Jazda z Bodkiem od rana, terenowo po okolicach. Pojechaliśmy też klasycznie do Glinianki gdzie oto przy szkole zastał nas ogród japoński - duży nie był, ale za to japoński :)
Następnie sprawdziliśmy nową ścieżkę rowerową wzdłuż Siennickiej - nawet zrobiło się małą sztuczkę (na jakąś jedną sekundę, aby było na zdjęcie) i było git :)
Deszczowa ale przyjemna runda z Bodkiem (sam to pewno bym siedział w domu :) ) - w sumie to dawno nie jeździłem w deszcz więc można było nadrobić zaległości :)
Runda ogólnie spoko, wyrobiłem się tuż przed deszczem. Wiatr najbardziej przeszkadzał z okolic Łochowa do Mińska czyli ok. 37 km - poza tym to raczej boczny.
Najpierw szybka przebitka przez miasto pod cmentarz, bo oczywiście nie pomyślałem, aby wcześniej kupić jakiś znicz. Następnie szybka jazda na Cielechowiznę (gdzie łapię pierwszego kapcia), zmieniam dętkę i do przodu gdzie kawałek za miejscowością w lesie jest Grób Nieznanego Partyzanta. Już staje się tradycją pozostawienie tam znicza. Samo miejsce jest zadbane, ktoś posprzątał, położył ładne kwiaty - nie spodziewałem się. Bardzo miły widok.
Dalej ruszyłem w kierunku Rudki Sanatoryjnej k. Mrozów przez Siennicę i Kuflew. Pogoda całkiem dobra, wiatr wiał całkiem mocno, ale za bardzo nie przeszkadzał - sporo nawet pomagał. Zajechałem do wspaniale ulokowanego sanatorium - widać tam też się dzieje. Została wyremontowana jedna cześć - prezentuje się super.
Powrót już standardowo i prosto przez Cegłów z lekkim odbiciem na Chmielew. W Mariance już bardzo blisko domu łapię drugiego dziś kapcia, wbiło się szkło... Poprzedniego na początku wyjazdu złapałem raptem 800m od tego miejsca :D Kleję dętkę i ruszam już prosto do domu.
Ale zanim to nastąpiło wyjechałem z domu kawałek przed 8:00 w kierunku Józefowa, gdzie już jechałem centralnie wzdłuż Wisły. Niestety trzeba było wymęczyć ok. 8 km po dziurawych, betonowych płytach do Wilgi - dalej już było lepiej.
Gdzieś dopiero na 70 km złapał mnie wspomniany wyżej skurcz. Kawałek dalej było świetne miejsce na zatrzymanie się - dosłownie zaraz przy Wiśle. Idealne na chwile odpoczynku - można było też zejść kawałek na brzeg.
Dopiero gdzieś na 100km wiatr w twarz trochę mniej zaczął dokuczać, bo odbiłem w miejscowości Maciejowice centralnie na północ w kierunku Garwolina. W samych Maciejowicach centrum wygląda świetnie, do tego jest muzeum im. T. Kościuszki.
Dojeżdżam do krajówki na Garwolin - wiatr sprzyja przez ten 15km odcinek. Na zjeździe bez większych problemów przekraczam 60 km/h :) Garwolin sam w sobie bardzo miło mnie zaskoczył - ścieżka rowerowa wzdłuż główniej drogi została zrobiona według mnie w najlepszy sposób - wyznaczony pas na jezdni dla rowerów. Krótki postój i jedzenie przy sklepie spożywczym i jazda w stronę Stoczka Łukowskiego.
Na wylocie ze Stoczka w stronę Siedlec mijam Zagórznicę - pomnik bitwy pod Stoczkiem. Jest naprawdę w dobrym stanie, aż chce się poznać kawałek historii.
Dalej już klasycznie przez Seroczyn do Latowicza, a stamtąd prosto do Mińska. Wiatr już tak bardzo nie dokuczał, a czasem nawet pomagał. Kawałek drogi też umilał widok na zachodzące słońce.
Jako mała nagrodę postanowiłem pojechać na kebaba, ale nie ma tak łatwo. Mijam po drodze C1ach'a, zawracam, go doganiam i krzyczę "Dawaj zmianę" :) Piotrek wręcz natychmiastowo zaczyna mi uciekać i tak ganialiśmy się kawałek po Mińsku, niezła akcja :)
Ogólnie nawet dobrze się jechało. Na 100km mały kryzys, a od ok. 130km jechało się bardzo dobrze. Pod wiatr miałem jakoś ok. 100km, a z wiatrem max. 50km, średnia brutto wyszła jakieś 22 km/h.