeba jechać dalej. Wczoraj trochę zrobiłem podjazdu, więc czekał mnie zjazd który okazał się zaskakująco trudny, miejscami musiałem sprowadzać rower. Dość stromo do tego korzenie i kamienie w wąskiej rynnie.
Ogólnie mam szczęście co wycinek lasów - bardzo często na nie trafiam (teraz jest na nie sezon?) i oczywiście wycinają te drzewa z oznaczeniami szlaków...

Ścieżka po wycince © px


Dalej droga ciekawie prowadzi lasami przez góry, miejscami można naprawdę się pogubić, ale dość szybko odnajduję właściwą drogę. Ogólnie jedzie się przyjemnie bez większych problemów - jedynie końcówka zjazdu do miejscowości Szarocin jest ostra - zjeżdżałem strumykiem w wąskiej rynnie. Na podejściach w oddali widać już jezioro Bukowskie.

Widok na jezioro Bukowskie © px


Ciekawym miejscem na trasie jest punkt widokowy na szczycie Zadzierna - jest on umieszczony na skałce gdzie rozpościera się wspaniała panorama na jezioro Bukowskie. Pogoda tego dnia jest super więc widoki też zachwycają. Termometr w cieniu pokazuje jakieś 28 st.

Na tle jeziora Bukowskiego z Zadziernej © px

Panorama z punktu widokowego na szczycie Zadzierna © px


Po zjeździe z Zadziernej robię mały postój i przy okazji przyglądam się tylnej oponie. Na wyjazd była założona nowa, a już widać jej znaczne zużycie - kamienie i częste blokowanie koła na stromych zjazdach daje ostro popalić - aby tylko do końca wytrzymała.

Zużyta opona po kilku dniach jazdy © px


Moje szczęście co do wycinek drzew utrzymuje się niezmiennie. Tym razem nie ma to jak położone bale ściętych drzew na środku ścieżki - rower trzeba przenosić.

Wycinka lasu po całości - bale na środku ścieżki © px


W Lubawce zatrzymuję się na chwilę, aby coś zjeść i zmieniam już mapę na Sudety Środkowe.
Trasa prowadzi dość przyjemnie, większość można przejechać.
W Grzędach Górnych muszę uzupełnić wodę, jest to ostatnia większa miejscowość przed dłuższym górskim fragmentem. Jak na złość jedyny sklep we wiosce jest otwarty tylko rano i wieczorem - ja w południe się już nie łapię. Całe szczęście sołtys przyszedł mi z pomocą i napełnił bidony świeżą wodą prosto z gór.
Z Grzęd rozpoczyna się dość wymagający podjazd na Lesistą Wielką - cały udaje mi się podjechać. Nie było łatwo, ale się udało!

Przystanek na "Lesista Wielka" © px


Z małymi problemami z nawigacją, ale ogólnie sprawnie zjeżdżam do Sokołowska.
Miejscowość bardzo ciekawa i wręcz w pewnym stopniu charakterystyczna ze względu na styl zabudowań oraz ruiny sanatorium dr Hermana Brehmera - Grunwald. Niezwykły widok.
Umieszczony w centrum drogowskaz kieruje mnie w stronę schroniska Andrzejówka, gdzie po analizie mapy uda mi się dostać - cel na dziś został ustawiony.

Ruiny sanatorium dr Hermana Brehmera - Grunwald © px

Punkt przecięcia szlaków w Sokołowsko © px


Zaczyna się niewinnie, ale podejście z rowerem pod Bukowiec to jest nie lada wyzwanie.
Zmęczenie po całym dniu jazdy daje o sobie znać i muszę raz pchać rower, raz podchodzić i tak w kółko na zmianę. Metr za metrem, krok za krokiem i jakoś udaje się zdobyć szczyt.
Dalej okazuje się, że nie jest łatwiej - odległość na mapie naprawdę nieznaczna, ale szlak jest wymagający. Sporo trawersuje szczyty wąskim singlem - tylko miejscami udaje mi się jechać. Po drodze źle odbijam i ląduje przy kamieniołomie - przynajmniej upewniam się, że jest już dość blisko.

Kamieniołom niedaleko Andrzejówki © px


Jeszcze tylko kilka podejść, zjazdów, spychania i ląduję pod schroniskiem Andrzejówka.
Końcówka naprawdę była ciężka i jak już dotarłem do celu to można odetchnąć z ulgą.
Rozbijam namiot pod schroniskiem, biorę prysznic i jem ciepły posiłek na stołówce - taka mała nagroda za dziś.
Było dużo prowadzenia i wbrew pozorom sporo przewyższeń. Jak się okazało licznik nie liczy mi dobrej sumy przewyższeń ponieważ bierze tylko pod uwagę zmianę wartości jedynie podczas jazdy, kiedy pokazuje jakąś prędkość. Niestety podczas ostrego podprowadzania prędkość często wynosi zero, więc przewyższenia nie są liczone... Wartości niestety więc mogą być sporo zaniżone.

Rozbity namiot pod schroniskiem Andrzejówka © px


avCAD: 70

Główny Szlak Sudecki - bikepacking - dzień 2 - Karkonosze

Poniedziałek, 8 lipca 2013 · Komentarze(4)
Pobudka punkt 5:30, wita mnie dobra pogoda oraz wschód słońca przebijający się przez drzewa. Noc ogólnie dobrze zleciała.
Śniadanie i pakowanie idzie dość sprawnie i szybko, a to głównie przez dokuczliwe meszki.

Dzień zaczynam od podjazdu na Halę Szrenicką. Ogólnie po Karkonoskim Parku Narodowym nie można jeździć rowerem, ale podejmuje ryzyko - jak przejechać cały GSS to cały.
Przed 7:00 mijam zamkniętą kasę i teraz tylko prosto w górę.
Większość podjazdu jest niestety po nieprzyjemnie ułożonych kocich łbach - ciężko, ale do przodu.

Ciężki podjazd pod Szrenicę © px


Po ponad godzinie walki docieram na Halę Szrenicką. Po drodze mijał mnie samochód KPN i nawet na mój widok się nie zatrzymali. Spotykam jeszcze nawet jednego rowerzystę (jedynego w całych Karkonoszach) który jedzie w przeciwnym kierunku.

Widok na schronisko pod Halą Szrenicką © px


Teraz to naprawdę zaczyna się jazda. Można wreszcie spokojnie jechać i podziwiać niesamowite widoki. Dlatego głównie warto się wybrać, dla widoków. Do tego wczesna godzina powoduje, że czuję się absolutnie sam pośród ogromu gór, przestrzeni. Dodatkowo można z daleka zobaczyć przebieg szlaku którym będę się poruszać.

Prosto przez Karkonosze © px


Nie może też zabraknąć ciekawych momentów gdzie słupki graniczne są umieszczone w dosłownie każdym miejscu - na przykład na skałce - widok bardzo interesujący.

Karkonosze - ciekawie umieszczony słupek graniczny © px


Krajobraz jest tak naprawdę rewelacyjny, że trzeba się czasem po prostu zatrzymać i obejrzeć wszystko wkoło - na przykład miejsce skąd przed chwilą przyjechaliśmy. Wszystko dość szybko się zmienia i ciężko wręcz nadążyć z podziwianiem otoczenia.

Widok na schronisko na Szrenicy © px


Droga ogólnie idzie mi na razie sprawnie. Bez większych trudności docieram do telewizyjnej stacja przekaźnikowa na Śnieżnych Kotłach skąd można podziwiać same "Śnieżne Kotły". Niestety o tej porze roku nie ma tam śniegu, ale widok jak zwykle rewelacyjny. Do tego tutaj szlak prowadzi skrajem urwiska.

Telewizyjna stacja przekaźnikowa na Śnieżnych Kotłach © px


Od tego momentu zaczyna się już robić dość kamieniście. Trawers pod Wielkim Szyszakiem to już praktycznie jazda po ułożonych specjalnie kamieniach - ścieżka jest dość wąska i nawiązuję niezłą walkę, aby przejechać ten fragment. W znacznej większości się udaje.

Trawers pod Wielkim Szyszakiem © px


Miejscami jest naprawdę stromo, ogólnie pojawia się sporo kamieni i nie jest już lekko z jazdą. Hamulce się prawie gotują. Jednak widoki niezmiennie są rewelacyjne - szlak biegnie prosto przed siebie.

Widok na szlak © px


Na przełęczy pod Śmielcem zatrzymuje się na mały wypoczynek i aby coś zjeść. Jest tam też wiata w której ewentualnie można spokojnie przenocować. Akurat jak się zatrzymywałem to przyszło dwóch Czechów z farbami, aby ją odmalować.

Przełęcz pod Śmielcem - autoportret © px


Dalej szlak wspina się sporo pod górę, nie obyło się bez prowadzenia roweru.
Po drodze spotykam ratownika na quadzie który dzielnie transportuje drewno. Naprawdę jestem pełen podziwu, że tamtędy przejechał.
Ze wzniesienia widać już przełęcz Karkonoską do której prowadzi dość przyjemny zjazd - do Śnieżki już cały czas bliżej.

Widok na przełęcz Karkonoską © px

Przełęcz Karkonoska © px


Z przełęczy Karkonoskiej zaczyna się już konkretne wpychanie i wnoszenie roweru do góry. Da się jechać tylko nielicznymi miejscami. Nawet jest ogólnie problem z pchaniem roweru - nie jest lekko. Niestety już praktycznie pod samą Śnieżkę większość drogi wygląda w ten sposób.

Czeka mnie wpychanie roweru pod Tępy Szczyt © px


Krok za krokiem i droga jakoś zlatuje. Najważniejsze, aby nie robić za dużo postojów tylko iść przed siebie. O dziwo nawet pchając rower wyprzedzam sporo, normalnie idących osób. Ruch od przełęczy Karkonoskiej robi się już znacznie większy. Całe szczęście widoki niezmiennie są rewelacyjne - to na pewno ułatwia pokonanie kolejnych kilometrów szlaku.

Karkonosze - Wielki Staw © px


Pokonując kolejne wzniesienia nagle ukazuje się sama stacja meteorologiczna na Śnieżce, czyli najcięższy odcinek wędrówki niedługo dobiegnie końca, ale jeszcze ładny kawałek jest do przejścia.
Czym dalej od przełęczy Karkonoskiej tym bardziej daje się jechać na rowerze. Ludzie są bardzo wyrozumiali i nikt nie zwraca mi uwagi, że mnie tam nie powinno być na rowerze - wręcz schodzą mi grzecznie z drogi i pozwalają spokojnie przejechać. Naprawdę bardzo miło się zaskoczyłem postawą turystów!

Już widać Snieżkę! © px

W stronę Śnieżki © px


Udało się dojechać pod Dom Śląski!
Końcówka poszła naprawdę sprawnie i dało się spory odcinek jechać. Ludzi coraz więcej - widać jest to punkt kulminacyjny turystów w Karkonoszach. Planuję tutaj dłuższy postój i lekkie suszenie butów.

Widok na Śnieżkę spod Domu Śląskiego © px

Panorama pod Śnieżką © px


Przy okazji zauważyłem pierwsze uszkodzenia po długotrwałym chodzeniu, prowadzeniu roweru po kamieniach - praktycznie odpadły mi po dwa korki na każdym bucie - nie ma tu lekko dla sprzętu.
Widoki standardowo są super, aż miło się siedzi pod schroniskiem.

Uszkodzenia butów SPD po spacerze po górach © px

Pod samą Śnieżką - Patryke © px

Dziad po Śnieżką © px


W okolicy krążył podejrzany dziadek z długą brodą (sztuczną), więc to znak, że trzeba się zbierać, godzina jeszcze młoda :)
Ponad 200 metrów przewyższenia tracę prowadząc rower w dół - nie wiem na czym trzeba byłoby zjeżdżać, aby pokonać ten odcinek - sporo ciasnych nawrotów oraz duże kamienie.

Zjazd spod Domu Śląskiego czerwonym szlakiem © px


Od wodospadu daje się już powoli jechać. Szuter zaczyna się dopiero od schroniska pod Łomniczką skąd już zjeżdżamy prosto i szybko do Karpacza. Tam zakupuję drobne pamiątki, wysyłam pocztówkę do Niny, jem zasłużonego kebaba zwycięzców i dalej w drogę.

Karkonosze przejechane i zdobyte!

Szlak z Karpacza ciekawie wylatuje przez tamę i odbija nagle w las.
Po przejechaniu Karkonoszy nastawiam się na dość łagodny fragment - nic bardziej mylnego - za Karpaczem jest jeszcze sporo podjazdów oraz dość trudnych zjazdów. Całe szczęście większość udaje się jakoś przejechać.

Jezioro i tama pod Karpaczem © px


Jeden z ciekawszych i spokojnych fragmentów przebiega pomiędzy stawem "Kąpielnik" - jest naprawdę malowniczo położony - aż miło się jedzie.

Staw Kąpielnik © px


Szlak miejscami dziwnie zawija i łatwo się pogubić. Raz musiałem zawrócić, ale jakoś udało się odnaleźć właściwą drogę.
Miłą niespodzianką jest umieszczone przy drodze źródełko Jola - po upalnym dniu można się spokojnie schłodzić i uzupełnić wodę - aby takich miejsc było jak najwięcej!

Źródełko Jola © px


Od źródełka spory kawałek prowadzi asfaltowy podjazd - nie ma to jak na zakończenie dnia.
Na mapie niedaleko "Kamiennej Ławki" widzę zaznaczoną wiatę - obieram ją na dzisiejszy ostatni cel i prawdopodobne miejsce na nocleg.
Po dotarciu na miejsce standard okazuje się znacznie wyższy niż oczekiwałem - jest naprawdę spora.

Wiata niedaleko Kamiennej Ławki © px


Rozkładam swoje rzeczy, przygotowuje posiłek i czym prędzej udaje się na zasłużony odpoczynek.
Dzień naprawdę był ciężki - samo przejechanie/przejście Karkonoszy chyba bardziej psychicznie mnie wymęczyło niż fizycznie - cały czas oczekiwałem tylko fragmentu gdzie da się pojechać.
Niestety same w sobie ogólnie nie są do jazdy, zwłaszcza od przełęczy Karkonoskiej.
Osobiście nie powtórzyłbym tego fragmentu z rowerem - pieszo jak najbardziej.
Mimo wszystko jestem bardzo zadowolony - jeden z najcięższych fragmentów wyprawy jest już za mną.

Nocelg pod wiatą na stole © px


avCAD: 70

Główny Szlak Sudecki - bikepacking - dzień 1

Niedziela, 7 lipca 2013 · Komentarze(2)
Ekwipunek zabrany na wyprawę © px


Dzisiejszego dnia startowałem dość późno - około godziny 11.
Spokojnie zebrałem i spakowałem się po zlocie - plan na dziś to dojechać gdzie się da dość spokojnym tempem, aby zweryfikować swoje możliwości. Jazda na samym zlocie całe szczęście aż tak mnie nie wymęczyła, a miejscami naprawdę ostro się jeździło.
Po załadowaniu roweru czuć znaczną różnicę - nie jest lekko, chociaż rzeczy starałem się zabrać jak najmniej. Na zdjęciu widać praktycznie wszystko (nie licząc ubrań i jedzenia) co zabierałem ze sobą. Ostatecznie zrezygnowałem z ładowarki do GoPro oraz zminimalizowałem zawartość apteczki.

Na kierownicy zamontowałem namiot Fjord Nansen Faroe Out.
Pod sztycą 10 litrowy worek Fjorda Nansena ze śpiworem, bielizną oraz małym zapasem jedzenia.
Reszta rzeczy normalnie w plecaku, a na nim już klasycznie - poncho oraz alumata na szyby samochodów - oczywiście w moim przypadku do spania :)

Rower zapakowany na bikepacking © px


Zadanie numer jeden - odnaleźć punkt zero - czyli magiczną czerwoną kropkę.
Zmieniła ona miejsce względem gdzie początkowo została umieszczona - trochę szukania i kawałek za przystankiem odnalazłem drzewo z nią - z ulicy praktycznie jest niewidzialna.
No to czas ruszać!

Początek Głównego Szlaku Sudeckiego © px


Na razie wszystko zaczyna się dość spokojnie - po prostu przejazd przez miasto.
Przy hotelu można jeszcze zobaczyć tablicę upamiętniającą Orłowicza - twarz Pana Orłowicza będzie mi towarzyszyć całą drogę jak będę się denerwował na poprowadzenie szlaku :)

Tablica upamiętniająca Orłowicza © px


Ruszam dalej. Kawałek asfaltowego podjazdu i szlak nagle zbacza do lasu. Niestety tutaj czeka mnie prowadzenie roweru. Podchodzę spory kawałek i napotkany turysta wskazuje asfaltowy podjazd na sam Stóg Izerski - z lekkim wahaniem korzystam z niego - prędzej czy później i tak będę musiał prowadzić rower.
Dość sprawnie dostaję się na Stóg Izerski gdzie podjeżdżam jeszcze kawałek pod samą wieżę antenową. Widoki są super! Kawałek odpoczynku, mała przekąska i dalej już mnie czeka typowo terenowa jazda.

Wieża na Stogu Izerkim © px


Trochę kamieni, trochę błota, ale ważne, że jedzie się do przodu.
Początkowe błoto to była tylko przystawka - dalej to już zaczyna się prawdziwa zabawa - wszechobecne bagno. Jak to wspomniał Detonator w swoim opisie trasy - "Bagna Orłowicza" - nic dodać, nic ująć.

Bagna Orłowicza © px


Jak już je pokonałem w nagrodę dostałem szutrowy odcinek do przejechania z końcowym dość stromym podjazdem pod Sine Skałki - tam za to można z ławki podziwiać panoramę okolicy.
Trochę odpoczywam i suszę buty po przebyciu bagien.

Panorama z Sinych Skałek © px


Jadąc dalej szlak przebiega tuż obok nieczynnej kopalni kwarcu Stanisław.
Wjazd jest niby zabroniony i oznaczony - nie chce mi się ryzykować i bawić, ruszam dalej.

Kopalnia kwarcu Stanisław © px


Dalej szlak miejscami robi się naprawdę trudny technicznie. Nie wszystko udaje mi się zjechać, a miejscami jest po prostu niezła walka o utrzymanie właściwego toru jazdy.
Za to szlak prowadzi rewelacyjnymi miejscami niedaleko różnego rodzaju skałek.

Skałki niedaleko schroniska Wysoki Kamień © px


Na koniec dość przyjemnie podjeżdża się już pod samo schronisko "Wysoki Kamień", które jest naprawdę rewelacyjnie ulokowane - dosłownie na kamieniu - z jednej strony jest zasłonięte, a stamtąd już można podziwiać panoramę na Karkonosze - mój jutrzejszy cel.

Schronisko Wysoki Kamień © px


Od Schroniska jest już praktycznie sam zjazd do Szklarskiej Poręby.
Mam dość dobrą godzinę to postanawiam kupić bilet wstępu do KPN, będę startował rano, a jest otwarta dopiero od 8:00. Kasa niby czynna do 17, ale kawałek po 16 została już zamknięta...
Pani w schronisku Kamieńczyk mówi, aby się nie przejmować i ruszać - tak też zrobię następnego dnia, bo nie mam innego wyjścia - jeszcze inna sprawa, że po KPN nie można jeździć rowerem - może młoda godzina mnie uratuje.

Kasa biletowa niedaleko schroniska Kamieńczyk © px


Wysyłam pocztówkę do Niny, zabieram zapas wody i ruszam w poszukiwaniu miejsca na rozbicie namiotu.
Odjeżdżam kawałek drogą przy której znajduję dogodne miejsce - jak się później okazuje pełne przeklętych meszek. Gorsze niż komary, bezszelestnie podlatują w zmasowanej ilości i do tego gryzą. Jakoś udało się przeżyć :)

Biwak niedaleko schroniska Kamieńczyk © px


avCAD: 70

Góry Świętokrzyskie - dzień 3

Czwartek, 2 maja 2013 · Komentarze(2)
Nocą jak mogłem się spodziewać podchodził mnie jakiś zwierz - jak się domyślam to był lis. Całe szczęście jakoś przeżyłem :)
Rano oczywiście jakieś szybkie śniadanie na ciepło, pakowanie i w drogę. Dziś to już właściwie sam powrót na pociąg - plan to dotrzeć na kołach do Radomia.

Początkowo niebieski szlak prowadził jakoś dziwnie przez pola, ale później już przejeżdżałem asfaltem przez naprawdę malowniczo położone wioski. Drogi leżały praktycznie na otwartym terenie, otoczonym polami - widoki niesamowite.
Później nawet nie zabrakło również klimatycznych wąwozów.

Wąwóz w Górach Świętokrzyskich © px

Wąwóz w Górach Świętokrzyskich - niedaleko Grzegorzowic © px


Ogólnie starałem się jechać szlakami. Czasem tak prowadziły, że w jednym miejscu musiałem się wracać. Akurat jeszcze wtedy kiedy rozpadał się deszcz - wreszcie dorwał mnie po tych kilku dniach. Padał już praktycznie przez cały mój powrót.
Droga powrotna wiodła przez Starachowice, pierwsza większa miejscowość. Naprawdę prezentowały się bardzo ciekawie, zwłaszcza park położony przy skarpie.

Starachowice - park przy skarpie © px


Złapał mnie w Starachowicach trochę większy deszcz i szybka decyzja, dojazd do Skarżyska czy do Radomia - padło na Radom. Jak tropem C1ach'a to jego tropem ;)
Dojazd do Radomia to już typowy asfalt. Trochę padało, trochę przestało, ale i tak w Radomiu zaczęło na dobre. Udało się wyrobić na pociąg o godzinie 17:00.

Pomnik łucznika w Radomiu © px

Dworzec kolejowy w Radomiu © px

Kebab rowerzystów po udanej wyprawie © px




Wyjazd ogólnie bardzo udany. Właściwie to coś nowego, można było się sprawdzić i przekonać, że naprawdę warto popracować nad kondycją aby jeszcze bardziej spokojnie można było podróżować w górach.
Tereny warte odwiedzenia i na pewno jeszcze tu kiedyś wrócę.

Film z wypadu:

Góry Świętokrzyskie - dzień 2

Środa, 1 maja 2013 · Komentarze(0)
Noc średnio przespana. W nocy obudziła mnie burza oraz padający deszcz. Jakoś niby udało się zasnąć, ale tak bardzo na raty.
Pobudka punkt 7:00, śniadanie na ciepło oraz w drogę. Całe szczęście w ciągu dnia nie padało, ale szlaki/ścieżki zrobiły się mokre i niestety w wielu miejscach powstało po prostu bagno. Towarzyszyło mi to praktycznie cały dzisiejszy dzień.
Plan to przejechanie śladem C1ach'a - pasma Cisowskiego oraz Jeleniowskiego.

Bagniste szlaki w Górach Świętokrzyskich © px


Na niebieskim szlaku przez pasmo Cisowskie było trochę pchania, ale nie tak strasznie. Część szlaku pokrywała się ze szlakiem historycznym. Zawsze można było się dowiedzieć paru ciekawych rzeczy - ale nie miałem na to czasu :)
Oczywiście też miejscami towarzyszyły mi wspaniałe widoki - zwłaszcza na małej polanie podczas zjazdu.

Szlak historyczny w paśmie Cisowskim © px

Widok na góry z polany © px


Bardzo zaskoczył mnie - oczywiście pozytywnie - zjazd przez pole w stronę góry Zamkowej. Widok również naprawdę niezły, tylko ta pogoda odbierała trochę temu urok. Zjeżdżało się naprawdę bardzo przyjemnie.
Niestety ten fragment okupiłem kapciem - nie wiem jak, ale chyba musiałem jakoś dobić oponę. Po małej walce z zabłoconymi oponami jakoś się udało zmienić dętkę na okolicznym przystanku.

Zjazd w stronę góry Zamkowej © px

Zmiana dętki w okolicach góy Zamkowej © px


Z góry Zamkowej prowadził już naprawdę ciekawy i dość kamienisty szlak. Było co jak co trochę walki i wyzwania. Naprawdę bardzo przyjemnie się jechało. Pasmo Cisowskie zaliczone, teraz tylko dojazd do pasma Jeleniowskiego. Po drodze tylko jeszcze przystanek w Łagowie, aby coś zjeść i uzupełnić zapasy. Bardzo przyjemna miejscowość, jest gdzie zjeść i usiąść w centrum.

Centrum miejscowości Łagów © px


Czerwony szlak który przez nie prowadzi zaczyna się w Paprocicach. Najpierw trzeba przejechać małą rzeczkę i mały wąwóz. Klimat zapowiada się nieźle.

Czerwony szlak przez pasmo Jeleniowskie zaczyna się wąwozem © px


Podjazd dla mnie to w sumie mała męczarnia. Z jednej strony strasznie jest błotnisty - nocne opady zrobiły swoje. Oraz jakoś kondycja coś kiepsko, po prostu nie ma się jakoś siły :)
Po małej walce zacząłem zbliżać się do najwyższego szczytu pasma - Szczytniak. Podjazdu nie ułatwiały też pocięte drzewa, jak na złość zawalały często całą szerokość szlaku.

Zawalony szlak gałęziami - podjazd na Szczytniak © px

Szczyt Szczytniaka w paśmie Jeleniowskim © px


Zjazd ze Szczytniaka to dla mnie bajka, chociaż dużo błota i gałęzi trochę psuło zabawę. Zwłaszcza rewelacyjne są pod koniec spore koleiny - można wybrać wiele opcji zjazdu. Niestety wybrałem taką jedną, że na ukrytą pod liśćmi gliną uciekło mi przednie koło i wpadłem tyłkiem do strumyka. Bardzo szybko się wstawało :)

Gleba w strumyku na zjeździe ze Szczytniaka © px


Po zjechaniu do drogi szutrowej dalsza jazda to już w sumie formalność. Czerwony szlak bardzo przyjemnie prowadził. Dwa mniejsze szczyty zostały spokojnie zdobyte po drodze.
Namiot rozbiłem praktycznie na koniec czerwonego szlaku przez pasmo Jeleniowskie.
Wybrałem takie ciekawe miejsce, że na przywitanie przebiegły nagle koło mnie dwa lisy. Zapowiada się na to, że będą mnie odwiedzać w nocy :)
Zjadłem coś ciepłego oraz oczywiście chałwę i puszkę Mountain Dew zwycięzców :)
Nie spodziewałem się, że przejadę w takich warunkach te dwa pasma, ale się udało.

Biwak na końcu pasma Jeleniowskiego © px


avCAD: 72

Góry Świętokrzyskie - dzień 1

Wtorek, 30 kwietnia 2013 · Komentarze(2)
Od jakiegoś czasu zastanawiałem się co zrobić w tą Majówkę, pogoda nie pomagała w podjęciu decyzji.
Po przeczytaniu relacji z wyjazdu C1ach'a też w Świętokrzyskie - szybka decyzja, zakup biletu i wyjazd samemu drugiego dnia z rana :)
Dojazd pociągiem do Radomia, tam przesiadka do Skarżyska Kamiennej - właściwie to był nawet ten sam pociąg tylko składy się rozłączały.

Dworzec w Radomiu © px


Bagaż udało się znacznie zminimalizować - wcześniej jeździło się z sakwami, ale tutaj był potrzebny jeszcze większy minimalizm.
- Jednopowłokowy namiot bez stelaża (któym był rower) Fjord Nansen Faroe Out - mocowany na kierownicy
- Alumata do spania - właściwie to była taka pianka na przednią szybę do samochodu - ale na wymiar idealna, a za to znaczenie większa niż standardowa alumata
- Worek wodoodporny Fjord Nansen 10 l mocowany na troki do sztycy, a w nim - śpiwór + odzież + menażka
- Poncho jako podłoga do namiotu + ochrona przed deszczem
- Kuchenka z kartuszem 225g, jedzenie, bukłak 2 l z wodą, bidon 1 l oraz inne drobiazgi.

Góry Świętokrzyskie - bikepacking © px


Po przejrzeniu mapy (dzięki C1ach za pożyczenie!) padło najpierw na zielony szlak z Bliżyna do Zagańska. Mapa niestety nie kłamała - bagna tam faktycznie są, zwłaszcza, że ostatnio padało :)

Mokradła na zielonym szlaku z Bliżyna © px


Za to na pocieszenie to po drodze była "Brama Piekielna", nawet do przejechania, ale jakoś zaczepiłem o nią plecakiem, bardzo ciekawa opcja :)

Brama Piekielna na zielonym szlaku © px


Najgorsze mokradła udało się przejechać, a właściwie czasami to po prostu przepchać rower przez nie. Część ścieżki była też wydeptana przez konie.
Dalej wpadłem już na kawałek asfaltu, dalej szutrem. Kawałek jeszcze asfaltem i wylądowałem niedaleko Dęba Bartka - jakby nie podpory to sam na pewno już by się nie utrzymał :)

Dąb Bartek - Zagańsk © px


Dalej to już dojazd asfaltem w okolice Pasma Masłowskiego.
Najpierw podjazd asfaltem do Masłowa Drugiego, a stamtąd już czerwonym szlakiem na Klonówkę.
Punkt widokowy oraz panorama świetna. Pierwszy taki widok od mojego pobytu w Górach Świętokrzyskich.

Klonówka - Punkt widokowy © px

Klonówka - panorama z punktu widokowego © px


Chwila odpoczynku na szczycie, a następnie przyjemny zjazd. Trochę błota, ale dobrze się jechało.
Po zjeździe kierowałem się już prosto w okolice pasma Cisowskiego. Wbiłem na niebieski szlak niedaleko Niestachowa gdzie pod szczytem Sikorza rozbiłem obóz.
Ogólnie dobrze się jechało, plecak delikatnie ciążył, ale dało się spokojnie jechać. Jedynie nad kondycją trzeba będzie popracować, bo trasa mimo wszystko była wyczerpująca.
Wcześniej tego nie robiłem, ale namiot udało się rozbić na rowerze :)
Szybki posiłek na ciepło (puree + kiełbasa), ogarnięcie miejsca do spania i wreszcie zasłużony odpoczynek.

Nocleg w pobliżu szczytu Sikorza © px


avCAD: 76