Główny Szlak Sudecki - bikepacking - dzień 2 - Karkonosze
Śniadanie i pakowanie idzie dość sprawnie i szybko, a to głównie przez dokuczliwe meszki.
Dzień zaczynam od podjazdu na Halę Szrenicką. Ogólnie po Karkonoskim Parku Narodowym nie można jeździć rowerem, ale podejmuje ryzyko - jak przejechać cały GSS to cały.
Przed 7:00 mijam zamkniętą kasę i teraz tylko prosto w górę.
Większość podjazdu jest niestety po nieprzyjemnie ułożonych kocich łbach - ciężko, ale do przodu.
Ciężki podjazd pod Szrenicę© px
Po ponad godzinie walki docieram na Halę Szrenicką. Po drodze mijał mnie samochód KPN i nawet na mój widok się nie zatrzymali. Spotykam jeszcze nawet jednego rowerzystę (jedynego w całych Karkonoszach) który jedzie w przeciwnym kierunku.
Widok na schronisko pod Halą Szrenicką© px
Teraz to naprawdę zaczyna się jazda. Można wreszcie spokojnie jechać i podziwiać niesamowite widoki. Dlatego głównie warto się wybrać, dla widoków. Do tego wczesna godzina powoduje, że czuję się absolutnie sam pośród ogromu gór, przestrzeni. Dodatkowo można z daleka zobaczyć przebieg szlaku którym będę się poruszać.
Prosto przez Karkonosze© px
Nie może też zabraknąć ciekawych momentów gdzie słupki graniczne są umieszczone w dosłownie każdym miejscu - na przykład na skałce - widok bardzo interesujący.
Karkonosze - ciekawie umieszczony słupek graniczny© px
Krajobraz jest tak naprawdę rewelacyjny, że trzeba się czasem po prostu zatrzymać i obejrzeć wszystko wkoło - na przykład miejsce skąd przed chwilą przyjechaliśmy. Wszystko dość szybko się zmienia i ciężko wręcz nadążyć z podziwianiem otoczenia.
Widok na schronisko na Szrenicy© px
Droga ogólnie idzie mi na razie sprawnie. Bez większych trudności docieram do telewizyjnej stacja przekaźnikowa na Śnieżnych Kotłach skąd można podziwiać same "Śnieżne Kotły". Niestety o tej porze roku nie ma tam śniegu, ale widok jak zwykle rewelacyjny. Do tego tutaj szlak prowadzi skrajem urwiska.
Telewizyjna stacja przekaźnikowa na Śnieżnych Kotłach© px
Od tego momentu zaczyna się już robić dość kamieniście. Trawers pod Wielkim Szyszakiem to już praktycznie jazda po ułożonych specjalnie kamieniach - ścieżka jest dość wąska i nawiązuję niezłą walkę, aby przejechać ten fragment. W znacznej większości się udaje.
Trawers pod Wielkim Szyszakiem© px
Miejscami jest naprawdę stromo, ogólnie pojawia się sporo kamieni i nie jest już lekko z jazdą. Hamulce się prawie gotują. Jednak widoki niezmiennie są rewelacyjne - szlak biegnie prosto przed siebie.
Widok na szlak© px
Na przełęczy pod Śmielcem zatrzymuje się na mały wypoczynek i aby coś zjeść. Jest tam też wiata w której ewentualnie można spokojnie przenocować. Akurat jak się zatrzymywałem to przyszło dwóch Czechów z farbami, aby ją odmalować.
Przełęcz pod Śmielcem - autoportret© px
Dalej szlak wspina się sporo pod górę, nie obyło się bez prowadzenia roweru.
Po drodze spotykam ratownika na quadzie który dzielnie transportuje drewno. Naprawdę jestem pełen podziwu, że tamtędy przejechał.
Ze wzniesienia widać już przełęcz Karkonoską do której prowadzi dość przyjemny zjazd - do Śnieżki już cały czas bliżej.
Widok na przełęcz Karkonoską© px
Przełęcz Karkonoska© px
Z przełęczy Karkonoskiej zaczyna się już konkretne wpychanie i wnoszenie roweru do góry. Da się jechać tylko nielicznymi miejscami. Nawet jest ogólnie problem z pchaniem roweru - nie jest lekko. Niestety już praktycznie pod samą Śnieżkę większość drogi wygląda w ten sposób.
Czeka mnie wpychanie roweru pod Tępy Szczyt© px
Krok za krokiem i droga jakoś zlatuje. Najważniejsze, aby nie robić za dużo postojów tylko iść przed siebie. O dziwo nawet pchając rower wyprzedzam sporo, normalnie idących osób. Ruch od przełęczy Karkonoskiej robi się już znacznie większy. Całe szczęście widoki niezmiennie są rewelacyjne - to na pewno ułatwia pokonanie kolejnych kilometrów szlaku.
Karkonosze - Wielki Staw© px
Pokonując kolejne wzniesienia nagle ukazuje się sama stacja meteorologiczna na Śnieżce, czyli najcięższy odcinek wędrówki niedługo dobiegnie końca, ale jeszcze ładny kawałek jest do przejścia.
Czym dalej od przełęczy Karkonoskiej tym bardziej daje się jechać na rowerze. Ludzie są bardzo wyrozumiali i nikt nie zwraca mi uwagi, że mnie tam nie powinno być na rowerze - wręcz schodzą mi grzecznie z drogi i pozwalają spokojnie przejechać. Naprawdę bardzo miło się zaskoczyłem postawą turystów!
Już widać Snieżkę!© px
W stronę Śnieżki© px
Udało się dojechać pod Dom Śląski!
Końcówka poszła naprawdę sprawnie i dało się spory odcinek jechać. Ludzi coraz więcej - widać jest to punkt kulminacyjny turystów w Karkonoszach. Planuję tutaj dłuższy postój i lekkie suszenie butów.
Widok na Śnieżkę spod Domu Śląskiego© px
Panorama pod Śnieżką© px
Przy okazji zauważyłem pierwsze uszkodzenia po długotrwałym chodzeniu, prowadzeniu roweru po kamieniach - praktycznie odpadły mi po dwa korki na każdym bucie - nie ma tu lekko dla sprzętu.
Widoki standardowo są super, aż miło się siedzi pod schroniskiem.
Uszkodzenia butów SPD po spacerze po górach© px
Pod samą Śnieżką - Patryke© px
Dziad po Śnieżką© px
W okolicy krążył podejrzany dziadek z długą brodą (sztuczną), więc to znak, że trzeba się zbierać, godzina jeszcze młoda :)
Ponad 200 metrów przewyższenia tracę prowadząc rower w dół - nie wiem na czym trzeba byłoby zjeżdżać, aby pokonać ten odcinek - sporo ciasnych nawrotów oraz duże kamienie.
Zjazd spod Domu Śląskiego czerwonym szlakiem© px
Od wodospadu daje się już powoli jechać. Szuter zaczyna się dopiero od schroniska pod Łomniczką skąd już zjeżdżamy prosto i szybko do Karpacza. Tam zakupuję drobne pamiątki, wysyłam pocztówkę do Niny, jem zasłużonego kebaba zwycięzców i dalej w drogę.
Karkonosze przejechane i zdobyte!
Szlak z Karpacza ciekawie wylatuje przez tamę i odbija nagle w las.
Po przejechaniu Karkonoszy nastawiam się na dość łagodny fragment - nic bardziej mylnego - za Karpaczem jest jeszcze sporo podjazdów oraz dość trudnych zjazdów. Całe szczęście większość udaje się jakoś przejechać.
Jezioro i tama pod Karpaczem© px
Jeden z ciekawszych i spokojnych fragmentów przebiega pomiędzy stawem "Kąpielnik" - jest naprawdę malowniczo położony - aż miło się jedzie.
Staw Kąpielnik© px
Szlak miejscami dziwnie zawija i łatwo się pogubić. Raz musiałem zawrócić, ale jakoś udało się odnaleźć właściwą drogę.
Miłą niespodzianką jest umieszczone przy drodze źródełko Jola - po upalnym dniu można się spokojnie schłodzić i uzupełnić wodę - aby takich miejsc było jak najwięcej!
Źródełko Jola© px
Od źródełka spory kawałek prowadzi asfaltowy podjazd - nie ma to jak na zakończenie dnia.
Na mapie niedaleko "Kamiennej Ławki" widzę zaznaczoną wiatę - obieram ją na dzisiejszy ostatni cel i prawdopodobne miejsce na nocleg.
Po dotarciu na miejsce standard okazuje się znacznie wyższy niż oczekiwałem - jest naprawdę spora.
Wiata niedaleko Kamiennej Ławki© px
Rozkładam swoje rzeczy, przygotowuje posiłek i czym prędzej udaje się na zasłużony odpoczynek.
Dzień naprawdę był ciężki - samo przejechanie/przejście Karkonoszy chyba bardziej psychicznie mnie wymęczyło niż fizycznie - cały czas oczekiwałem tylko fragmentu gdzie da się pojechać.
Niestety same w sobie ogólnie nie są do jazdy, zwłaszcza od przełęczy Karkonoskiej.
Osobiście nie powtórzyłbym tego fragmentu z rowerem - pieszo jak najbardziej.
Mimo wszystko jestem bardzo zadowolony - jeden z najcięższych fragmentów wyprawy jest już za mną.
Nocelg pod wiatą na stole© px
avCAD: 70