Od 12:00 spotkanie z Tomkiem w Cegłowie i jazda do Jakubowa później do Mińska załatwić parę spraw i małe zakupy. Maskarycznie jeździ się po tej nowej ścieżce rowerowej, fakt że niedkończona, ale te wjazdy na chodnik, krawężniki... Nie na slicki ;) Później w okolice Barczącej na szybki obiad, do Zglechowa, później już samemu do Mińska przez Siennicę, Zalesie, Grzebowilk.
Tak jakoś się trafiło, że siedząc u Czarka i oglądając filmy z Sam'em Hill'em skoczyliśmy do żwirowni w Kołbieli jeszcze z Piotrkiem, Michałem i Kamilem. Sporo fajnych zjazdów i tak w ogóle :)
Trasa w miarę standardowa - Z Mińska do Jakubowa przez Grzebowilk i Cegłów i powrót. Deszcz ogólnie mnie nie złapał, ale cały mokry syf z asfaltu i tak wylądował na mnie, a rower był taki czysty :D
Początek trasy przywitał nas masą chmur burzowych i ładnym deszczem, jak to niestety dzieję się w obecnym czasie. Nie mając nic do stracenia ruszyliśmy w drogę. Całe szczęście tylko raz nas złapał deszcz i to niewielki. Więcej niespodzianek nie mieliśmy. Trasa całkiem ok, sama przyjemność z jazdy w górach. Zwłaszcza zawaliście się wiła wzdłuż rzeki od Dołżycy. No i jeszcze na koniec dnia, na ostatnim zjeździe nowy Vmax - 77.14 km/h :D
Solina - Polańczyk - Wołkowyja - Górzanka - Bereźnica - Berezka - Solina Bardzo ciekawa trasa, głównie asfaty, ale był też fragment szutrowy. Na slick'ach też dało radę się przejechać. Zajechaliśmy jeszcze do Polańczyka gdzie spotkaliśmy dwie dziewczny szukające lampki do roweru :) Niestety byliśmy bezradni w tej kwesti. Niestety już bez Rafała, ponieważ sam się wybrał na wycieczkę do Leska, a później nawet do Rzeszowa :)
Wreszcie po małym odpoczynku przydałoby wyskoczyć nad tamę która jest wyjątkowo blisko, ale oczywiście najpierw pojechaliśmy dłuższą drogą i po drodze jeszcze na skały, później poznaliśmy tajny skrót.
Start z podwózki do Leska i powrót do ośrodka w Jaworze. Trasa ogólnie ciekawa, zawaliste serpentyny przed Tyrawą, trochę ruin zamku w Sobieniu i jazda po zielonym szlaku od tego zamku już w lesie. Tam to warunki były b. ciężkie. Strasznie zarośnięty szlak, do tego jeszcze po deszczu i jakby tego było mało na jego części ktoś postawił sobie płot. Oczywiście daliśmy radę, chociaż Rafał wyglądał w trakcie jak zombie :D W trakcie powrotu już do jaworu złapała nas dosłownie przed samym szczytem i zjazdem pod ośrodkek niezła burza, takie jak to ostatnio mają sposobność występować.