Tytuł wszystko mówi :) Rano małe spotkanie i obgadanie ważniejszych zagadnień później już tylko jazda w stronę Siennicy bocznymi drogami, z Siennicy w stroną Starogrodu i koniec na kozackiej górce - Wólczańskiej górze. Zaliczyło się parę ładnych zjazdów, dobrze można tam ćwiczyć podjazdy - prawie jak góry :D
Ogólnie bardzo udany wyjazd z zawalistą ekipą, w sumie pierwszy raz dla mnie z tak liczną grupą :)
Jakoś tak na szybkiego wyleciałem na rower. Ogólnie to jazda na siage po okolicznych lasach.
Na koniec jak już po ciemku wracałem wzdłuż Srebrnej jakiś IDIOTA robił oognisko/wyrzucił peta/podpalił ściółkę przy ścieżce (czy może to nawet był torf). Żywego ognia nie było tylko strasznie się żarzyło, też sporo pod ziemią. Cały bidon wody poszedł na palenisko, no i jeszcze pare rundek do rzeki po dolewkę. Mam nadzieję, że skutecznie :D Jak nie to będzie jedna trasa mniej ;)
Jednak po haśle "Kto ostatni w Cegłowie to stawia lody" zaczął się sprint do znaku. Niestety Guluś pod koniec widząc, że już nie da rady wyskoczył na szczupaka na afalt jak to czasem robią w piłce nożnej czy biegach aby zyskać parę sekund. Niestety się nie udało. Tak już na serio to po prostu przy finiszowaniu na stojąco stojąca skręciła mu się za mocno kierownica ( jak się okazało która i tak była nie do końca dobrze skręcona) i nieszczęśliwie poszybował na jezdnię. Całe szczęście nic mu się nie stało, tylko nieźle się poobcierał i poobijał. Miałem taką małą apteczkę i złożylismy Gulusia do kupy.
Kask dobrze spełnił swoją rolę, ładnie zabsorbował udeżenie i się rozpadł. Jedynie bluza kolarska Magazynu Rowerowego wymaga naszycia łatki, ale to już drobiazg.
Później powoli podjechaliśmy na przystanek do Pogorzeli i wyruszyliśmy z niełym tempem (avg. ok. 28 km/h) z Tomkiem po samochód, aby szybciej zebrać się do domu. Jednak tak pięknie być nie mogło. Jak już zajeżdzamy po Gulusia spowrotem wyciekł nam cały płyn z chłodnicy... Szybki telefon po hol, jazda do mechanika i powrót. Miało nam to zająć 40 min, a skończyło się na prawie dwóch godzinach. Dzień cudów, nie ma co.
Wreszcie wybraliśmy się na rundę po Warszawie. Początek koło dw. Zachodniego, poprzez pare parków, most Siekierkowski, KFC koło Promenady i takie tam :)
Dziś spokojny standard na Leśna Ścieżkę Rowerową w Mieni. Nie obyło się bez paru gleb, jak to jest jak chce się pojechać tajnym skrótem. Pozatym już sporo rowerzystów wybyło na trasy.
Jak to czwartkowa wspólna runda - najpierw mały lans po mieście, później kawałek po Mińsku, dalej do Jakubowa, Cegłów, Grzebowilk i powrót Całkiem wporzo, tylko znowu Tomkowi odkręciła się korba - za dużo smaru dali dziady.