Praga koks expedition - Dzień IX - przeł. Lądecka - przeł. Puchaczówka
Niedziela, 21 sierpnia 2011
· Komentarze(0)
Kategoria Sakwy, 050 - 100km
Dziś poranek zaczęliśmy dość niestandardowo, pobudka o 9:00 i start na rowerach dopiero o 13:00. Przez ten czas chrzestna Bodka miło nas ugościła, zjedliśmy porządne śniadanie i obiad. Można powiedzieć, że rozpoczął się dość spokojny, regeneracyjny dzień.
Z Meszna kierowaliśmy się na Otmuchów gdzie mogliśmy podziwiać widoczne z drogi jezioro Otmuchowskie, na jego drugim, odległym brzegu były widoczne liczne wiatraki.
Następnie obraliśmy azymut na Paczków (prawdopodobnie stolica pracowników poczty) z której odbiliśmy na przejście graniczne z Czechami i dalej na przełęcz Lądecką.
Mapa wskazywała jej wysokość na 666 m n.p.m. - motywującą oczywiście do dalszej jazdy. Po dość przyjemnej wspinaczce jednak się okazało, że jest o metr niższa. No cóż, trzeba jechać dalej. Zjeżdżamy licznymi serpentynami do samego Lądka-Zdrój.
Z tej niewielkiej, ale klimatycznej miejscowości obieramy trasę na Bystrzycę Kłodzką przez Stronie Śląskie. Na naszej drodze jest jeszcze do pokonania jedna przełęcz - Puchaczówka. Ty razem już trochę wyżej, na 864 m n.p.m.
Na początku naszej drogi na szczyt podczas odpoczynku mija nas inny sakwiarz krzycząc "Crosso rządzi!" - jak widać główny znak rozpoznawczy polskich sakwiarzy, sam oczywiście też je posiada.
Podjazd na przełęcz jest już większym wyzwaniem. Jest dość długi, ale za to w jego wyższych partiach rozpościera się piękny widok na Masyw Śnieżnika z bardzo dobrym widokiem na Czarną Górę. Przypominają się czasy kiedy tam się szalało na zlocie eMTB, po prostu świetne okolice.
Po zdobyciu przełęczy zjeżdżamy z lekkim dokręcaniem praktycznie do samej Bystrzycy Kłodzkiej. Następnego dnia planujemy już uderzać na Pragę więc z pomocą ludzi znajdujemy Biedronkę, aby zrobić jakieś większe zakupy. Widocznie Bodek zbyt bardzo wziął sobie to do serca i nakupił rzeczy za 100 zeta. Ledwo co to pomieściliśmy, ale za to uzbierał się całkiem pokaźny prowiant - obstawiam, że gdzieś spokojnie tydzień na odludziu by się wytrzymało.
Za dnia, nieprzysłonięte chmurami słońce powoli znika za horyzontem, zaczyna panować przyjemny, delikatny chłód.
Miejsce na nocleg po kilku próbach znajdujemy kilka kilometrów za Bystrzycą Kłodzką. Po niewielkich wątpliwościach Pani pozwala nam wejść na podwórko. Proponuje nam nocleg pokoju gościnnym ulokowanym na zewnątrz budynku, przy stodole w dawnej świniarni. Początkowo nie możemy uwierzyć, do dyspozycji mamy łóżko, oddzielną kuchnię z gazem, toaletę i to wszystko za darmo. Ludzie potrafią nas miło zaskoczyć, już byliśmy zdesperowani i chcieliśmy się rozbić z namiotem nawet na betonie. Dosłownie, lepiej nie mogliśmy trafić.
Z Meszna kierowaliśmy się na Otmuchów gdzie mogliśmy podziwiać widoczne z drogi jezioro Otmuchowskie, na jego drugim, odległym brzegu były widoczne liczne wiatraki.
Następnie obraliśmy azymut na Paczków (prawdopodobnie stolica pracowników poczty) z której odbiliśmy na przejście graniczne z Czechami i dalej na przełęcz Lądecką.
Travna© px
Mapa wskazywała jej wysokość na 666 m n.p.m. - motywującą oczywiście do dalszej jazdy. Po dość przyjemnej wspinaczce jednak się okazało, że jest o metr niższa. No cóż, trzeba jechać dalej. Zjeżdżamy licznymi serpentynami do samego Lądka-Zdrój.
Z tej niewielkiej, ale klimatycznej miejscowości obieramy trasę na Bystrzycę Kłodzką przez Stronie Śląskie. Na naszej drodze jest jeszcze do pokonania jedna przełęcz - Puchaczówka. Ty razem już trochę wyżej, na 864 m n.p.m.
Na początku naszej drogi na szczyt podczas odpoczynku mija nas inny sakwiarz krzycząc "Crosso rządzi!" - jak widać główny znak rozpoznawczy polskich sakwiarzy, sam oczywiście też je posiada.
Podjazd na przełęcz jest już większym wyzwaniem. Jest dość długi, ale za to w jego wyższych partiach rozpościera się piękny widok na Masyw Śnieżnika z bardzo dobrym widokiem na Czarną Górę. Przypominają się czasy kiedy tam się szalało na zlocie eMTB, po prostu świetne okolice.
Ufo nad miastem!© px
Po zdobyciu przełęczy zjeżdżamy z lekkim dokręcaniem praktycznie do samej Bystrzycy Kłodzkiej. Następnego dnia planujemy już uderzać na Pragę więc z pomocą ludzi znajdujemy Biedronkę, aby zrobić jakieś większe zakupy. Widocznie Bodek zbyt bardzo wziął sobie to do serca i nakupił rzeczy za 100 zeta. Ledwo co to pomieściliśmy, ale za to uzbierał się całkiem pokaźny prowiant - obstawiam, że gdzieś spokojnie tydzień na odludziu by się wytrzymało.
Za dnia, nieprzysłonięte chmurami słońce powoli znika za horyzontem, zaczyna panować przyjemny, delikatny chłód.
Miejsce na nocleg po kilku próbach znajdujemy kilka kilometrów za Bystrzycą Kłodzką. Po niewielkich wątpliwościach Pani pozwala nam wejść na podwórko. Proponuje nam nocleg pokoju gościnnym ulokowanym na zewnątrz budynku, przy stodole w dawnej świniarni. Początkowo nie możemy uwierzyć, do dyspozycji mamy łóżko, oddzielną kuchnię z gazem, toaletę i to wszystko za darmo. Ludzie potrafią nas miło zaskoczyć, już byliśmy zdesperowani i chcieliśmy się rozbić z namiotem nawet na betonie. Dosłownie, lepiej nie mogliśmy trafić.
Nocleg w gospodarstwie© px
Nocleg u Pani na gospodarstwie© px