Wpisy archiwalne w kategorii

Sakwy

Dystans całkowity:4543.19 km (w terenie 333.00 km; 7.33%)
Czas w ruchu:245:01
Średnia prędkość:18.54 km/h
Maksymalna prędkość:76.62 km/h
Suma podjazdów:27376 m
Maks. tętno maksymalne:171 (85 %)
Maks. tętno średnie:137 (68 %)
Suma kalorii:33909 kcal
Liczba aktywności:44
Średnio na aktywność:103.25 km i 5h 34m
Więcej statystyk

Gorące Rumuńskie Lato - Dzień 6 - Rumunia

Środa, 15 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Kategoria 100 - 200km, Sakwy
Rano wita nas deszcz i przemoczone, zimne ciuchy. Niechętnie się zbieramy i zakładamy mokre rzeczy - nie chce nam się moczyć kolejnych, a może uda się te jakoś wysuszyć.
Dziś też na dzień dobry podjazd na przełęcz gdzie oczywiście dopadła nas mżawka i coraz to niższa temperatura.
Zjeżdżaliśmy już w delikatnym deszczu rozgrzewając się podczas wykonywania dziwnych ćwiczeń na rowerach tj. pompek itp. :)
Za to nocleg naprawdę się nam poszczęścił - pytamy się pierwszej lepszej osoby w wiosce o nocleg na podwórku, a zostajemy przekierowani do dyrektora tamtejszej szkoły. Początkowo mamy rozbijać namiot na dziedzińcu, ale po chwili dostajemy propozycję nie do odrzucenia - nocleg w szkole na kanapach + dostęp do internetu z biblioteki. Wreszcie możemy wysuszyć nasze przemoczone rzeczy! Super!

Prawdziwe rumuńskie lato - na przełęczy zachodzą chmury © px


Dacia - jedna z wielu odmian nadwozia © px


Rowerzysta na wzgórzu © px


Sakwiarz w Rumuni © px


Wejście do rumuńskiej szkoły © px


Rumuńska szkoła - korytarz © px


Nocleg w rumuńskiej szkole © px

Gorące Rumuńskie Lato - Dzień 5 - Rumunia

Wtorek, 14 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Kategoria 050 - 100km, Sakwy
Dzień od rana zapowiadał się pochmurnie. Na dzień dobry mamy do podjechania przełęcz - ok. 1100 m n.p.m. - 600 m przewyższenia. Naszą drogę ku górze odliczają bardzo charakterystyczne rumuńskie słupki kilometrażowe - pokazują odległość do najbliższej miejscowości. Bardzo przydatna i praktyczna sprawa.
Czym wyżej to robi się chłodniej - na samej górze niecałe 12 stopni - przed zjazdem zakładamy na siebie co się da. Zapomniałem rękawiczek więc na dłonie powędrowały skarpetki :)

Słupek kilometrażowy w Rumuni © px

Kamil - tuż przed zjazdem © px

Patryk - tuż przed zjazdem z przełęczy © px


Część drogi sobie skracamy - przemykamy przez typowo rumuńskie wioski. Widok niesamowity - miejscami wszystko wygląda tak jakby czas się nie cofnął. Wszystkie kobiety chodzą w charakterystycznych chustach, faceci w kapeluszach, a na podwórkach suszą się garnki na kijach. Do tego często się pojawiające rumuńskie duże bramy, a przy nich ławeczka gdzie ludzie obserwują nas przejeżdżających.

Rumuńska wioska © px


Trochę odpoczywamy pod sklepem i oczekujemy końca deszczu. Niestety nie zapowiada się na poprawę więc zakładamy nasze poncha i w drogę. Jesteśmy praktycznie cali przemoczeni, ale dopóki jedziemy to jest ciepło.
Nocleg znajdujemy w niewielkiej wiosce, jakimś cudem się porozumiewamy - z pomocą przychodzi nam osoba mówiąca po angielsku. Dodatkowo dostajemy jeszcze - jak zgadujemy - po placku serowym, bardzo pysznym. Deszcz nie przestaje padać, zawijamy się w śpiwory i oczekujemy poprawy pogody.

Gorące rumuńskie lato © px

Gorące rumuńskie lato © px

Gorące Rumuńskie Lato - Dzień 4 - Węgry - Rumunia

Poniedziałek, 13 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Kategoria 100 - 200km, Sakwy
Dziś już nadszedł ten dzień i właśnie wjeżdżamy do Rumuni!
Główna droga którą podążamy jest bardzo dobra, granicę przekraczamy bez problemów - wystarczy pokazać tylko dowód osobisty.
Tuż za granicą widzimy od razu sporo domów w nie najlepszym stanie - niektóre wyglądają jakby były budowane bez zaprawy pomiędzy cegłami.

Kamil - witamy w Rumuni! © px

Patryk - już w Rumuni! © px


Rumunia - zaraz za przejściem granicznym © px


Przejeżdżamy przez kolejne wioski i nie wiadomo skąd ukazuje nam się dom pełen przepychu zbudowany w japońskim stylu. Bardzo kontrastuje z wieloma okolicznymi biednymi gospodarstwami. Nie da go się nie zauważyć.

Japoński styl w Rumuni © px


Ludzie w Rumuni są bardzo pozytywni.
Pytam się o drogę pierwszego lepszego przechodnia, pana w średnim wieku. Po przyjacielsku mnie obejmuje i dokładnie wskazuje mi drogę. Dla mnie, człowieka nieprzyzwyczajonego do takiej bezpośredniości jest to mały szok - ale pozytywny. Ludzie naprawdę potrafią zadziwić.

Odpoczywające rowery © px

Zardzewiała budka na tle nieba © px

Zła i dobra pogoda © px


Trochę popołudniu nasza droga zamienia się w ucieczkę przed chmurami deszczowymi. Niestety nie trwa to długo i nas dopadają - chowamy się na pobliskim przystanku. Przerwa jest krótka. W jej trakcie podziwiamy rumuńskie plakaty - domyślam się, że chodzi o zachęcanie do jedzenia kurczaków :)

Rumuński plakat - nie ma lipy! © px


Dziś jest nasza pierwsza próba znalezienia noclegu w Rumunii. Porozumieć się nie jest łatwo, całe szczęście mamy przygotowane rozmówki. Ludzie okazują się przyjaźni i pomocni - znajdujemy miejsce do rozbicia namiotu w sumie bez większych problemów.
W Rumuni często działki są widoczne z ulicy jako małe i wąskie - ale tak naprawdę są bardzo długie, przechodzimy za stodołę, a tam sad który ciągnie się dobre 200m wgłąb. W stodole podczas przenoszenia gratów przez okienko jeszcze zerka na nas krowa.

Rumuńska stodoła © px

Gorące Rumuńskie Lato - Dzień 3 - Węgry

Niedziela, 12 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 200km, Sakwy
Ruszając spod granicy Słowacko - Węgierskiej kierowaliśmy się północno-wschodnimi rejonami kraju. Z reguły Węgry są płaskie jak stół, ale tutaj natrafiliśmy na trochę górek. Dodatkowo jeszcze po drodze widzieliśmy zamek.

Węgierskie zakazy jazdy rowerem - dosłownie wszędzie © px


Tego się nie spodziewaliśmy - na Węgrzech grube miliony musieli wydać na znaki zakazu jazdy rowerem - jak widać po prawej stronie, "chodnik" jest wspólny dla pieszych i rowerzystów. Nie ma to jak prawie na jednym metrze razem się pomieścić.
Oczywiście musieliśmy złamać "zakaz", ale nawet policja widząc nas jadących na właśnie takim zakazie nas nie zatrzymywała.

Zamek na północy Węgier © px



Węgierska brama © px


Nocleg znaleźliśmy na Węgrzech - ogólnie bardzo trudno jest się dogadać po Polsku (gdzie na Słowacji nie mieliśmy z tym problemów). Jak zwykle niezawodny okazuje się Google Translate :D Po kolacji którą dostaliśmy od Węgierskiej rodziny posiedzieliśmy kawałek przy laptopie pisząc właśnie w Google Translate - tak udało się dobrze porozumieć :)

Gorące Rumuńskie Lato - Dzień 2 - Słowacja, Węgry

Sobota, 11 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 200km, Sakwy
Dzień zaczęliśmy oczywiście od zjedzenia ciasta :)
Zostało sporo po urodzinach, a strasznie słodkie - ja powoli jakoś zjadłem, a Bodek się zasłodził ;) Słowacy bardzo gościnni, dostaliśmy nawet wyprawkę w postaci owoców.
Pogoda w ciągu dnia nie dopisywała, nie było mowy o słońcu ale spokojnie jechaliśmy do przodu. Oby dojechać tylko do Węgier - na Słowacji narobiliśmy jeszcze trochę przewyższeń.

Wesoły słowacki blok © px


Poza głównymi miastami na Słowacji znajdują się normalnie osady, małe miasteczka Romów (tak się domyślam) - domy zbite z czegokolwiek się da, przykryte folią, biegające luzem psy. Widok bardzo specyficzny, zwłaszcza, że niedaleko jest normalne miasto. Ludzie tam mieszkający tylko patrzyli na nas, wbrew pozorom nie zachowywali się jakoś agresywnie - co nie zmienia faktu, że nie chcielibyśmy się tam znaleźć w nocy.
Pełno Romów sprzedaje przy drogach grzyby. Mieliśmy jeden taki groteskowy obraz - obok jezdni stoi taki cwaniak, dres, łańcuch na szyi, komóra w jednej dłoni, a w drugiej ogromy grzyb na sprzedaż. Widok niezastąpiony :D

Przejście graniczne Słowacja - Węgry © px


Dojazdówka do granicy Słowacko-Węgierskiej jest już bardzo dobra i szybka. Udało się tam wykręcić ładną średnią.
Przenocowaliśmy zaraz za granicą - trafiliśmy na Słowaków więc spokojnie się porozumieliśmy. Zostaliśmy również bardzo miło przyjęci i na przywitanie powitani kieliszkiem Śliwowicy i ciasta - jak się później okazało była tego cała ok. 50l beczka ;)
Trafiliśmy w sam raz, deszcz właśnie się rozkręcał. Pogoda na razie nas nie rozpieszcza - jak słońce wyjdzie zza chmur to jest wielkie przeżycie.
Szykujemy sobie tylko kolacje pod altanką i wskakujemy do namiotu. Dostaliśmy nawet po materacu - będzie wygodnie.

Kolacja w altance na Węgrzech © px


Rowerowa kolacja oraz gościnność Słowaków © px

Gorące Rumuńskie Lato - Dzień 1 - Słowacja

Piątek, 10 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria 050 - 100km, Sakwy
Widok na góry - przebijające się promienie słońca © px


Pierwszy dzień naszej wyprawy do Rumuni z Bodkiem.
Ja dojechałem pociągiem do Zakopanego, Bodek na własnych kołach. Spotkaliśmy się w Poroninie i jazda na Słowację.
Pogoda akurat nas zaskoczyła - zamiast słońca co ostatnio mocno prażyło mamy mocne zachmurzenie i nawet temperaturę 12 st.
Pierwszy dzień wspólnej jazdy i już niesamowite widoki, słońce wspaniale się przebija przez chmury oświetlając nam góry.

Widok na góry ze Słowacji - promienie słońca © px


Pierwszy nocleg wypadł nam na Słowacji. Po kilku próbach, już właściwie odchodząc od domu trafiliśmy na bardzo uprzejmych ludzi. Dostaliśmy nawet sporo ciasta - akurat wieczorem miała być impreza urodzinowa.
Najedzeni poszliśmy spać.

Praga koks expedition - Dzień XIII - Harrachov - Jelenia Góra - FINISH!

Czwartek, 25 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 200km, Sakwy
Nieubłaganie nastał ostatni dzień naszej podróży. Planowaliśmy rozłożyć ten odcinek na dwa dni, ale w szybko udało się wyjechać z Pragi i trochę nadrobiliśmy. Przed nami nie mało przewyższeń, więc wstajemy wcześniej i narzucamy większe tempo.

Obozowisko po burzy © px


Poranek po burzy jest dość chłodny, musimy narzucić na siebie wiatroodporne ciuchy. Czym słońce zaczyna się pojawiać wyżej na niebie tym temperatura znacznie rośnie. Kiedy zaczynamy pokonywać podjazdy po czeskiej stronie rośnie do 30 stopni. Ukojenie przynosi cień, który często nas kryje na licznych serpentynach i nawrotach wśród lasu. Większość drogi pokonujemy wzdłuż rzeki więc chłodzą nas delikatne podmuchy wiatru. Droga, chociaż pnie się głównie w górę jest bardzo przyjemna.

Widok na Gród Skalny Vranov © px


Po drodze niespodziewanie ukazuje nam się kaplica położona dosłownie na skarpie. Do przepaści dzielą ją centymetry, widok jest niesamowity. Kilkadziesiąt metrów od niej jest widoczny punkt widokowy, położony również na urwisku. Całość bardzo ładnie komponuje się ze skałami. Budowa musiała na pewno wymagać wiele wysiłku.

Gród Skalny Vranov © px

Urwisko z punktem widokowym © px


Jesteśmy coraz bliżej granicy z Polską więc wypadałoby zrobić zakupy czeskich pyszności - decydujemy się na czeskie chipsy i klasyczną Kofolę. Może i niezdrowe, ale nie ma to jak dobra uczta. Do tego niezwykły i ciekawy smak Kofoli, dla smakuje jak połączenie coli i babcinych ziółek.
Niedaleko przed granicą z Polską odwiedzamy na chwilę skocznię narciarską w Harrachov'ie. Zatrzymujemy się w znacznej odległości od niej, ale cały czas robi niezłe wrażenie swą wielkością. Jest jakby nieodłącznym elementem górskiego zbocza.

Skocznie Harrachov © px


Trasa jest naprawdę bardzo dobra, nawierzchnia pierwsza klasa. Cały czas miło się wije w lesie, a więc tak pokonujemy kolejne wzniesienia, zjazdy i docieramy na przełęcz Szklarską. Cali zalani potem i wymęczeni dość mocnym tempem. Do tego zalesiony teren nie sprzyja chłodzeniu przez wiatr. Jesteśmy niezmiernie zadowoleni.
Podczas zjazdu niepodziewanie straciłem jedną szprychę z tylnego koła - oczywiście od strony kasety. Cieniowane Sapim'y Race (2.0-1.8-2.0) wytrzymały już jedną wyprawę, ale teraz widocznie przeciążenie okazało się zbyt duże. Na przyszły rok trzeba będzie złożyć jakieś mocniejsze koło - dobrze, że nie zaliczyłem żadnego dzwona.

Zjazd ze Szklarskiej Poręby © px


Od przełęczy Szklarskiej do samej Szklarskiej Poręby delektujemy się delikatnym i płynnym zjazdem. Wyjeżdżamy od razu z miasta w kierunku Jeleniej Góry. Wylotówka prowadzi malowniczo, z jednej strony wzdłuż rzeki, a z drugiej kończy się skalną ścianą. Kolejne kilometry mijają bardzo przyjemnie. Aby już dotrzeć do Jeleniej Góry musimy pomęczyć jeszcze trochę podjazdów.

Wjazd do Jeleniej Góry © px


Sprawy nie ułatwiało uciekające powietrze z mego tylnego koła. Na miejsce jest niedaleko, a już nam nie chciało się zmieniać dętki, więc byliśmy skazani na dopompowywanie jej co ok. 10 min. Winowajcą okazał się siedzący w oponie kolec.
Jakoś doturlaliśmy się na dworzec PKP i kupiliśmy bilety do Warszawy. Mamy wolne dwie godziny więc długo się nie zastanawiając wyruszyliśmy na poszukiwania pizzerii, aby uczcić nasz wyczyn. 58 cm na dwóch wystarczyło - najedzeni i zadowoleni z naszej wyprawy mogliśmy wreszcie spokojnie się rozłożyć, zamknąć oczy i przywołać wszystkie wspomnienia.
Było warto.


Szczęśliwi po wyprawie - Kamil i Patryk © px


------------------------
WIELKIE DZIĘKI BODEK ZA TOWARZYSTWO
i że ze mną wytrzymałeś :)
ORAZ WIELKIE PODZIĘKOWANIA DLA WSZYSTKICH LUDZI NAPOTKANYCH PRZEZ Z NAS PO DRODZE CO NAM POMOGLI, UGOŚCILI I NAS PRZENOCOWALI
------------------------
Statystyki:
- 1295,62 km - 98:23 h jazdy
- 13 dni w trasie
- 13069 m przewyższeń
- 36342 spalonych kilokalorii

------------------------
Nasze wnioski z wyprawy:
- Bez koksu nie ma jazdy (brać dużo witamin, minerałów)
- Krem do opalania - dużo
- Dokładnie przygotować podstawowe informacje o odwiedzanym kraju, ciekawe miejsca, zabytki
- Przygotować podstawowe zwroty w obcym języku (na papierze)
- Wymieniać wcześniej pieniądze, lepiej gdzieś w kraju, przy granicy są duże prowizje
- Mały drobiazg z polski, dawany ludziom w ramach podziękowania
- Mapa centrów dużych miast
- Zapoznać się wcześniej z innymi relacjami z tych terenów
- Chustka pod kask - długie podjazdy
- Chusteczki nawilżone są bardzo przydatne - m.in. mycie siebie jak i naczyń
- Duży wspólny garnek + lekkie naczynia do rozdzielenia porcji
- Jak najmniej czekoladowych i topliwych produktów
- Ładowarka słoneczna może być ciekawą opcją, ale bez niej się obyło
- Im dalej na zachód tym później koszą trawę
- Ludzie ogólnie są świetni, przyjaźnie nastawieni i gościnni!

Praga koks expedition - Dzień XII - Praha - Mlody Boleslav

Środa, 24 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria 050 - 100km, Sakwy
Hostel Sinkule © px


Budzimy się wyspani w wygodnych łóżkach, a nie jak do tej pory na karimatach. Od rana rozpoczynamy zwiedzanie Pragi.
Przemierzamy liczne boczne uliczki, wszędzie gdzie spojrzeć widać kamienice w rewelacyjnym stanie. Wyjęte niczym sprzed kilkuset lat. Większość nawierzchni stanowią kamienie. Dla roweru na wąskich slickach i z bagażem stanowi to lekkie utrudnienie. Zbytnio się tym nie przejmujemy, wystarczy jedynie zmniejszyć tempo i spokojnie delektować się urokiem miasta.

Ulice Czeskiej Pragi © px

Roboty na Pradze © px


Widać sezon jeszcze trwa, wszędzie jest pełno turystów, jeśli chodzi o sakwiarzy to widzieliśmy raptem kilku, przyciągamy wręcz uwagę. Ekipa wesołych Pań z Hiszpanii zaprosiła nas do wspólnego zdjęcia, w tym czasie ktoś obok robi nam zdjęcia. Naprawdę jesteśmy miło odbierani.

Zamek na Hradczanach © px


Kontynuujemy naszą wędrówkę, objeżdżamy większą część starego miasta oglądając większość ciekawych dla nas zabytków. Następnie kierujemy się na most Karola gdzie zamierzamy przekroczyć Wełtawę i zwiedzić drugą część Starego Miasta.
Zbliżając się do mostu możemy się delektować panoramą Pragi - co ciekawe, oprócz budynku telewizji nie ma w mieście wysokiej zabudowy. Zero wieżowców.

Panorama pragi - brak wysokich zabudowań © px


I jeszcze do tego bardzo długie zameckie schodu - jednak nie ryzykowaliśmy wędrówki nimi.

Stare zamecke schody © px


Wędrujemy po moście, nie jest w sumie długi, jego krawędzie zdobi wiele posągów ze złotymi artefaktami, zdobieniami. Prosimy przypadkowych przechodniów o zrobienie nam zdjęcia, oczywiście pytami się po angielsku - jak się później okazało byli również Polakami, świat jest mały.

Sakwiarze na moście Karola © px

Most Karola - Praga - Praha © px


Po drugiej stronie rzeki podążamy Złotą Uliczką. Jest trochę popołudniu, temperatura cały czas utrzymuje się w granicach 33 stopni na plusie. Powoli zaczynamy się kierować na wylotówkę z Pragi.
Oczywiście nie mogło zabraknąć zakupów pamiątek. Bodek obkupił praktycznie całą rodzinę drobiazgami z wizerunkiem Pragi. Ja również zaopatrzyłem się w drobne gadżety - naklejkę i naszywkę z herbem miasta Pragi. Będzie - mam nadzieję - elementem powiększającej się nieustanie kolekcji.

Rowerowa czeska Praga © px


Jeszcze ostatnie spojrzenie przez ramię i opuszczamy Stare Miasto kolejnym mostem. Kierujemy się w drogę powrotną do Polski. Wyjazd wbrew pozorom nie jest łatwy, trzeba znowu się przepchać przez całe miasto, do tego jeszcze w niezłym upale.
Po kilku godzinach walki, podjazdów znów jesteśmy na trasie. Znak informujący o wjeździe do Pragi nieubłaganie znika za nami.
Droga jest bardzo prosta, do granicy jedziemy praktycznie cały czas tą samą trasą.

Wyjazd z Pragi (Czechy) © px


Oczywiście tylko pozornie. W trakcie nie obyło się bez niespodzianek. Napotkaliśmy remontowany most, a autostradą raczej nie pojedziemy. Więc musieliśmy poświęcić trochę czasu na znalezienie objazdu. Czesi jak zwykle okazali się bardzo pomocni, mimo bariery językowej udało się porozumieć i kolejna przeszkoda została pokonana wybudowaną tymczasową kładką.

Objazd remontowanego mostu © px

Czeska lipa - nie ma lipy nawet w czechach :) © px


W wolnym czasie odpoczywamy w cieniu, jedziemy wzdłuż rzeki, od czasu do czasu się chłodzimy i oto tak nasz dzisiejszy etap kończymy noclegiem w Mlody Boleslav.
Nocujemy na podwórku u Czechów, bez problemu pozwalają się nam rozbić w narożniku ich posesji. Kładąc się spać w oddali słyszymy grzmoty, a niebo pokrywa się lekkimi błyskami. Nocą przechodzi nad nami burza. Całe szczęście bez większych komplikacji, zostało jedynie zerwane przykrycie naszych rowerów i powywracane wieszaki na ubrania Czeskiej rodziny. Śpimy jak zabici.

Praga koks expedition - Dzień XI - Stêžery - Praha!

Wtorek, 23 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria 100 - 200km, Sakwy
Wreszcie dziś nadszedł ten dzień, ostateczny dzień ataku na Pragę!
Ruszyliśmy prosto do celu szosą. Chcieliśmy ominąć główną trasę, a właściwie autostradę bocznymi, wojewódzkimi drogami. Przez dłuższy czas coś nam się nie zgadzało z mapą, a szukaliśmy trasy o numerze 611. Dopiero po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że główna trasa którą chcieliśmy ominąć jest naszą 611, a Autostrada jest położona kawałek dalej. Co jak co, ale po krótkich perypetiach umilanych od czasu do czasu jedzeniem czeskich lodów trafiliśmy na właściwą trasę i mknęliśmy cały czas do przodu. Sprzyjał nam wiatr - praktycznie nie wiał nam w twarz, średnia też była niczego sobie. Dokuczało jedynie mocne słońce - opalając wyłącznie naszą lewą stronę.

Droga na Pragę - ścieżka wzdłuż drogi © px


W jednej z mijanych przez nas miejscowości zaznaliśmy chwili ukojenia - publiczny wodotrysk. Tak się przejęliśmy chłodzeniem naszych ciał, że przechodzący obok ludzie tylko się uśmiechali. Bodkowi dodatkowo zaczęli robić zdjęcia. Nastrój był naprawdę bardzo przyjazny.

Kojące wodotryski © px


Jakby było jeszcze tego mało napotkaliśmy jeszcze prawdziwego Thor'a i Wolverine'a, a przynajmniej ludzi wyglądających praktycznie tak samo jak oni - też oczywiście jadących na rowerach.
Czym byliśmy bliżej Pragi tym bardziej wyczekiwaliśmy znaku który nas przywita, nasze wyobrażenia sięgały już niczym wzniesionego specjalnie dla nas łuku triumfalnego, wielkiej ogromnej tablicy "Witamy w Pradze". Przywitała nas niewielka, jakich wiele tablica z napisem miejscowości. Praga.
Droga wjazdowa do centrum miasta ciągnęła się bardzo długo, 4 pasy w każdą stronę, nieopodal leciała naziemna część metra. Jechaliśmy tak do samego centrum po asfalcie, brak cienia, żar lejący się z nieba był coraz bardziej odczuwalny. Początkowo miasto wyglądało jak jedno z wielu. Czym bardziej się w nie zagłębialiśmy zaczęły się wyłaniać wspaniałe budynki.

Wjazd do Pragi - coraz bliżej centrum © px


I tak dotarliśmy do starówki. Wszystkie drogi w starym mieście są praktycznie wyłożone z kamienia. Budynki zostały zachowane w świetnym stanie. Tylko pozazdrościć - budzi się wewnętrzny głos przypominający powojenną Warszawę.
W otoczeniu zabytkowych kamienic i po kocich łbach pokonujemy zacny podjazd w środku starego miasta. Jest to wyzwanie.

Praga - Stare Miasto © px


Robi się już powoli późno, rozpoczynamy poszukiwanie noclegu. Znajdujemy go w schronisku młodzieżowym blisko centrum. Zostajemy na jedną noc - koszt 500 koron dla dwóch osób. Po miłym prysznicu i ulokowaniu się na miejscu idziemy obejrzeć miasto nocą.
Wałęsamy się licznymi uliczkami, klimat jest naprawdę sympatyczny. Można się praktycznie na każdą narodowość. Ostatecznie na kolacji lądujemy w KFC, jest trochę drożej niż w Polsce, ale nie możemy się powstrzymać i najadamy się do pełna. Nie mogło się obyć bez wielkiej dolewki - zwłaszcza, że Bodka paliło.

Praga koks expedition - Dzień X - przeł. Spalona - Hradec Králové

Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria 050 - 100km, Sakwy
Po rozstaniu ze wspaniałą gospodynią i podziękowaniu za rewelacyjną gościnność ruszyliśmy na podbój przełęczy o nazwie „Spalona”. Całość prowadzi licznymi serpentynami i asfaltem w nie za dobrej kondycji. Docieramy na samą górę, słońce zaczyna się dopiero co rozkręcać. Krótki kawałek zjazdu do Mostowic i jesteśmy po raz kolejny na przejściu granicznym z Czechami, tym razem zagościmy tam na dłużej. Uderzamy już bezpośrednio na Pragę.

Przejście graniczne z Czechami w Mostowicach © px


Po stronie naszych sąsiadów zaczynają się coraz bardziej konkretne podjazdy, zaraz za granicą wzbijamy się na wysokość niemal 1000 m n.p.m., a słońce cały czas nie odpuszcza. Termometr wskazuje momentami 34 st. C.
Po dość wymagających podjazdach na początek dnia jazda staje się bardziej płynna. Kierujemy się na Hrádec Kralové przez Opočno. W kolejno mijanych miejscowościach szukamy jakiegoś kantoru – bezskutecznie. Całe szczęście wcześniej wymieniliśmy trochę złotówek na 500 koron i właśnie za te pieniądze robimy nasze pierwsze zakupy. Woda, serki i bułki. W piekarniku przed sklepem wszystko smakuje zacnie, chociaż za bardzo jeść się nie chce.

Čez Stadion - Czechy © px


Do Hradec Králové dojeżdżamy grubo popołudniu. Miejscowość wyróżnia się na mapie obwodnicą, a właściwie pierścieniem okalającym całe miasto. Na miejscu zostaje to zweryfikowane – centrum miasta jest praktycznie wyłączone z ruchu. Po krótkich poszukiwaniach odnajdujemy główne miejsce spotkań ludzi, bardzo ładne uliczki, fontanny i ścieżki położone wzdłuż rzeki. Dochodzi szósta popołudniu, większość normalnych sklepów jest już zamkniętych, całe szczęście nie dotyczy to budki z lodami. Zamawiamy „meszane”.

Deptak - Hradec Králové - Czechy © px


Delektując się kolejnymi chłodnymi kęsami przypadkiem w gąszczu szyldów zauważamy kantor. Wyrobiliśmy się zaraz przed zamknięciem i oto tak mamy nasz pierwszy czeski tysiąc.
Godzina robi się coraz bardziej późna. Po małych trudach wylatujemy za miasto, tam odbijamy na pierwszą miejscowość którą zauważyliśmy. Przebijamy się do kolejnej – łączy je ścieżka rowerowa/piesza wielkości jednego samochodowego pasa, po prostu rewelacja. Napotykamy ogródki działkowe i wiele jednorodzinnych domków w Stĕžery’ach, więc tutaj postanawiamy szukać noclegu.

Stěžery - nocleg przy basenie © px


Myśleliśmy, że dość łatwo się porozumiemy po czesku w sprawie rozbicia namiotu, nic bardziej mylnego. Czeska Pani tak szybko mówi, że ledwo co się dogadujemy. W każdym bądź razie znowu szczęście nam dopisuje, dostajemy zezwolenie na rozbicie namiotu nieopodal ogólnodostępnego basenu, który równocześnie służy za zbiornik przeciwpożarowy. Dosłownie trafiliśmy 6’tkę w Totka – po całym upalnym dniu nie ma nic lepszego niż kąpiel w basenie.

Stěžery - nocleg przy basenie - Czechy © px