Bikepacking Główny Szlak Beskidzki - dzień 10
Wtorek, 8 lipca 2014
· Komentarze(2)
Kategoria < 050km, Bikepacking, Teren
Wstaję
rano przed ekipą survivalową. Jak tylko wczoraj zaszło słońce pojawiała się
niemiłosierna wilgoć. Namiot i rower cały mokry - biwak jest na trawie, a i
pobliska rzeczka robi swoje. Zbieram graty i ruszam powoli na podbój
Chryszczatej - zresztą chłopaki zaraz po mnie. Trochę
podjazdu, trochę pchania i już jestem przy jeziorach Duszatyńskich. Prezentują
się bardzo ładnie - nigdzie po drodze nie spotkałem takich jeziorek pośród gór
i to jeszcze w lesie.
Jeziorka Duszatyńskie © px
Docieram na Chryszczatą - właśnie powtórzyłem mój pierwszy podjazd w górach. Miejsce trochę się zmieniło, pojawiła się wiata. Stąd też jest oznaczone odbicie do studenckiej bazy namiotowej Rabe.
Chryszczata © px
Ruszam dalej w stronę przełęczy Żebrak. To miejsce też dobrze zapamiętałem - jechałem tędy z Kamilem podczas wyprawy z sakwami w 2011 roku. Tutaj też pojawiła się wiata - nówka sztuka.
Nowa wiata na przełęczy Żebrak © px
Kawałek za przełęczą zaczynają dobiegać do mnie odgłosy burzy - zapowiada się grubo, a ja zgubiłem poncho. Niby kupiłem awaryjnie foliowe za 5 zł, ale jakoś mu nie ufam (ze względów oczywistych). Jedzie się tutaj bardzo przyjemnie - można pokonać dłuższe odcinki bez większego pchania pod górę.
Piękna ścieżka do jazdy © px
Nie mogło też zabraknąć ciekawych technicznych fragmentów przez skałki. Ja postanowiłem sobie darować i zwiększyć szanse mojej opony na przetrwanie.
Droga przez skałki © px
Po drodze spotkałem też hubę która ku memu zdziwieniu dosłownie konsumowała gałązkę! Czyli tak ona pasożytuje na drzewach :)
Am am jem gałązkę! © px
Dłuższy zjazd z Wołosania, pieczątka w bacówce pod Honem (pozytywny typowo rockowy klimat) i po chwili jem śniadanie w Cisnej. Wyjeżdżam z miejscowości dosłownie mostem po torach i stąd już głównie pchania pod małe Jasło. Myślałem, że udało mi się uciec od burzy, ale pojawiają się kolejne grzmoty w okolicy - co jak co, ale burzy z piorunami w górach najbardziej nienawidzę. Na starcie pojawia się też ciekawe oznaczenie szlaku - strzałka do góry. Chyba nie chodzi o to, aby się wspinać po słupie na druty pod napięciem? :)
Po słupie na szlak! © px
Udaje się wspiąć na szczyt gdzie spotykam ekipę co idzie dalej czerwonym szlakiem, krótka rozmowa i w obliczu zbliżającego się kataklizmu ruszam dalej - aby tylko do Fereczatej i zjechać z tych cholernych szczytów. W górnych partiach często jedzie się przez pola trawy i roślin z naprawdę dużymi liśćmi - wtedy odgłos opon jest niepowtarzalny. Wszystko oczywiście na singletracku.
Pięknie polami i granią © px
Na Okrągliku do czerwonego GSB dołącza słowacki czerwony szlak graniczny - oczywiście zlewają się w jedno i szukam ładny kawałek mojego GSB, a grzmoty powodują dodatkową presję. Okazuje się, że trzeba pojechać kawałek wzdłuż granicy, a później w lewo w dół.
Burzowe chmury © px
Bardzo przyjemnie i szybko zjeżdżam do Smereka gdzie rozbijam namiot w ośrodku wypoczynkowym. Wtedy też zaczyna padać deszcz - tym razem udało mi się uciec.
Jeziorka Duszatyńskie © px
Docieram na Chryszczatą - właśnie powtórzyłem mój pierwszy podjazd w górach. Miejsce trochę się zmieniło, pojawiła się wiata. Stąd też jest oznaczone odbicie do studenckiej bazy namiotowej Rabe.
Chryszczata © px
Ruszam dalej w stronę przełęczy Żebrak. To miejsce też dobrze zapamiętałem - jechałem tędy z Kamilem podczas wyprawy z sakwami w 2011 roku. Tutaj też pojawiła się wiata - nówka sztuka.
Nowa wiata na przełęczy Żebrak © px
Kawałek za przełęczą zaczynają dobiegać do mnie odgłosy burzy - zapowiada się grubo, a ja zgubiłem poncho. Niby kupiłem awaryjnie foliowe za 5 zł, ale jakoś mu nie ufam (ze względów oczywistych). Jedzie się tutaj bardzo przyjemnie - można pokonać dłuższe odcinki bez większego pchania pod górę.
Piękna ścieżka do jazdy © px
Nie mogło też zabraknąć ciekawych technicznych fragmentów przez skałki. Ja postanowiłem sobie darować i zwiększyć szanse mojej opony na przetrwanie.
Droga przez skałki © px
Po drodze spotkałem też hubę która ku memu zdziwieniu dosłownie konsumowała gałązkę! Czyli tak ona pasożytuje na drzewach :)
Am am jem gałązkę! © px
Dłuższy zjazd z Wołosania, pieczątka w bacówce pod Honem (pozytywny typowo rockowy klimat) i po chwili jem śniadanie w Cisnej. Wyjeżdżam z miejscowości dosłownie mostem po torach i stąd już głównie pchania pod małe Jasło. Myślałem, że udało mi się uciec od burzy, ale pojawiają się kolejne grzmoty w okolicy - co jak co, ale burzy z piorunami w górach najbardziej nienawidzę. Na starcie pojawia się też ciekawe oznaczenie szlaku - strzałka do góry. Chyba nie chodzi o to, aby się wspinać po słupie na druty pod napięciem? :)
Po słupie na szlak! © px
Udaje się wspiąć na szczyt gdzie spotykam ekipę co idzie dalej czerwonym szlakiem, krótka rozmowa i w obliczu zbliżającego się kataklizmu ruszam dalej - aby tylko do Fereczatej i zjechać z tych cholernych szczytów. W górnych partiach często jedzie się przez pola trawy i roślin z naprawdę dużymi liśćmi - wtedy odgłos opon jest niepowtarzalny. Wszystko oczywiście na singletracku.
Pięknie polami i granią © px
Na Okrągliku do czerwonego GSB dołącza słowacki czerwony szlak graniczny - oczywiście zlewają się w jedno i szukam ładny kawałek mojego GSB, a grzmoty powodują dodatkową presję. Okazuje się, że trzeba pojechać kawałek wzdłuż granicy, a później w lewo w dół.
Burzowe chmury © px
Bardzo przyjemnie i szybko zjeżdżam do Smereka gdzie rozbijam namiot w ośrodku wypoczynkowym. Wtedy też zaczyna padać deszcz - tym razem udało mi się uciec.