W słoneczny poranek ustawka z Bodkiem później już jazda jeszcze z C1ach'em na Gliniak, aby dorwać Michała i złożyć my życzenia :) Następnie runda na żwirownię w Kołbieli gdzie miał miejsce zlot motocross'owy. Powrót do Mińska w znacznej części lasami.
Z Czarkiem najpierw uderzyliśmy na górki w okolicach Emowa, później Góra Lotników oraz czysta jazda wijącą się ścieżką wzdłuż Świdra na zacnym odcinku.
Najpierw objechanie górek na Gliniaku na praktycznie wszystkie sposoby. Później w drodze do Rudzienka spotkałem przypadkowo C1ach'a i skierowaliśmy się w stronę Chobota przez Wrzosów i tamtejszym leśnym singlem. Po wdrapaniu się na najwyższy pobliski szczyt można było podziwiać naprawdę niezły widok i odpocząć dłuższy okres. Idealne miejsce na wypad z rodziną czy z przyjaciółmi. Na koniec dnia parę rozjazdowych rund po mińskim parku wliczając tamtejszą górkę ;) W każdym bądź razie po wypadzie czuć nogi, ostro miejscami się cisnęło.
Wreszcie udało mi się dobić do "magicznej" granicy 4000 km w tym sezonie. Rok temu nawet tyle nie wyszło. Głównie dzięki wypadom z sakwami, ale czy to ważne ;) Zaplanowane 5000 km dwa lata temu coraz bardziej w zasięgu... Koła :) O i nawet nie zauważyłem, że już za mną ponad 10 000 km.
Dziś trafiła się ładna pogoda to z Tomkiem ustawiliśmy się na rundę niedaleko Cegłowa i po LŚR. Na koniec wypadu czekała mnie na stacji PKP w Mińsku mała niespodzianka, a mianowicie snejk ;)
Rano pobudka i jazda z Bodkiem i Czarkiem do żwirowni niedaleko Mrozów, a mianowicie w Krukach. Teraz jest mocno eksploatowana w związku z pobliską budową obwodnicy Mińska. :: Czarek szalał na zboczach ;) ::
Zawitaliśmy około 5 nad ranem w Warszawie, a mi się nie chciało wracać pociągiem do Mińska więc na spokojnie dojechałem do domu na rowerze. Po drodze szybkie śniadanie w Macu, zdziwienie ludzi co o tej porze robi rowerzysta (a po drodze spotkałem jeszcze jednego sakwiarza).