Dziś taka typowa runda, prawie klasyczna do żwirowni w Kołbieli. W jednym momencie próba wykonania skrótu przez pola, ale to okazały się nieźle podmoknięte i skończyło się na suszeniu skarpetek :) Na miejscu w Kołbieli na jednym zjeździe - dość szybkim i zakończonym małą górką która stanowiła małe wybicie zaliczyłem praktycznie lot w kosmos tj. ok. metra w górę zakończony niezdarnym lądowaniem na przednie koło - całe szczęście amor wytrzymał ;)
Po długiej zimie spędzonej głównie w domu na trenażerze - czas wyskoczyć na najświeższe powietrze :) Ustawka z C1ach'em i jazda do Mrozów na maraton Mazovii i objazd jej większej części. Nie mogło zabraknąć paplania w błocie - oczywiście w celach zdrowotnych, zwłaszcza dla świeżo zaplecionego, nowego przedniego koła :)
Wypad z c1ach'em początkowo w okolice Cegłowa. Wylądowaliśmy najpierw na naprawdę klimatycznej drodze do sanatorium położonego w centrum lasu niedaleko Woli Rafałowskiej. Później jazda w stronę Kałuszyna i stamtąd do Jakubowa. Kawałek przepchaliśmy się przez typowo polne drogi. Oczywiście nie mogło zabraknąć kompleksu żwirowni ;) Finisz to już jazda obwodnicą do Mińska.
W słoneczny poranek ustawka z Bodkiem później już jazda jeszcze z C1ach'em na Gliniak, aby dorwać Michała i złożyć my życzenia :) Następnie runda na żwirownię w Kołbieli gdzie miał miejsce zlot motocross'owy. Powrót do Mińska w znacznej części lasami.
Z Czarkiem najpierw uderzyliśmy na górki w okolicach Emowa, później Góra Lotników oraz czysta jazda wijącą się ścieżką wzdłuż Świdra na zacnym odcinku.
Najpierw objechanie górek na Gliniaku na praktycznie wszystkie sposoby. Później w drodze do Rudzienka spotkałem przypadkowo C1ach'a i skierowaliśmy się w stronę Chobota przez Wrzosów i tamtejszym leśnym singlem. Po wdrapaniu się na najwyższy pobliski szczyt można było podziwiać naprawdę niezły widok i odpocząć dłuższy okres. Idealne miejsce na wypad z rodziną czy z przyjaciółmi. Na koniec dnia parę rozjazdowych rund po mińskim parku wliczając tamtejszą górkę ;) W każdym bądź razie po wypadzie czuć nogi, ostro miejscami się cisnęło.
Wreszcie udało mi się dobić do "magicznej" granicy 4000 km w tym sezonie. Rok temu nawet tyle nie wyszło. Głównie dzięki wypadom z sakwami, ale czy to ważne ;) Zaplanowane 5000 km dwa lata temu coraz bardziej w zasięgu... Koła :) O i nawet nie zauważyłem, że już za mną ponad 10 000 km.
Dziś trafiła się ładna pogoda to z Tomkiem ustawiliśmy się na rundę niedaleko Cegłowa i po LŚR. Na koniec wypadu czekała mnie na stacji PKP w Mińsku mała niespodzianka, a mianowicie snejk ;)