>>Tym razem wybralismy się na przejażdżkę w terenie i zdobyć najwyższy w okolicy szczyt - Chryszczata (998 m n.p.m). Poprzedniego dnia trochę padało, ale byliśmy dobrej myśli<<
Trasa:
Komańcza (cały czas czerwony szlak) -> Perułki -> Duszatyn -> Chryszczata -> (powrót ze szczytu niebieskim) -> Turzańsk (asfalt) -> Rzepedź -> Komańcza
::Na początku mieliśmy niezłe błotniste podjazdy, trzeba było prowadzić::
::Miejscami dało się nawet jechać::
::Po drodze odpoczeliśmy przy jeziorze, do szczytu jeszcze 300m przewyższenia::
::Małe fragmenty jazdy, głównie rower sie prowadziło::
::Do szczytu już niedaleko, tylko pare podjazdów i juz na miejscu::
::Wreszcie udało się, praktycznie rower wepchaliśmy na górę, ale szczyt jakiś marny. Stał tylko betonowy słup::
>>Chwila odpoczynku i w dół. Tym razem poszło trochę łatwiej. Jednak z początku jechaliśmy po szczytach więc później zaczeły się normalne zjazdy. Czy normalne... Głównie jechaliśmy w błocie, kamieniach i dość czesto przenosiliśmy rowery nad powalonymi drzewami<<
::Tego dnia postanowiliśmy wybrać się na Słowację, a mianowicie do Medzilaborce, prowadzi tam dość ładna trasa::
::Pod samym szczytem oczywiście serpentyny::
::Ale było warto, zjazd wszystko nadrobił. Życiowy rekord V max 73.50 km/h::
>>Jak tylko przekroczyliśmy granicę napotkaliśmy wioskę Palota pełną biednych i brudnych ludzi (Rumunów?), ale jechaliśmy ze 50 km/h więc się dokładnie nie przyjrzeliśmy<<
::Niedługo później dojechaliśmy już do celu. Trasa i pogoda była dobra::
::Pierwsze co zrobiliśmy to wymieniliśmy pare złotych na korony i ruszyliśmy na podbój Tesco::
>>Po zakupach skoczlismy na małą rundkę po mieście i zjeść coś pysznego. Ogólnie w mieście było pełno rumuńskich dzieci co biegały i tylko sępiły kase. Raz oblazły gdzieć w dziesięciu jakiś samochód na parkingu. Miejscowi strasznie narzekali i tylko nam mówili: "Nie dajcie się cyganić!". I tak zrobiliśmy<<
::Teraz tylko powrót, młynek, podjazd pod praktycznie tylko jedno konkretne wzniesienie i dalej już z górki::
Więc oto tak zdecydowaliśmy się z kolegą Rafałem na wakacyjny wypad do Komańczy - tanio i jest gdzie pojeździć.
::Najpierw podróż pociągiem do Zagórza, całe szczęcie był wagon rowerowy::
::Z Zagórza ruszyliśmy na rowerach do Komańczy, na starcie zatrzymał nas pociąg. Pogoda średnia, czasem troche pokropiło::
::Na szczycie, w połowie drogi złapała nas niezła ulewa, z początku czekaliśmy pod drzewem, ale to nie był za dobry pomysł. Na szczęście nieopodal było małe gospodarstwo gdzie bardzo mile nas przywitali, poczęstowali herbatą oraz wysuszyliśmy zmoczone rzeczy::
::Po godzinnym oczekiwaniu na przejście burzy ruszyliśmy już nieźle przygotowani w dół, na szczeście mieliśmy niezły kawałek z górki::
::Zjazd był niczego sobie, ok. 50 km/h na mokrej nawierzchni z serpentynami i z plecakami to jest to. Pogoda była coraz ładniejsza.::
::Jak już dojechaliśmy zaczeliśmy rozmyślać nad noclegiem i dzwonić do ludzi::
::Wybraliśmy domek, 25 pln/os za dobę. Jednak dojazd okazał się dość ciekawy::
::Dojście prowadziło mostkiem który dość nieźle się bujał::
Najpierw skoczyłem sobie w teren w okolicach Mińska Maz., ale nieoczekiwanie spotkałem kolegę Gulusia na rowerze i skoczyło się razem do Zakrętu dalej do Stanisławowa oraz powrót do Mińska.
Najważniejszym elementem dłuższej podróży jest zawalista motywacja :) Ja takową posiadałem - postanowiłem odwiedzić super_wporzo koleżankę Magdalenę w Maruszowie :)