Bikepacking Główny Szlak Beskidzki - dzień 7

Sobota, 5 lipca 2014 · Komentarze(0)
Dzień rozpoczyna się bardzo ładnie - kolejny z bardzo ładną pogodą. Tylko wieje dość niemiłosiernie i mam nadzieję, że szybko przez to pogoda się nie zmieni.
Tak więc z Przehyby jest rzut beretem na Radziejową gdzie obowiązkowo wdrapuje się na wieżę widokową. Na górze jest dość ciekawie - wieje bardzo mocno i przez to solidnie trzymam się barierek. Kilka zdjęć i uciekam zanim mnie stamtąd zwieje :)

Wieża widokowa na Radziejowej
Wieża widokowa na Radziejowej © px

Kawałek zjazdu, kawałek stromego sprowadzania podczas którego widać z daleka zniszczenia spowodowane przez wiatrołomy. Tutaj szlaki są już zdecydowanie bardziej czyste i można spokojniej je przemierzać.

Masowo połamane drzewa
Masowo połamane drzewa © px

Stąd też zaczyna się już konkretna jazda! Zero powalonych drzew, droga bardzo ładna, dość równa i przede wszystkim wolna od błota przez co można skupić się na jeździe, a nie walce. Jedzie się naprawdę bardzo sprawnie.
Mijam schronisko na Hali Łagowskiej i wyjeżdżam na pola pod miastem podziwiając jednocześnie widok na Beskid Sądecki - kolory pól i ukształtowanie tereny robi piorunujące wrażenie. Jest naprawdę czym nacieszyć oczy.

Widok na Beskid Sądecki
Widok na Beskid Sądecki © px 

Dodatkową atrakcją jest to, że zjeżdżam do miejscowości Rytro singletrackiem wyłożonym płytami chodnikowymi! :) Bez problemu odnajduję sklep spożywczy w którym klasycznie jem śniadanie złożone m.in. z mega ogromnej drożdżówki z serem - to ja rozumiem!

Kawał drożdżówki!
Kawał drożdżówki! © px

Najedzony zaliczam podjazd po schronisko Cyrla - można tam dojechać bezpośrednio drogą wyłożoną betonowymi płytami. Miejscami jest bardzo stromo, ale zdecydowanie to lepsze niż prowadzenie roweru. Z kilkoma małymi przerwami udaje się mi dojechać bez prowadzenia pod same schronisko. A warto się pod nim zatrzymać - jest bardzo ładne z ciekawymi znakami, zadbane i z miłą obsługą posiada swój klimat. Jak będzie taka możliwość to na pewno tam będę się zatrzymywał.

Schronisko Cyrla
Schronisko Cyrla © px

Dalej na szlaku spotykam dwóch Słowaków którzy też jadą na rowerach i pomagam im we wskazaniu właściwej drogi, a jadą w tym samym kierunku co ja. Są to pierwsi rowerzyści których spotykam na szlaku od początku wyjazdu - więc tym bardziej ich zapamiętuję. 

Słowackie towarzystwo
Słowackie towarzystwo © px

Mijając się na szlaku i zamieniając kilka słów dojeżdżam pod schronisko na Hali Łabowskiej. Zatrzymuje się na szybką konsumpcję batonów i pieczątkę w schronisku. Tutaj już zaczyna pojawiać się coraz więcej ludzi co oznacza tylko jedno - zbliżam się do Krynicy Zdrój. Tego smaczku i jednocześnie poprawiając humor dodaje mi bardzo dobrze wyposażony rower enduro z 150mm skoku. Można? Można! :)

Dobrze wyposażony rower enduro
Dobrze wyposażony rower enduro © px

Jadę więc dalej na mijankę ze Słowakami, a trzymają naprawdę dobre tempo co mnie motywuje do ciągłej jazdy, a nie podchodzenia. Trzeba pokazać klasę :) Ostatecznie się udaje i końcówkę jadę już sam pod schronisko na Jaworzynie. Jak do tej pory teren jest dość wymagający jeśli chodzi o podjazdy, chociaż większość jest do podjechania i korzystam z tej okazji - dziś noga dobrze podaje.
Docieram pod Jaworzynę gdzie jest wyciąg i masa ludzi. Mam tu problem z odnalezieniem schroniska PTTK pośród barów - okazuje się, że trzeba do niego kawałek zjechać. Pogoda zaczyna się trochę psuć, przeczekuję mały deszcz i jazda prosto w dół do Krynicy-Zdrój! Zjeżdżam właściwie szutrową drogą - dziś czerpię samą przyjemność z jazdy :) Niestety tylko po drodze byłem za sprytny i za słabo przytroczyłem poncho do sakwy - zgubiłem je gdzieś na zjeździe. Już nie mam siły podjeżdżać 500m pionie i odpuszczam poszukiwania. Teraz to już absolutnie nie może pojawić się deszcz :)
Krynica-Zdrój jak to turystyczne miasto jest pełne ludzi. Powoli jadąc je zwiedzam, jest ładne i zadbane - to trzeba przyznać. Jednak długo tutaj nie goszczę - robię zakupy, jedzenie i ruszam dalej prosto do Hańczowej.

Stalowy mostek
Stalowy mostek © px

Przemierzając pola i lasy na których o dziwno nie mam większych problemów z nawigacją przygoda zaczyna się dopiero po przekroczeniu tego metalowego mostku w Hańczowej. Najpierw źle jadę drogą, pytając się rolnika dowiaduję się, że szlak prowadzi wzdłuż rzeczki. Tak też i jest, ale po chwili znowu gubię oznaczenia. Na poszukiwaniu szlaku tracę dobre pół godziny i sporej ilości czasu na bieganie góra-dół po zboczu - istna masakra. Wreszcie idę na azymut przez pola - okazuje się, że kawałek dalej była dobra droga do której dołącza później szlak. Jakby nie można było od razu tamtędy poprowadzić. Teraz tylko zaliczam wypych pod Kozie Żebro i zjeżdżam prosto do bazy namiotowej Regetów.

Baza namiotowa w Regetowie
Baza namiotowa w Regetowie © px

Trafiłem akurat na duży obóz dzieciaków czyli typowo obozowy klimat - ognisko, śpiewy przy gitarze itp. Uiszczam skromną opłatę za rozbicie namiotu (niecałe 10 zł). Dostaję też bez problemów wrzątek co natychmiast wykorzystuję do posilenia się. Ludzie jak zwykle są bardzo mili i towarzyscy, więc rozmawia się naprawdę długo i przyjemnie. Powieki już same się zamykają, więc zmierzam do namiotu z odczuciem, że naprawdę był to bardzo dobry dzień. Wreszcie udało się przejechać bardzo ładny dystans i to bardzo sprawnie - 86km i prawie 9h na rowerze mówi samo za siebie. Aby tylko tak dalej!





Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa otemu

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]