Praga koks expedition - Dzień I - Przemyśl - Jureczkowa
Sobota, 13 sierpnia 2011
· Komentarze(0)
Dziś rozpoczął się pierwszy dzień długo wyczekiwanej wyprawy z Bodkiem - od Przemyśla poprzez polskie góry do czeskiej Pragi.
Podróż rozpocząłem od pobudki o 3 rano i wyruszeniu pociągiem do Przemyśla. Całe szczęście wsiadałem na pierwszej stacji w Warszawie - inaczej byłby problem z upchnięciem roweru.
Po ok. 10h jazdy wylądowałem na miejscu gdzie czekał na mnie Kamil - on miał już za sobą prawie 500 km. Postanowił wyruszyć sam z Mińska do Przemyśla gdzie ja do niego dołączyłem. Przez to też musiał targać dodatkowo część naszego wspólnego sprzętu.
W pierwszej kolejności zatrzymaliśmy się na miejscowym rynku, podzieliliśmy sprzęt, pamiątkowe zdjęcie (jak jeszcze wyglądamy na początku) i jazda w stronę Soliny. Obraliśmy trasę unikającą główne drogi, prowadzącą przez Kalwarię Pacławicką i Arłamów.
:: Kładki niedaleko Kalwarii Pacławskiej
Po początkowym dość płaskim odcinku czekał nas ok. 10 km podjazd w okolice hotelu w Arłamowie, gdzie też mogliśmy podziwiać niczego sobie zjazd i podjazd.
Niestety pogoda nie wyglądała obiecująco, więc ruszyliśmy prosto w dół. Nie trwało to zbyt długo, kawałek dalej czekał na nas kolejny podjazd, ale już następnie sam zjazd, aż do Jureczkowa.
Po dojeździe na dół trochę się rozpadało - wtedy nam na ratunek przyszedł niezawodny przystanek PKS. Oczekując na koniec deszczu umilaliśmy sobie czas żelkami. Burza oddalając się pozostawiła po sobie świetną tęczę i właśnie wtedy wyruszyliśmy na szukanie miejsca na nocleg.
Udało się nam przenocować na miejscu w Jureczkowie u starszej, miłej Pani która zaprosiła nas dodatkowo na herbatę i kanapki. Ogrzawszy się w domu ruszyliśmy do namiotu. Przed snem jeszcze po smacznym kotlecie od Marty (wiozłem je z Mińska, ale było warto) i w kimono.
Podróż rozpocząłem od pobudki o 3 rano i wyruszeniu pociągiem do Przemyśla. Całe szczęście wsiadałem na pierwszej stacji w Warszawie - inaczej byłby problem z upchnięciem roweru.
Praga expedition - Start z Przemyśla© px
Po ok. 10h jazdy wylądowałem na miejscu gdzie czekał na mnie Kamil - on miał już za sobą prawie 500 km. Postanowił wyruszyć sam z Mińska do Przemyśla gdzie ja do niego dołączyłem. Przez to też musiał targać dodatkowo część naszego wspólnego sprzętu.
W pierwszej kolejności zatrzymaliśmy się na miejscowym rynku, podzieliliśmy sprzęt, pamiątkowe zdjęcie (jak jeszcze wyglądamy na początku) i jazda w stronę Soliny. Obraliśmy trasę unikającą główne drogi, prowadzącą przez Kalwarię Pacławicką i Arłamów.
:: Kładki niedaleko Kalwarii Pacławskiej
Kładki niedaleko Kalwari Pacławskiej© px
Po początkowym dość płaskim odcinku czekał nas ok. 10 km podjazd w okolice hotelu w Arłamowie, gdzie też mogliśmy podziwiać niczego sobie zjazd i podjazd.
Niestety pogoda nie wyglądała obiecująco, więc ruszyliśmy prosto w dół. Nie trwało to zbyt długo, kawałek dalej czekał na nas kolejny podjazd, ale już następnie sam zjazd, aż do Jureczkowa.
Po dojeździe na dół trochę się rozpadało - wtedy nam na ratunek przyszedł niezawodny przystanek PKS. Oczekując na koniec deszczu umilaliśmy sobie czas żelkami. Burza oddalając się pozostawiła po sobie świetną tęczę i właśnie wtedy wyruszyliśmy na szukanie miejsca na nocleg.
Efekty przelotnej burzy© px
Tęcza zaraz po burzy© px
Udało się nam przenocować na miejscu w Jureczkowie u starszej, miłej Pani która zaprosiła nas dodatkowo na herbatę i kanapki. Ogrzawszy się w domu ruszyliśmy do namiotu. Przed snem jeszcze po smacznym kotlecie od Marty (wiozłem je z Mińska, ale było warto) i w kimono.