Główny Szlak Sudecki - bikepacking - dzień 1
Ekwipunek zabrany na wyprawę© px
Dzisiejszego dnia startowałem dość późno - około godziny 11.
Spokojnie zebrałem i spakowałem się po zlocie - plan na dziś to dojechać gdzie się da dość spokojnym tempem, aby zweryfikować swoje możliwości. Jazda na samym zlocie całe szczęście aż tak mnie nie wymęczyła, a miejscami naprawdę ostro się jeździło.
Po załadowaniu roweru czuć znaczną różnicę - nie jest lekko, chociaż rzeczy starałem się zabrać jak najmniej. Na zdjęciu widać praktycznie wszystko (nie licząc ubrań i jedzenia) co zabierałem ze sobą. Ostatecznie zrezygnowałem z ładowarki do GoPro oraz zminimalizowałem zawartość apteczki.
Na kierownicy zamontowałem namiot Fjord Nansen Faroe Out.
Pod sztycą 10 litrowy worek Fjorda Nansena ze śpiworem, bielizną oraz małym zapasem jedzenia.
Reszta rzeczy normalnie w plecaku, a na nim już klasycznie - poncho oraz alumata na szyby samochodów - oczywiście w moim przypadku do spania :)
Rower zapakowany na bikepacking© px
Zadanie numer jeden - odnaleźć punkt zero - czyli magiczną czerwoną kropkę.
Zmieniła ona miejsce względem gdzie początkowo została umieszczona - trochę szukania i kawałek za przystankiem odnalazłem drzewo z nią - z ulicy praktycznie jest niewidzialna.
No to czas ruszać!
Początek Głównego Szlaku Sudeckiego© px
Na razie wszystko zaczyna się dość spokojnie - po prostu przejazd przez miasto.
Przy hotelu można jeszcze zobaczyć tablicę upamiętniającą Orłowicza - twarz Pana Orłowicza będzie mi towarzyszyć całą drogę jak będę się denerwował na poprowadzenie szlaku :)
Tablica upamiętniająca Orłowicza© px
Ruszam dalej. Kawałek asfaltowego podjazdu i szlak nagle zbacza do lasu. Niestety tutaj czeka mnie prowadzenie roweru. Podchodzę spory kawałek i napotkany turysta wskazuje asfaltowy podjazd na sam Stóg Izerski - z lekkim wahaniem korzystam z niego - prędzej czy później i tak będę musiał prowadzić rower.
Dość sprawnie dostaję się na Stóg Izerski gdzie podjeżdżam jeszcze kawałek pod samą wieżę antenową. Widoki są super! Kawałek odpoczynku, mała przekąska i dalej już mnie czeka typowo terenowa jazda.
Wieża na Stogu Izerkim© px
Trochę kamieni, trochę błota, ale ważne, że jedzie się do przodu.
Początkowe błoto to była tylko przystawka - dalej to już zaczyna się prawdziwa zabawa - wszechobecne bagno. Jak to wspomniał Detonator w swoim opisie trasy - "Bagna Orłowicza" - nic dodać, nic ująć.
Bagna Orłowicza© px
Jak już je pokonałem w nagrodę dostałem szutrowy odcinek do przejechania z końcowym dość stromym podjazdem pod Sine Skałki - tam za to można z ławki podziwiać panoramę okolicy.
Trochę odpoczywam i suszę buty po przebyciu bagien.
Panorama z Sinych Skałek© px
Jadąc dalej szlak przebiega tuż obok nieczynnej kopalni kwarcu Stanisław.
Wjazd jest niby zabroniony i oznaczony - nie chce mi się ryzykować i bawić, ruszam dalej.
Kopalnia kwarcu Stanisław© px
Dalej szlak miejscami robi się naprawdę trudny technicznie. Nie wszystko udaje mi się zjechać, a miejscami jest po prostu niezła walka o utrzymanie właściwego toru jazdy.
Za to szlak prowadzi rewelacyjnymi miejscami niedaleko różnego rodzaju skałek.
Skałki niedaleko schroniska Wysoki Kamień© px
Na koniec dość przyjemnie podjeżdża się już pod samo schronisko "Wysoki Kamień", które jest naprawdę rewelacyjnie ulokowane - dosłownie na kamieniu - z jednej strony jest zasłonięte, a stamtąd już można podziwiać panoramę na Karkonosze - mój jutrzejszy cel.
Schronisko Wysoki Kamień© px
Od Schroniska jest już praktycznie sam zjazd do Szklarskiej Poręby.
Mam dość dobrą godzinę to postanawiam kupić bilet wstępu do KPN, będę startował rano, a jest otwarta dopiero od 8:00. Kasa niby czynna do 17, ale kawałek po 16 została już zamknięta...
Pani w schronisku Kamieńczyk mówi, aby się nie przejmować i ruszać - tak też zrobię następnego dnia, bo nie mam innego wyjścia - jeszcze inna sprawa, że po KPN nie można jeździć rowerem - może młoda godzina mnie uratuje.
Kasa biletowa niedaleko schroniska Kamieńczyk© px
Wysyłam pocztówkę do Niny, zabieram zapas wody i ruszam w poszukiwaniu miejsca na rozbicie namiotu.
Odjeżdżam kawałek drogą przy której znajduję dogodne miejsce - jak się później okazuje pełne przeklętych meszek. Gorsze niż komary, bezszelestnie podlatują w zmasowanej ilości i do tego gryzą. Jakoś udało się przeżyć :)
Biwak niedaleko schroniska Kamieńczyk© px
avCAD: 70