Szlak Orlich Gniazd - dzień 1
Czwartek, 1 maja 2014
· Komentarze(5)
Kategoria 050 - 100km, Bikepacking, Teren
Wstałem dość wcześnie - jak to na wyprawie kawałek przed 6:00 rano. Noc była dość zimna, więc, aby tylko wstać i się rozgrzać. Mały problem z odpaleniem palnika - zapomniałem wsadzić kartusza do śpiwora. Był to też pierwszy test nowego namiotu - Fjord Nansen Tordis I - sprawdził się rewelacyjnie. Nie ma to jak wreszcie mieć więcej przestrzeni życiowej w porównaniu do Faroe Out z rowerem w środku :)
Dzień początkowo zapowiada się kiepsko, dużo chmur nie zapowiada niczego dobrego, ale całe szczęście później już tylko dominowało słońce.
Biwak o poranku © px
Jak tylko wjechałem do lasu zaczęły pojawiać się charakterystyczne skałki o najróżniejszych kształtach. Każdy kolejny jest naprawdę dziwniejszy od poprzedniego. Nie mogło zabraknąć też jaskiń i innych naturalnych kryjówek.
Klasyczne jurajskie skałki © px
Teren tutaj miejscami robi się naprawdę górzysty, jest sporo kamieni i nie brakuje stromych podjazdów / zjazdów. Zabawy jest co nie miara, aby tylko nogi dawały cały czas radę pod górę - kondycja jeszcze niestety nie ta.
Przedzierając się przez lasy docieram wreszcie do pierwszego zamku na szlaku - zamek w Olsztynie. Już z daleka prezentuje się naprawdę niezwykle, widać go wybijającego się z górki na której został ulokowany. Ciężko jest go nie zauważyć.
Zamek w Olsztynie © px
Szlak niestety go delikatnie omija, ale ja nie mogę sobie darować takiej okazji i wspinam się do jego wnętrza - podjazd jest jak najbardziej do pojechania. Widok z niego (jak się zapowiadał) jest bardzo dobry, widać praktycznie całą okolicę jako, że to jest jej najwyższy, okoliczny punkt. Całość robi bardzo dobre wrażenie.
Widok z zamku w Olsztynie © px
Tak też prezentuje się cały mój załadowany rower na panoramie z zamku w Olsztynie. Chrzest bojowy przechodzą też torby - podsiodłowa i na górną rurę. Niestety opona z tyłu to Continental Race King - Mountain King niestety nie przyszedł na czas, ale o póki nie ma błota to daje jak najbardziej radę.
Rower bikepackingowej odsłonie © px
Szlak przeplata się to raz przez las, a to drogą prowadzącą prosto przez pola. Teren jest naprawdę urozmaicony, a stałym elementem otoczenia są tutejsze skałki - wszędzie jest ich pełno, chociaż czym dalej od Częstochowy to rzadziej występują. Dopiero odradzają się w większej ilości w Ojcowskim Parku Narodowym. Po drodze można mijamy źródełko św. Idziego gdzie można uzupełnić zapasy wody, a słońce coraz mocniej zaczyna świecić - jednak trochę uda się opalić.
Źródełko św. Idziego - Źródło wody na szlaku © px
Aleją Klonów docieramy do Dworku Krasińskich gdzie jest dobre miejsce na postój - zaraz przy jeziorku, nie brakuje tam też właśnie wędkarzy. Kawałek dalej przy sklepie spożywczym robię postój na drugie śniadanie i uzupełniam zapasy jedzenia.
Następnie szlak prowadzi bardzo ładnie przez las pośród skałek - miejscami nawet bardzo dobrej jakości szutrem po którym jazda idzie bardzo sprawnie. Nie brakuje też technicznych i stromych momentów z kamieniami. W jednym miejscu walcząc na zjeździe skończyłem małą wywrotką - całe szczęście nieszkodliwą.
Tak też docieram do kolejnych dwóch zamków położonej w bliskiej odległości od siebie - zamek Mirów oraz Bobolice. Na wcześniejszy Ostrężnik już nie chciało mi się wspinać.
Zamek Mirów © px
Zamek Bobolice © px
Następnym ciekawym napotkanym miejscem jest Góra Zborów - zbiór skałek z których rozpościera się wspaniały widok na okolicę. Nie brakuje też tutaj wspinaczy którzy bardzo dobrze wykorzystują każdą skałkę - warunki do uprawiania tutaj tego sportu są znakomite.
Największe wrażenie dla mnie robi widok na drogę która dosłownie przecina krajobraz na pół - została poprowadzona bezbłędnie prosto.
Widok na mega prostą drogę przez lasy © px
Po drodze nie da się nie zauważyć bardzo specyficznej skałki, a mianowicie Okiennik Wielki. Przypomina niczym dużego pączka - donuta. Można aż zgłodnieć.
Skała - donut © px
Kawałek za "pączkiem" zaczyna się kilkukilometrowy piaszczysty odcinek szlaku. Do tej pory piach mi za bardzo nie przeszkadzał - dało się go ominąć lub sprawnie przejechać. W tym momencie niestety nie mamy już takiego komfortu i miejscami jestem zmuszony do pchania roweru. Dobrze, że cały czas tak się nie ciągnie.
Piaszczysty odcinek na szlaku © px
Docieram wreszcie do zamku Ogrodzieniec. Jest to jedna z bardziej uczęszczanych atrakcji - dużo ludzi, parkingów, sklepików z pamiątkami/goframi, a nie mogę znaleźć zwykłego sklepu spożywczego. Słońce grzeje aż miło, chociaż temperatura w cieniu wynosi raptem 14 st. Zaczynam się trochę słabiej czuć - pewnie za mało piłem. Jedzie się gorzej, ale trzeba napierać do przodu. Więc jem lody i zostaję na dłuższy postój pod zamkiem.
Zamek Ogrodzeniec © px
Dalej ruszam już znacznie spokojniej - aby dojechać tylko jak najdalej się da. Dobrze, że trafiłem na otwarty sklep spożywczy - izotonik i do przodu.
Bardzo pozytywnie zaskakuje mnie infrastruktura turystyczna - pojawiają się wiaty nówki sztuki wraz ze stojakami na rowery. Jak dla mnie rewelacja - widać dobrze tutaj o to zadbali. Oznaczenia szlaku też są dobrze wykonane i generalnie nie mam problemów z nawigacją.
Nowo postawiona wiata ze stojakami na rower © px
W dobry nastrój wprawiają też jaskrawo-żółte pola kwitnącego rzepaku. Prezentują się wyjątkowo na tle wszechobecnej zieleni, a zwłaszcza jeszcze w takiej pokaźnej ilości.
Pola kwitnącego rzepaku © px
Przejeżdżam spory odcinek przez pola, następnie mijam kilka ruin i w oddali ukazuje się zamek Smoleń. Oczywiście również jest położony na wzniesieniu. Zaraz koło niego jest postawiona nowa bardzo duża wiata, a koło niej rozbite dwa namioty - zastanawiam się czy, aby nie dołączyć,ale mam jeszcze z godzinę jazdy więc postanawiam ją wykorzystać.
Widok na zamek Smoleń © px
Po drodze spotykam dwoje rowerzystów na rowerach z elektrycznym wspomaganiem i ucinam z nimi małą pogawędkę. Wyruszyli dziś z Krakowa, ale podążają rowerową wersją Szlaku Orlich Gniazd. Bardzo dobrze się rozmawia i dostaję cynk o kolejnej niedaleko położonej wiacie i gdzie postanawiam zostać na noc.
Super nowa wiata i nocleg © px
Całość jest dla mnie idealna na nocleg - jest miejsce do siedzenia i przygotowania posiłku. Namiot rozbijam zaraz obok - jedynie mam problem z zasięgiem w telefonie, więc podjeżdżam kawałek do góry, aby dać Ninie znać, że żyję.
Dzień dla mnie był ogólnie dość wyczerpujący, ale poszedł dość sprawnie przy znacznych przewyższeniach (praktycznie jak w górach) - intensywne słońce wyciągnęło ze mnie sporo sił oraz chyba niestety za mało piłem. Odrabiam teraz zaległości, kupiłem izotonik oraz koks (minerały), jem sytą kolację i odpoczywam przed kolejnym dniem jazdy.
Dzień początkowo zapowiada się kiepsko, dużo chmur nie zapowiada niczego dobrego, ale całe szczęście później już tylko dominowało słońce.
Biwak o poranku © px
Jak tylko wjechałem do lasu zaczęły pojawiać się charakterystyczne skałki o najróżniejszych kształtach. Każdy kolejny jest naprawdę dziwniejszy od poprzedniego. Nie mogło zabraknąć też jaskiń i innych naturalnych kryjówek.
Klasyczne jurajskie skałki © px
Teren tutaj miejscami robi się naprawdę górzysty, jest sporo kamieni i nie brakuje stromych podjazdów / zjazdów. Zabawy jest co nie miara, aby tylko nogi dawały cały czas radę pod górę - kondycja jeszcze niestety nie ta.
Przedzierając się przez lasy docieram wreszcie do pierwszego zamku na szlaku - zamek w Olsztynie. Już z daleka prezentuje się naprawdę niezwykle, widać go wybijającego się z górki na której został ulokowany. Ciężko jest go nie zauważyć.
Zamek w Olsztynie © px
Szlak niestety go delikatnie omija, ale ja nie mogę sobie darować takiej okazji i wspinam się do jego wnętrza - podjazd jest jak najbardziej do pojechania. Widok z niego (jak się zapowiadał) jest bardzo dobry, widać praktycznie całą okolicę jako, że to jest jej najwyższy, okoliczny punkt. Całość robi bardzo dobre wrażenie.
Widok z zamku w Olsztynie © px
Tak też prezentuje się cały mój załadowany rower na panoramie z zamku w Olsztynie. Chrzest bojowy przechodzą też torby - podsiodłowa i na górną rurę. Niestety opona z tyłu to Continental Race King - Mountain King niestety nie przyszedł na czas, ale o póki nie ma błota to daje jak najbardziej radę.
Rower bikepackingowej odsłonie © px
Szlak przeplata się to raz przez las, a to drogą prowadzącą prosto przez pola. Teren jest naprawdę urozmaicony, a stałym elementem otoczenia są tutejsze skałki - wszędzie jest ich pełno, chociaż czym dalej od Częstochowy to rzadziej występują. Dopiero odradzają się w większej ilości w Ojcowskim Parku Narodowym. Po drodze można mijamy źródełko św. Idziego gdzie można uzupełnić zapasy wody, a słońce coraz mocniej zaczyna świecić - jednak trochę uda się opalić.
Źródełko św. Idziego - Źródło wody na szlaku © px
Aleją Klonów docieramy do Dworku Krasińskich gdzie jest dobre miejsce na postój - zaraz przy jeziorku, nie brakuje tam też właśnie wędkarzy. Kawałek dalej przy sklepie spożywczym robię postój na drugie śniadanie i uzupełniam zapasy jedzenia.
Następnie szlak prowadzi bardzo ładnie przez las pośród skałek - miejscami nawet bardzo dobrej jakości szutrem po którym jazda idzie bardzo sprawnie. Nie brakuje też technicznych i stromych momentów z kamieniami. W jednym miejscu walcząc na zjeździe skończyłem małą wywrotką - całe szczęście nieszkodliwą.
Tak też docieram do kolejnych dwóch zamków położonej w bliskiej odległości od siebie - zamek Mirów oraz Bobolice. Na wcześniejszy Ostrężnik już nie chciało mi się wspinać.
Zamek Mirów © px
Zamek Bobolice © px
Następnym ciekawym napotkanym miejscem jest Góra Zborów - zbiór skałek z których rozpościera się wspaniały widok na okolicę. Nie brakuje też tutaj wspinaczy którzy bardzo dobrze wykorzystują każdą skałkę - warunki do uprawiania tutaj tego sportu są znakomite.
Największe wrażenie dla mnie robi widok na drogę która dosłownie przecina krajobraz na pół - została poprowadzona bezbłędnie prosto.
Widok na mega prostą drogę przez lasy © px
Po drodze nie da się nie zauważyć bardzo specyficznej skałki, a mianowicie Okiennik Wielki. Przypomina niczym dużego pączka - donuta. Można aż zgłodnieć.
Skała - donut © px
Kawałek za "pączkiem" zaczyna się kilkukilometrowy piaszczysty odcinek szlaku. Do tej pory piach mi za bardzo nie przeszkadzał - dało się go ominąć lub sprawnie przejechać. W tym momencie niestety nie mamy już takiego komfortu i miejscami jestem zmuszony do pchania roweru. Dobrze, że cały czas tak się nie ciągnie.
Piaszczysty odcinek na szlaku © px
Docieram wreszcie do zamku Ogrodzieniec. Jest to jedna z bardziej uczęszczanych atrakcji - dużo ludzi, parkingów, sklepików z pamiątkami/goframi, a nie mogę znaleźć zwykłego sklepu spożywczego. Słońce grzeje aż miło, chociaż temperatura w cieniu wynosi raptem 14 st. Zaczynam się trochę słabiej czuć - pewnie za mało piłem. Jedzie się gorzej, ale trzeba napierać do przodu. Więc jem lody i zostaję na dłuższy postój pod zamkiem.
Zamek Ogrodzeniec © px
Dalej ruszam już znacznie spokojniej - aby dojechać tylko jak najdalej się da. Dobrze, że trafiłem na otwarty sklep spożywczy - izotonik i do przodu.
Bardzo pozytywnie zaskakuje mnie infrastruktura turystyczna - pojawiają się wiaty nówki sztuki wraz ze stojakami na rowery. Jak dla mnie rewelacja - widać dobrze tutaj o to zadbali. Oznaczenia szlaku też są dobrze wykonane i generalnie nie mam problemów z nawigacją.
Nowo postawiona wiata ze stojakami na rower © px
W dobry nastrój wprawiają też jaskrawo-żółte pola kwitnącego rzepaku. Prezentują się wyjątkowo na tle wszechobecnej zieleni, a zwłaszcza jeszcze w takiej pokaźnej ilości.
Pola kwitnącego rzepaku © px
Przejeżdżam spory odcinek przez pola, następnie mijam kilka ruin i w oddali ukazuje się zamek Smoleń. Oczywiście również jest położony na wzniesieniu. Zaraz koło niego jest postawiona nowa bardzo duża wiata, a koło niej rozbite dwa namioty - zastanawiam się czy, aby nie dołączyć,ale mam jeszcze z godzinę jazdy więc postanawiam ją wykorzystać.
Widok na zamek Smoleń © px
Po drodze spotykam dwoje rowerzystów na rowerach z elektrycznym wspomaganiem i ucinam z nimi małą pogawędkę. Wyruszyli dziś z Krakowa, ale podążają rowerową wersją Szlaku Orlich Gniazd. Bardzo dobrze się rozmawia i dostaję cynk o kolejnej niedaleko położonej wiacie i gdzie postanawiam zostać na noc.
Super nowa wiata i nocleg © px
Całość jest dla mnie idealna na nocleg - jest miejsce do siedzenia i przygotowania posiłku. Namiot rozbijam zaraz obok - jedynie mam problem z zasięgiem w telefonie, więc podjeżdżam kawałek do góry, aby dać Ninie znać, że żyję.
Dzień dla mnie był ogólnie dość wyczerpujący, ale poszedł dość sprawnie przy znacznych przewyższeniach (praktycznie jak w górach) - intensywne słońce wyciągnęło ze mnie sporo sił oraz chyba niestety za mało piłem. Odrabiam teraz zaległości, kupiłem izotonik oraz koks (minerały), jem sytą kolację i odpoczywam przed kolejnym dniem jazdy.