Dzień cudów
Czwartek, 16 kwietnia 2009
· Komentarze(4)
Kategoria 050 - 100km, Szosa
Początkowo był to zwyczajny wspólny wypad na rower.
Trasa Mińsk Maz -> Grzebowilk -> Zalesie -> Siennica -> Nowy Zglechów -> Cegłów -> Mińsk Maz.
Jednak po haśle "Kto ostatni w Cegłowie to stawia lody" zaczął się sprint do znaku.
Niestety Guluś pod koniec widząc, że już nie da rady wyskoczył na szczupaka na afalt jak to czasem robią w piłce nożnej czy biegach aby zyskać parę sekund. Niestety się nie udało.
Tak już na serio to po prostu przy finiszowaniu na stojąco stojąca skręciła mu się za mocno kierownica ( jak się okazało która i tak była nie do końca dobrze skręcona) i nieszczęśliwie poszybował na jezdnię.
Całe szczęście nic mu się nie stało, tylko nieźle się poobcierał i poobijał.
Miałem taką małą apteczkę i złożylismy Gulusia do kupy.
Kask dobrze spełnił swoją rolę, ładnie zabsorbował udeżenie i się rozpadł.
Jedynie bluza kolarska Magazynu Rowerowego wymaga naszycia łatki, ale to już drobiazg.
Później powoli podjechaliśmy na przystanek do Pogorzeli i wyruszyliśmy z niełym tempem (avg. ok. 28 km/h) z Tomkiem po samochód, aby szybciej zebrać się do domu.
Jednak tak pięknie być nie mogło. Jak już zajeżdzamy po Gulusia spowrotem wyciekł nam cały płyn z chłodnicy...
Szybki telefon po hol, jazda do mechanika i powrót.
Miało nam to zająć 40 min, a skończyło się na prawie dwóch godzinach.
Dzień cudów, nie ma co.
Masakra.
Trasa Mińsk Maz -> Grzebowilk -> Zalesie -> Siennica -> Nowy Zglechów -> Cegłów -> Mińsk Maz.
Mocna ekipa© px
Jednak po haśle "Kto ostatni w Cegłowie to stawia lody" zaczął się sprint do znaku.
Niestety Guluś pod koniec widząc, że już nie da rady wyskoczył na szczupaka na afalt jak to czasem robią w piłce nożnej czy biegach aby zyskać parę sekund. Niestety się nie udało.
Tak już na serio to po prostu przy finiszowaniu na stojąco stojąca skręciła mu się za mocno kierownica ( jak się okazało która i tak była nie do końca dobrze skręcona) i nieszczęśliwie poszybował na jezdnię.
Całe szczęście nic mu się nie stało, tylko nieźle się poobcierał i poobijał.
Miałem taką małą apteczkę i złożylismy Gulusia do kupy.
Profesjonalnie opatrzony Guluś© px
Kask dobrze spełnił swoją rolę, ładnie zabsorbował udeżenie i się rozpadł.
Jedynie bluza kolarska Magazynu Rowerowego wymaga naszycia łatki, ale to już drobiazg.
Połamany kask© px
Później powoli podjechaliśmy na przystanek do Pogorzeli i wyruszyliśmy z niełym tempem (avg. ok. 28 km/h) z Tomkiem po samochód, aby szybciej zebrać się do domu.
Jednak tak pięknie być nie mogło. Jak już zajeżdzamy po Gulusia spowrotem wyciekł nam cały płyn z chłodnicy...
Szybki telefon po hol, jazda do mechanika i powrót.
Miało nam to zająć 40 min, a skończyło się na prawie dwóch godzinach.
Dzień cudów, nie ma co.
Masakra.