Główny Szlak Sudecki - bikepacking - dzień 6
Piątek, 12 lipca 2013
· Komentarze(5)
Kategoria 050 - 100km, Bikepacking, Teren
Rano wstaję dość normalnie, ale czeka mnie jeszcze dokładny przegląd roweru.
Więc robię sobie śniadanie i od razu zabieram się za niezbędne naprawy.
Bolec od klamki hamulca który mi wypadł zastępuję kluczem imbusowym który blokuję przed wypadnięciem taśmą izolacyjną - bez taśmy ani rusz. Najważniejsze, że wszystko działa praktycznie idealnie - odzyskuję w ten sposób tylny hamulec.
Klocki przód i tył są do wymiany. Startowałem ze zużytymi tak w 50%. Mam jedynie problem z rozepchaniem tłoczków tylnym hamulcu.
Na trasie jestem już około godziny 10:00 - dość późno, ale lepiej mieć sprawny rower i spokojną jazdę bez kilku dodatkowych zmartwień. Na starcie mijam już otwarte schronisko "Orlica" gdzie poprzedniego dnia nie udało mi się znaleźć schronienia.
Pogoda nie jest na razie deszczowa, ale zachmurzenie utrzymuje się duże - przez to widoki robią się ciekawe - chmury nisko położone nad górami.
Bez większych problemów dojeżdżam do schroniska PTTK Jagodna gdzie na polu niedaleko wypasają się owce.
Przystaję tylko, aby zweryfikować właściwy kierunek jazdy i ruszam dalej asfaltem przez przełęcz Spalona gdzie dwa lata temu przejeżdżałem z Bodkiem szosowo z sakwami. Droga nic, a nic się nie zmieniła - chyba tylko na gorsze. Głównie dzięki temu ją zapamiętałem.
Zjeżdżam trochę asfaltem, trochę przez pola i ląduję w miejscowości Długopole - Zdrój gdzie robię postój na klasyczne śniadanie - dwie bułki, dwa serki, dwa jogurty, batonik oraz szykuje dwie kanapki na drogę.
Zaraz za Długopolem - Zdrój na drzewach nagle zaczęły pojawiać się aluminiowe tabliczki z oznaczeniem szlaku. Oryginalny pomysł i są trochę lepiej widoczne w porównaniu z malowanymi symbolami.
Jadąc przez pola za daleka zaczyna już widać Masyw Śnieżnika gdzie obecnie zmierzam po ostatni "tysięcznik" na mojej wyprawie - Czarna Góra. Widać bardzo dokładnie wieżę która pod nim się znajduje. Całość oczywiście w chmurach - widać, że i dziś deszcz mnie nie ominie.
Sporą część przejeżdża oczywiście przez pola, miejscami nawet w półtorametrowej trawie - bardziej to wygląda na przedzieranie. Przynajmniej tutaj się postarali i pośród traw postawili słupek z oznaczeniami szlaku.
Na podjeździe pod Igliczną zagadka tajemniczych aluminiowych oznaczeń szlaku nagle się rozwiązuje. Zaglądam do zawieszonej na drzewie tabliczki i okazuje się... Że jest zrobiona po puszce do piwa! Nasuwa się najważniejsze pytanie w tej sytuacji... Ile piw musieli wypić aby oznakować szlak? Ciekawe czy kiedykolwiek poznamy odpowiedź...
Droga na Igliczną nadal zaskakuje. Ktoś zostawił na wpół ścięte drzewo przy ścieżce - pytanie ile tak wytrzyma...
Za to już na samym szczycie Igliczna, zaraz przy kościele rozpościerała się piękna panorama na pola i góry. Ciemne chmury i przebijające się przez nie słońce tworzyło niezwykłą mieszankę kolorów i cieni. Tylko siedzieć i patrzeć.
Zjadłem, posiedziałem i ruszam dalej. Zjazd jest dość łatwy, więc szybko docieram do Międzygórza skąd już droga wiedzie prosto do Schroniska PTTK pod Śnieżnikiem. Znaczna długość jest do podjechania - tylko krótki środkowy i końcowy fragment musiałem prowadzić rower.
Czym wyżej się znajdowałem to coraz bardziej zaczynało kropić. Wspinałem się na praktycznie wysokość chmur.
Docieram do schroniska. Znajduje się praktycznie w chmurach, temperatura oscyluje w granicach 12 st. Już raz tutaj byłem na zlocie EMTB w bardzo podobnych warunkach. Tylko, że to wtedy był Wrzesień. Schronisko ogólnie mi się podoba, same dobre wspomnienia.
Zatrzymuje się na chwilę w środku. Szaleję i kupuję gorącą czekoladę (która BTW jest za bardzo rozwodniona), pamiątkową odznakę i wysyłam pocztówkę do Niny. Bardzo dobrze, że można ją od razu zostawić na miejscu.
Uzupełniam brakujące kalorie i postanawiam jeszcze przejechać kawałek, do zmroku mam jeszcze kilka godzin.
Kilka kilometrów po starcie deszcz rozpadał się na dobre, postanawiam przenocować w pierwszym lepszym miejscu jakie znajdę. Na przełęczy Żmijowa polana dostrzegam wiatę. Długo się nie zastanawiając postanawiam w niej przenocować.
Deszcz nie przestaje kropić, a temperatura spada do 11 st. Robię sobie obiado-kolację, trochę się przemywam, zasłaniam wejście do wiaty ponch'em i układam się na stole do snu.
Osobiście nie przewidywałem, że jazda będzie mi tak sprawnie iść, jak tak dalej pójdzie to za dwa dni ukończę szlak. Początkowo planowałem na niego dziesięć dni. Jest dobrze.
Więc robię sobie śniadanie i od razu zabieram się za niezbędne naprawy.
Serwis roweru w hotelu© px
Bolec od klamki hamulca który mi wypadł zastępuję kluczem imbusowym który blokuję przed wypadnięciem taśmą izolacyjną - bez taśmy ani rusz. Najważniejsze, że wszystko działa praktycznie idealnie - odzyskuję w ten sposób tylny hamulec.
Prowizoryczna naprawa klamki hamulca© px
Klocki przód i tył są do wymiany. Startowałem ze zużytymi tak w 50%. Mam jedynie problem z rozepchaniem tłoczków tylnym hamulcu.
Stare i nowe klocki hamulcowe do Formuli© px
Na trasie jestem już około godziny 10:00 - dość późno, ale lepiej mieć sprawny rower i spokojną jazdę bez kilku dodatkowych zmartwień. Na starcie mijam już otwarte schronisko "Orlica" gdzie poprzedniego dnia nie udało mi się znaleźć schronienia.
Schronisko PTTK w Zieleńcu© px
Pogoda nie jest na razie deszczowa, ale zachmurzenie utrzymuje się duże - przez to widoki robią się ciekawe - chmury nisko położone nad górami.
Pola w tle góry w chmurach© px
Bez większych problemów dojeżdżam do schroniska PTTK Jagodna gdzie na polu niedaleko wypasają się owce.
Owce na polu© px
Przystaję tylko, aby zweryfikować właściwy kierunek jazdy i ruszam dalej asfaltem przez przełęcz Spalona gdzie dwa lata temu przejeżdżałem z Bodkiem szosowo z sakwami. Droga nic, a nic się nie zmieniła - chyba tylko na gorsze. Głównie dzięki temu ją zapamiętałem.
Klasyczna polska droga niedalego przełęczy Spalona© px
Zjeżdżam trochę asfaltem, trochę przez pola i ląduję w miejscowości Długopole - Zdrój gdzie robię postój na klasyczne śniadanie - dwie bułki, dwa serki, dwa jogurty, batonik oraz szykuje dwie kanapki na drogę.
Klasyczne śniadanie na wyprawie© px
Zaraz za Długopolem - Zdrój na drzewach nagle zaczęły pojawiać się aluminiowe tabliczki z oznaczeniem szlaku. Oryginalny pomysł i są trochę lepiej widoczne w porównaniu z malowanymi symbolami.
Tajemnicze aluminiowe oznaczenie szlaku© px
Jadąc przez pola za daleka zaczyna już widać Masyw Śnieżnika gdzie obecnie zmierzam po ostatni "tysięcznik" na mojej wyprawie - Czarna Góra. Widać bardzo dokładnie wieżę która pod nim się znajduje. Całość oczywiście w chmurach - widać, że i dziś deszcz mnie nie ominie.
Panorama Masywu Śnieżnika© px
Wieża na Czarnej Górze z daleka© px
Sporą część przejeżdża oczywiście przez pola, miejscami nawet w półtorametrowej trawie - bardziej to wygląda na przedzieranie. Przynajmniej tutaj się postarali i pośród traw postawili słupek z oznaczeniami szlaku.
Na podjeździe pod Igliczną zagadka tajemniczych aluminiowych oznaczeń szlaku nagle się rozwiązuje. Zaglądam do zawieszonej na drzewie tabliczki i okazuje się... Że jest zrobiona po puszce do piwa! Nasuwa się najważniejsze pytanie w tej sytuacji... Ile piw musieli wypić aby oznakować szlak? Ciekawe czy kiedykolwiek poznamy odpowiedź...
Zagadka aluminiowych tabliczek rozwiązana!© px
Droga na Igliczną nadal zaskakuje. Ktoś zostawił na wpół ścięte drzewo przy ścieżce - pytanie ile tak wytrzyma...
Prawie ścięte drzewo© px
Za to już na samym szczycie Igliczna, zaraz przy kościele rozpościerała się piękna panorama na pola i góry. Ciemne chmury i przebijające się przez nie słońce tworzyło niezwykłą mieszankę kolorów i cieni. Tylko siedzieć i patrzeć.
Wspaniały widok z Iglicznej© px
Wspaniała panorama z Iglicznej© px
Zjadłem, posiedziałem i ruszam dalej. Zjazd jest dość łatwy, więc szybko docieram do Międzygórza skąd już droga wiedzie prosto do Schroniska PTTK pod Śnieżnikiem. Znaczna długość jest do podjechania - tylko krótki środkowy i końcowy fragment musiałem prowadzić rower.
Czym wyżej się znajdowałem to coraz bardziej zaczynało kropić. Wspinałem się na praktycznie wysokość chmur.
Droga pod Śnieżnik w chmurach© px
Docieram do schroniska. Znajduje się praktycznie w chmurach, temperatura oscyluje w granicach 12 st. Już raz tutaj byłem na zlocie EMTB w bardzo podobnych warunkach. Tylko, że to wtedy był Wrzesień. Schronisko ogólnie mi się podoba, same dobre wspomnienia.
Schronisko pod Śnieżnikiem© px
Zatrzymuje się na chwilę w środku. Szaleję i kupuję gorącą czekoladę (która BTW jest za bardzo rozwodniona), pamiątkową odznakę i wysyłam pocztówkę do Niny. Bardzo dobrze, że można ją od razu zostawić na miejscu.
Uzupełniam brakujące kalorie i postanawiam jeszcze przejechać kawałek, do zmroku mam jeszcze kilka godzin.
Kilka kilometrów po starcie deszcz rozpadał się na dobre, postanawiam przenocować w pierwszym lepszym miejscu jakie znajdę. Na przełęczy Żmijowa polana dostrzegam wiatę. Długo się nie zastanawiając postanawiam w niej przenocować.
Wiata na przełęczy Żmijowa polana© px
Deszcz nie przestaje kropić, a temperatura spada do 11 st. Robię sobie obiado-kolację, trochę się przemywam, zasłaniam wejście do wiaty ponch'em i układam się na stole do snu.
Osobiście nie przewidywałem, że jazda będzie mi tak sprawnie iść, jak tak dalej pójdzie to za dwa dni ukończę szlak. Początkowo planowałem na niego dziesięć dni. Jest dobrze.
Nocleg w wiacie na przełęczy Żmijowa polana© px