Start był niezły, po 2 km złapałem kapcia.
Łatam dętkę, wszystko wporzo.
Po następnych dwóch znowu to samo... Jakoś dziwnie dętka została przetarta na łączeniu.
Ok, zakładam nówkę sztukę - nic się dalej nie stało przez resztę wyjazdu.
Miałem taki plan, aby skoczyć do Mieni i tam pośmigać po lasach, tamtejsze lasy były polecane :D
Jak się dojechałem na miejsce to się nieźle zdziwiłem jak zobaczyłem "Leśną ścieżkę rowerową".
Nie spodziewałem się, że w okolicach miasta z jedną sciężką rowerową może coś takiego powstać...
::Oto ta
"Leśna Ścieżka Rowerowa" ::
Ogólnie zawalista, jest gdzie pośmigać.
Na początku źle skręciłem, bo ktoś podwalił znak... Ale przebiłem się jakoś przez rezerwat :D
:: Co jakiś czas są takie miejsca na odpoczynek, nawet dobrze zadbane ::
:: Jest nawet jakaś ścieżka "edukacyjna" i są oto takie tabliczki ::
:: Na koniec przeprawa przez "most" ::
---
Oczywiście udany start z przebitą dętką trzeba zakończyć równie czymś przyjemnym więc podczas dość łatwego zjazdu w piachu wyrosła przedemną mała dziura - unik w prawo - a tam ukryty korzeń.
No to wyskoczyłem w bok przez kierownik (naszczęście na mech :D ) i nawet udało mi się zrobić przewrót przez bark ;)
Ogólnie wszystko wporzo... Nic nie złamałem tylko patrze na rower - pewnie rozwaliłem przednie koło... Wtedy zauważyłem, że mam niezłą dziurę na lewej nodze w okolicach kostki - wbił mi się pedał.
Myśle rozcięte więc zakładam opatrunek i do szpitala.
Tam czekam z godzinę, aż mnie wpuszczą... Zapisywał się dosłownie kto był szybszy... Masakara.
Na szczęście okazało sie, że nie trzeba będzie szyć...
Jednak na pare dni będę wyłączony...
A rower jest cały :D
P.s. Nieźle uwaliłem stół w szpitalu piachem :D Nie zdąrzyłem się otrząchnąć, zresztą z zapoconych nóg jest to nie lada wyczyn.