Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:1002.48 km (w terenie 638.00 km; 63.64%)
Czas w ruchu:71:19
Średnia prędkość:14.06 km/h
Maksymalna prędkość:68.02 km/h
Suma podjazdów:15817 m
Maks. tętno maksymalne:181 (90 %)
Maks. tętno średnie:158 (79 %)
Suma kalorii:40109 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:52.76 km i 3h 45m
Więcej statystyk

Główny Szlak Sudecki - bikepacking - dzień 6

Piątek, 12 lipca 2013 · Komentarze(5)
Rano wstaję dość normalnie, ale czeka mnie jeszcze dokładny przegląd roweru.
Więc robię sobie śniadanie i od razu zabieram się za niezbędne naprawy.

Serwis roweru w hotelu © px


Bolec od klamki hamulca który mi wypadł zastępuję kluczem imbusowym który blokuję przed wypadnięciem taśmą izolacyjną - bez taśmy ani rusz. Najważniejsze, że wszystko działa praktycznie idealnie - odzyskuję w ten sposób tylny hamulec.

Prowizoryczna naprawa klamki hamulca © px


Klocki przód i tył są do wymiany. Startowałem ze zużytymi tak w 50%. Mam jedynie problem z rozepchaniem tłoczków tylnym hamulcu.

Stare i nowe klocki hamulcowe do Formuli © px


Na trasie jestem już około godziny 10:00 - dość późno, ale lepiej mieć sprawny rower i spokojną jazdę bez kilku dodatkowych zmartwień. Na starcie mijam już otwarte schronisko "Orlica" gdzie poprzedniego dnia nie udało mi się znaleźć schronienia.

Schronisko PTTK w Zieleńcu © px


Pogoda nie jest na razie deszczowa, ale zachmurzenie utrzymuje się duże - przez to widoki robią się ciekawe - chmury nisko położone nad górami.

Pola w tle góry w chmurach © px


Bez większych problemów dojeżdżam do schroniska PTTK Jagodna gdzie na polu niedaleko wypasają się owce.

Owce na polu © px


Przystaję tylko, aby zweryfikować właściwy kierunek jazdy i ruszam dalej asfaltem przez przełęcz Spalona gdzie dwa lata temu przejeżdżałem z Bodkiem szosowo z sakwami. Droga nic, a nic się nie zmieniła - chyba tylko na gorsze. Głównie dzięki temu ją zapamiętałem.

Klasyczna polska droga niedalego przełęczy Spalona © px


Zjeżdżam trochę asfaltem, trochę przez pola i ląduję w miejscowości Długopole - Zdrój gdzie robię postój na klasyczne śniadanie - dwie bułki, dwa serki, dwa jogurty, batonik oraz szykuje dwie kanapki na drogę.

Klasyczne śniadanie na wyprawie © px


Zaraz za Długopolem - Zdrój na drzewach nagle zaczęły pojawiać się aluminiowe tabliczki z oznaczeniem szlaku. Oryginalny pomysł i są trochę lepiej widoczne w porównaniu z malowanymi symbolami.

Tajemnicze aluminiowe oznaczenie szlaku © px


Jadąc przez pola za daleka zaczyna już widać Masyw Śnieżnika gdzie obecnie zmierzam po ostatni "tysięcznik" na mojej wyprawie - Czarna Góra. Widać bardzo dokładnie wieżę która pod nim się znajduje. Całość oczywiście w chmurach - widać, że i dziś deszcz mnie nie ominie.

Panorama Masywu Śnieżnika © px

Wieża na Czarnej Górze z daleka © px


Sporą część przejeżdża oczywiście przez pola, miejscami nawet w półtorametrowej trawie - bardziej to wygląda na przedzieranie. Przynajmniej tutaj się postarali i pośród traw postawili słupek z oznaczeniami szlaku.
Na podjeździe pod Igliczną zagadka tajemniczych aluminiowych oznaczeń szlaku nagle się rozwiązuje. Zaglądam do zawieszonej na drzewie tabliczki i okazuje się... Że jest zrobiona po puszce do piwa! Nasuwa się najważniejsze pytanie w tej sytuacji... Ile piw musieli wypić aby oznakować szlak? Ciekawe czy kiedykolwiek poznamy odpowiedź...

Zagadka aluminiowych tabliczek rozwiązana! © px


Droga na Igliczną nadal zaskakuje. Ktoś zostawił na wpół ścięte drzewo przy ścieżce - pytanie ile tak wytrzyma...

Prawie ścięte drzewo © px


Za to już na samym szczycie Igliczna, zaraz przy kościele rozpościerała się piękna panorama na pola i góry. Ciemne chmury i przebijające się przez nie słońce tworzyło niezwykłą mieszankę kolorów i cieni. Tylko siedzieć i patrzeć.

Wspaniały widok z Iglicznej © px

Wspaniała panorama z Iglicznej © px


Zjadłem, posiedziałem i ruszam dalej. Zjazd jest dość łatwy, więc szybko docieram do Międzygórza skąd już droga wiedzie prosto do Schroniska PTTK pod Śnieżnikiem. Znaczna długość jest do podjechania - tylko krótki środkowy i końcowy fragment musiałem prowadzić rower.
Czym wyżej się znajdowałem to coraz bardziej zaczynało kropić. Wspinałem się na praktycznie wysokość chmur.

Droga pod Śnieżnik w chmurach © px


Docieram do schroniska. Znajduje się praktycznie w chmurach, temperatura oscyluje w granicach 12 st. Już raz tutaj byłem na zlocie EMTB w bardzo podobnych warunkach. Tylko, że to wtedy był Wrzesień. Schronisko ogólnie mi się podoba, same dobre wspomnienia.

Schronisko pod Śnieżnikiem © px


Zatrzymuje się na chwilę w środku. Szaleję i kupuję gorącą czekoladę (która BTW jest za bardzo rozwodniona), pamiątkową odznakę i wysyłam pocztówkę do Niny. Bardzo dobrze, że można ją od razu zostawić na miejscu.
Uzupełniam brakujące kalorie i postanawiam jeszcze przejechać kawałek, do zmroku mam jeszcze kilka godzin.
Kilka kilometrów po starcie deszcz rozpadał się na dobre, postanawiam przenocować w pierwszym lepszym miejscu jakie znajdę. Na przełęczy Żmijowa polana dostrzegam wiatę. Długo się nie zastanawiając postanawiam w niej przenocować.

Wiata na przełęczy Żmijowa polana © px


Deszcz nie przestaje kropić, a temperatura spada do 11 st. Robię sobie obiado-kolację, trochę się przemywam, zasłaniam wejście do wiaty ponch'em i układam się na stole do snu.
Osobiście nie przewidywałem, że jazda będzie mi tak sprawnie iść, jak tak dalej pójdzie to za dwa dni ukończę szlak. Początkowo planowałem na niego dziesięć dni. Jest dobrze.

Nocleg w wiacie na przełęczy Żmijowa polana © px

Główny Szlak Sudecki - bikepacking - dzień 5

Czwartek, 11 lipca 2013 · Komentarze(4)
Mimo dość nierównego podłoża spało się dobrze, nic mi w nocy nie przeszkadzało - zmęczenie robi swoje. Dziś już zmieniam mapę na Sudety Zachodnie.
Dzień zapowiada się dość chłodno, ciemne chmury na niebie - tylko kwestia czasu aż spadnie deszcz.
Na dzień dobry mam prosty, szutrowy zjazd który okazuje się problematyczny ze względu na rękę którą mam zadrapaną - na każdym trochę większym wyboju jest nieprzyjemnie jak podskakuje rower. Czuć ból w nierozgrzanym mięśniu - dopiero koło południa jest znośnie.
Oczywiście nie mogło zabraknąć też przeszkód w postaci położonych, ściętych bali na środku szlaku.

Zagrodzony czerwony szlak © px


Szlaki na razie biegną spokojnie przez pola, mniejsze górki. Dojeżdżam do miejscowości Nagórzany gdzie zatrzymuję się pod sklepem na śniadanie. Jakoś na wyjeździe mam straszną ochotę na Colę - na której przy okazji otrzymuję ciekawą "wróżbę" :)

Mistrzowska puszka © px


Następnie jest kawałek asfaltowego podjazdu po Górę Wszystkich Świętych, jest też trochę wnoszenia po schodach oraz terenowego podjazdu.

Schody na Górę Wszystkich Świętych © px


Wspinam się pod kościół i od razu zjeżdżam dalej. Na zjazdach przez drzewa przebija się widok na Góry Stołowe - dziś na pewno je przejadę.

Góry Stołowe z oddali © px


Trochę źle wyliczyłem zapasy witamin w tabletkach i przy pierwszej okazji w aptece natychmiast uzupełniam przysłowiowy "koks" - bowiem jak głosi staropolskie przysłowie - "Bez koksu nie ma jazdy".

Uzupełnienie zapasu koksu © px


Dzisiaj szlak sporo prowadzi przez pola gdzie często nawigacja jest problematyczna. Dobrze, że się pokrywa na tym odcinku ze szlakiem konnym więc jest trochę łatwiej z oznaczeniami.
Za to widoki z niektórych pól są naprawdę świetne! Rosnące zboże na pofalowanym terenie, a w tle widok na Góry Stołowe - tak charakterystyczne, że nie da się ich pomylić z niczym innym.

Widok przez zboże na Góry Stołowe © px

Widok na Góry Stołowe © px

Widok na zamek/pałac z pola © px


Dojeżdżam do miejscowości Wambierzyce gdzie jak na wieś niezłe wrażenie robi Sanktuarium Matki Bożej Wambierzyckiej - spory budynek w dość bogatym stylu.
Z tego miejsca w same Góry Stołowe jest już bardzo blisko.

Sanktuarium Matki Bożej Wambierzyckiej - Wambierzyce © px


Początek szlaku w Górach Stołowych ciągnie się dość spokojnie i sporo można podjechać, ale czym dalej to pojawiają się schody, jest tam też sporo korzeni i trochę kamieni. Nie da się uniknąć prowadzenia roweru.
Za to sam szlak wiedzie bardzo ciekawie w wąwozie pomiędzy skałami zasłonięty przed słońcem. Trochę chłodno, ale pogoda idealna akurat do jazdy.

Ścieżka w Górach Stołowych © px


Docieram do wiaty na skrzyżowaniu szlaków, jem kilka kanapek, a w międzyczasie zaczynają się pojawiać turyści. Ogólnie raczej nie za dużo - pogoda dziś nie rozpieszcza.
Widać też coraz więcej skałek w różnych kształtach, bardzo charakterystycznych dla Gór Stołowych. Tylko co ruszam spod wiaty i zaczyna kropić. Niby mały deszcz, ale zapowiada się, że tak będzie już do końca dnia.

Miejsce postojowe na skrzyżowaniu szlaków w Górach Stołowych © px

Kamienny grzyb w Górach Stołowych © px


Szlak prowadzi bardzo ciekawie między skałkami, widoki na przeróżne kształty skał po prostu zadziwiają - jak mogło coś takiego powstać? Naprawdę jedzie się bardzo przyjemnie, ścieżka w dużej mierze jest przejezdna, chociaż łatwa technicznie to nie jest.
Największe na mnie wrażenie zrobiła taka jakby skalna brama - z dwóch łączących się ze sobą dużych kamieni.

Rowerzysta między skałami © px

Brama ze skałek w Górach Stołowych © px


Właściwie to na każdym kroku widać jakieś ciekawe formy różnych skał - jest w czym wybierać i co oglądać.

Skałki w Górach stołowych © px

Skałki w Górach stołowych © px


Szlak przebiega tuż u podejścia na Szczeliniec Wielki - z rowerem już nie będę się tam pchał. Jak się domyślam byłoby to bardzo trudne lub wręcz niewykonalne.
Zjeżdżam więc prosto do Karłowa gdzie witają mnie stragany i duża ilość turystów.

Wejście na Szczeliniec Wielki © px


Przy przejeździe przez miasto zauważyłem rowery obładowane sakwami, też w bikepacking'owym stylu, do tego z numerem startowym. Są to uczestnicy http://www.1000miles.cz/ - jak taki dystans przejadą to prawdziwy szacunek - to jest niezłe wyzwanie.

Uczestnicy 1000 miles © px


Przejeżdżam kawałek asfaltem i podejmuję decyzję, aby odbić na Błędne Skały - z innych relacji dowiedziałem się, że z rowerem tam nie da po prostu rady, ale jak najbardziej chcę się trzymać GSS.
Szlak do Błędnych Skał to w 70% prowadzenie roweru. Dużo całkiem stromych podejść po kamieniach do tego deszcz nie przestaje padać i kamienie, korzenie dodatkowo robią się bardzo śliskie.

Droga na Błędne Skały © px


Docieram do wejścia pod Błędnymi Skałami i ku memu zaskoczeniu jest tam postawionych kilka straganów. Nawet nie próbuję tam wchodzić i omijam je ścieżką którą wskazuje znak "W stronę parkingu". Tam też w większości prowadzę rower, aby tylko nie długo.

Błędne Skały - wejście © px


Dochodzę do parkingu i powoli zjeżdżam asfaltowy fragment - tutaj, aż roi się od samochodów. Ludziom widać bardzo nie chce się podchodzić, no coż... Odbijam w las i zjeżdżam stromym fragmentem. Hamulce aż się grzeją, boje się, że tylko spalę tarczę.
Szybko docieram do Kudowy - Zdrój, krótki przystanek na jedzenie i dalej jazda szlakiem w kierunku Duszników - Zdrój.
Deszcz cały czas nie przestaje padać, nawet miejscami się zwiększa. Kawałek za Kudową na szlaku są jakieś roboty i jest stawiany jakiś budynek. Kompletnie nie mogę znaleźć oznaczeń... Postanawiam ten fragment objechać asfaltem, więc ścinam drogę przez pole na którym wpadam przednim kołem w ukryty pod trawą rów i przelatuję przez kierownicę, ląduję w błocie gdzie wbijam całą rękę po sam bark. Wkurzony i mokry przemywam się w strumyku.
Szlak na tym fragmencie sporo prowadzi przez pola na których miejscami jak zwykle mam problem z nawigacją. Do tego dochodzi spore błoto, które zalega zwłaszcza w tunelu pod torami. Jakoś udaje się przejechać.

Zalany przejazd po torami © px


Jakby tego było mało na podjeździe zaciskam klamkę tylnego hamulca i... Nic. Klamka odpada i tak oto tracę tylni hamulec - wypadł pin na którym klamka się obraca. Pamiętam jak go jeszcze przed wyjazdem dokręcałem.
Postanawiam ruszać dalej z jednym hamulcem, wymyślę coś jak zatrzymam się na nocleg.

Docieram do Duszników - Zdrój. Strome zjazdy, jak i w ogóle zjazdy tylko z przednim hamulcem nie należą do łatwych - niby hamuje się tylko przednim, ale tylny sporo zwiększa ogólną moc hamowania.
Z Duszników jadę już prosto asfaltem w stronę Zieleńca. Prowadzi tam długi asfaltowy podjazd. Nachylenie nie jest duże, ale trochę metrów w górę trzeba zrobić.
Czym znajduję się wyżej tym mocniej zaczyna padać. Około godziny 19:00, pod samym Zieleńcem zamienia się to w niezłą ulewę.
Przemoczony, bez tylnego hamulca postanawiam dziś przenocować w schronisku Orlica. Jak się okazuje to też nie będzie takie łatwe. Schronisko jest zamykane już popołudniu - jak coś to trzeba dzwonić na wskazany nr. telefonu. Zostaję przekierowany od osoby do osoby i tak po około godzinie ląduję w hotelu Szarotka - który okazuje się, że jest właścicielem "Orlicy".
Jako, że schroniska specjalnie dla mnie nie otworzą to dostaję jednoosobowy pokój w cenie noclegu w schronisku.
Biorę prysznic, rozwieszam wszystkie mokre rzeczy, ładuję elektronikę i zabieram się za przegląd roweru.

Nocleg w Hotelu Szarotka - Zieleniec © px


Ogólnie jak do tej pory to był najcięższy dzień, a i do tego z największą liczbą, kilometrów czy to niespodzianek w postaci awarii, wywrotek czy nieoznakowania szlaku. Deszcz wszystko potęgował więc nie wiem jakby to wyglądało jakbym musiał nocować pod namiotem z ubłoconym rowerem w środku - będzie to na pewno do przemyślenia. Myślę, że jakoś by się udało tylko pytanie jakim kosztem.

avCAD: 75

Główny Szlak Sudecki - bikepacking - dzień 4

Środa, 10 lipca 2013 · Komentarze(2)
Tego dnia noc była ciężka i raczej nieprzespana. Przez całą noc z pobliskich drzew czy krzaków jakiś ptak wydawał niemiłosierne dźwięki, na pewnie nie można było tego nazwać śpiewem, a raczej krzykiem.
Do tego w nocy temperatura znacznie spadła w porównaniu z dniem i woda wszędzie nieźle się skondensowała - cały namiot wewnątrz mokry - taki już urok jednopowłokowych konstrukcji.
Całe szczęście śpiwór mocno nie zamókł, ale korzystam z okazji i go profilaktycznie suszę.

Poranek pod schroniskiem Andrzejówka © px


Początek drogi od schroniska jest dość łatwy, ale przez nieprzespaną noc jadę dość przymulony - będzie potrzeba trochę czasu, aż dojdę do siebie.
Ścieżka sprytnie wiedzie przez różne skałki gdzie nawet można odbić na punkt widokowy, który jednak sobie daruję. W okolicy sporo jest też oznaczonych tras MTB po naprawdę wymagającym terenie.

Skalne Bramy © px


Mimo wszystko trasa idzie sprawnie, jest trochę pchania, ale ogólnie przeważa płynna jazda.
W okolicach Wawrzyniaka natrafiam na konkretną wycinkę lasu na niezłym zboczu - oczywiście zostały wycięte drzewa z oznakowaniem szlaku. To przedzieram się przez powalone drzewa, to szukam oznaczeń, ale jakoś udaje się trafić na właściwą drogę.
Końcówka zjazdu do Głuszycy prowadzi prostym technicznie szutrem, ale jak to los który jest złośliwy delikatnie mnie zarzuca w koleinie przy 40 km/h i ląduję na szutrze.
Wywrotka zapowiadała się poważnie, ale całe szczęście obtarłem tylko mocno rękę - oczywiście jak to bywa w takich sytuacjach od razu podbiegłem do roweru czy jest wszystko ok - przekręciła się tylko kierownica.
Obmywam ranę z piachu w strumyku, zakładam opatrunek i podjeżdżam do pobliskiego sklepu aby coś zjeść na spokojnie.

Po glebie na prostej drodze © px


Ręka trochę przeszkadza, ale ruszam dalej w trasę - najbardziej motywuje mnie to, że ponownie nie będzie mi się chciało przedzierać przez Karkonosze :)
Jakby tego było mało to po kilku kilometrach zaczyna głośno chodzić support... Cały czas mam jakieś przygody z wynalazkiem na HT II. Profilaktycznie zabrałem ze sobą klucz do zdejmowania korby.
Zdejmuję korbę i okazuje się, że lewe łożysko opornie chodzi. Zdejmuję osłonkę i widzę w środku trochę wody. Wydłubuje ile da się smaru, nakładam nowy i uszczelniam go wewnątrz... Gumą do żucia.
Po tym zabiegu znacznie lepiej chodzi i już spokojniejszy o jedno zmartwienie mniej ruszam w dalszą drogę.

Serwis supportu hollowtech II w terenie © px


Kilka szutrowych, asfaltowych odcinków i rozpoczynam podjazd pod Wielką Sowę.
Po drodze mijam schronisko "Orzeł" gdzie odbył się pierwszy zlot ForumRowerowe.org - mój też pierwszy konkretny wyjazd w góry.

Pod schroniskiem Orzeł - Góry Sowie © px


W 90% da się podjechać pod Wielką Sowę gdzie udaje mi się dobrze podjechać.
Jak przewidywałem na szczycie pod wieżą widokową jest spory ruch - trochę dziwnie się czuję, od Śnieżki nie widziałem tyle ludzi na szlaku.
Pod wieżą widokową są umieszczone kamerki internetowe - umówiłem się z Niną na mały video chat, dzwonię i tak spokojnie można porozmawiać i pokazać się żywym :)

Wielka Sowa - wieża widokowa © px


Z Wielkiej Sowy zaczyna się dość ciekawy zjazd - kamienie i korzenie. Jest na czym się pobawić, a w dodatku równolegle idzie mała ścieżka która tworzy kolejną alternatywę do zjazdu.
Trochę się zjechało, a następnie trzeba już podjechać/podejść pod Kalenicę gdzie jest wieża widokowa.
Wdrapuję się na szczyt i słyszę grzmoty. Przyglądam się i daleko widać burzę z piorunami. Nie jest za duża, ale dokładnie w kierunku gdzie zmierzam. Dziś albo jutro coś na pewno pokropi - niebo coraz bardziej zachodzi chmurami.

Panorama z Kalenicy © px


Od Kalenicy nastawiam się w większości na zjazd, ale czekało mnie sporo wymagającego podjeżdżania pod całkiem niepozorne górki.
Jestem już coraz bliżej Srebrnej Góry gdzie zaskakuje mnie twierdza która nagle wyłania się z lasu. Szlak prowadzi ciekawie po wałach, wręcz dookoła niej - bardzo ciekawy i spokojny moment.

Twierdza Srebrnogórska © px


Namiot rozbijam kawałek za Srebrną Górą gdzieś w okolicach Korzecznika na małej polance gdzie były wycinane drzewa. Może nie jest za równo, ale mi to nie przeszkadza.
Przemywam się cały w pobliskim strumyku, oglądam ranę i zmieniam opatrunek - wygląda dość dobrze.

Biwak kawałek za Srebną Górą © px


Dziś postanawiam zjeść coś "na bogato" i wyjmuję jednego liofilizata. Przygotowanie jest szybkie, a danie smaczne. Mam podwójną porcję, więc część zostawiam sobie na śniadanie. Minusem jest jedynie cena. Najedzony kładę się spać - przez chwilę tylko przeszkadza mi (jak się domyślam) łoś który wydaje bardzo dziwne dźwięki - taka samo jak ptak który mi nie dawał spać. Może trafiłem na jakiś rejon zmutowanych zwierząt :)

Liofilizat po przygotowaniu © px


avCAD: 65

Główny Szlak Sudecki - bikepacking - dzień 3

Wtorek, 9 lipca 2013 · Komentarze(0)
Stół jak to stół całkiem twardy, ale jak dla mnie dobrze się spało - najważniejsze, że spokojnie.
Już standardowo śniadanie i w drogę. Z rana ogólnie jakoś ciężko mi się jedzie, dopiero po kilku godzinach nabieram pełni sił.
Praktycznie na dzień dobry szlak prowadzi w niewielkiej odległości od punktu widokowego na skałce "Ostra Mała" gdzie wchodzę i naprawdę jest co podziwiać. Dla takich widoków się jedzie.

Ścieżka pod "Ostrą Małą" © px

Podejscie na punkt widokowy na skałce "Ostra Mała" © px

Panorama z punktu widokowego na skałce "Ostra Mała" © px


Podziwianie, podziwianiem, ale trzeba jechać dalej. Wczoraj trochę zrobiłem podjazdu, więc czekał mnie zjazd który okazał się zaskakująco trudny, miejscami musiałem sprowadzać rower. Dość stromo do tego korzenie i kamienie w wąskiej rynnie.
Ogólnie mam szczęście co wycinek lasów - bardzo często na nie trafiam (teraz jest na nie sezon?) i oczywiście wycinają te drzewa z oznaczeniami szlaków...

Ścieżka po wycince © px


Dalej droga ciekawie prowadzi lasami przez góry, miejscami można naprawdę się pogubić, ale dość szybko odnajduję właściwą drogę. Ogólnie jedzie się przyjemnie bez większych problemów - jedynie końcówka zjazdu do miejscowości Szarocin jest ostra - zjeżdżałem strumykiem w wąskiej rynnie. Na podejściach w oddali widać już jezioro Bukowskie.

Widok na jezioro Bukowskie © px


Ciekawym miejscem na trasie jest punkt widokowy na szczycie Zadzierna - jest on umieszczony na skałce gdzie rozpościera się wspaniała panorama na jezioro Bukowskie. Pogoda tego dnia jest super więc widoki też zachwycają. Termometr w cieniu pokazuje jakieś 28 st.

Na tle jeziora Bukowskiego z Zadziernej © px

Panorama z punktu widokowego na szczycie Zadzierna © px


Po zjeździe z Zadziernej robię mały postój i przy okazji przyglądam się tylnej oponie. Na wyjazd była założona nowa, a już widać jej znaczne zużycie - kamienie i częste blokowanie koła na stromych zjazdach daje ostro popalić - aby tylko do końca wytrzymała.

Zużyta opona po kilku dniach jazdy © px


Moje szczęście co do wycinek drzew utrzymuje się niezmiennie. Tym razem nie ma to jak położone bale ściętych drzew na środku ścieżki - rower trzeba przenosić.

Wycinka lasu po całości - bale na środku ścieżki © px


W Lubawce zatrzymuję się na chwilę, aby coś zjeść i zmieniam już mapę na Sudety Środkowe.
Trasa prowadzi dość przyjemnie, większość można przejechać.
W Grzędach Górnych muszę uzupełnić wodę, jest to ostatnia większa miejscowość przed dłuższym górskim fragmentem. Jak na złość jedyny sklep we wiosce jest otwarty tylko rano i wieczorem - ja w południe się już nie łapię. Całe szczęście sołtys przyszedł mi z pomocą i napełnił bidony świeżą wodą prosto z gór.
Z Grzęd rozpoczyna się dość wymagający podjazd na Lesistą Wielką - cały udaje mi się podjechać. Nie było łatwo, ale się udało!

Przystanek na "Lesista Wielka" © px


Z małymi problemami z nawigacją, ale ogólnie sprawnie zjeżdżam do Sokołowska.
Miejscowość bardzo ciekawa i wręcz w pewnym stopniu charakterystyczna ze względu na styl zabudowań oraz ruiny sanatorium dr Hermana Brehmera - Grunwald. Niezwykły widok.
Umieszczony w centrum drogowskaz kieruje mnie w stronę schroniska Andrzejówka, gdzie po analizie mapy uda mi się dostać - cel na dziś został ustawiony.

Ruiny sanatorium dr Hermana Brehmera - Grunwald © px

Punkt przecięcia szlaków w Sokołowsko © px


Zaczyna się niewinnie, ale podejście z rowerem pod Bukowiec to jest nie lada wyzwanie.
Zmęczenie po całym dniu jazdy daje o sobie znać i muszę raz pchać rower, raz podchodzić i tak w kółko na zmianę. Metr za metrem, krok za krokiem i jakoś udaje się zdobyć szczyt.
Dalej okazuje się, że nie jest łatwiej - odległość na mapie naprawdę nieznaczna, ale szlak jest wymagający. Sporo trawersuje szczyty wąskim singlem - tylko miejscami udaje mi się jechać. Po drodze źle odbijam i ląduje przy kamieniołomie - przynajmniej upewniam się, że jest już dość blisko.

Kamieniołom niedaleko Andrzejówki © px


Jeszcze tylko kilka podejść, zjazdów, spychania i ląduję pod schroniskiem Andrzejówka.
Końcówka naprawdę była ciężka i jak już dotarłem do celu to można odetchnąć z ulgą.
Rozbijam namiot pod schroniskiem, biorę prysznic i jem ciepły posiłek na stołówce - taka mała nagroda za dziś.
Było dużo prowadzenia i wbrew pozorom sporo przewyższeń. Jak się okazało licznik nie liczy mi dobrej sumy przewyższeń ponieważ bierze tylko pod uwagę zmianę wartości jedynie podczas jazdy, kiedy pokazuje jakąś prędkość. Niestety podczas ostrego podprowadzania prędkość często wynosi zero, więc przewyższenia nie są liczone... Wartości niestety więc mogą być sporo zaniżone.

Rozbity namiot pod schroniskiem Andrzejówka © px


avCAD: 70

Główny Szlak Sudecki - bikepacking - dzień 2 - Karkonosze

Poniedziałek, 8 lipca 2013 · Komentarze(4)
Pobudka punkt 5:30, wita mnie dobra pogoda oraz wschód słońca przebijający się przez drzewa. Noc ogólnie dobrze zleciała.
Śniadanie i pakowanie idzie dość sprawnie i szybko, a to głównie przez dokuczliwe meszki.

Dzień zaczynam od podjazdu na Halę Szrenicką. Ogólnie po Karkonoskim Parku Narodowym nie można jeździć rowerem, ale podejmuje ryzyko - jak przejechać cały GSS to cały.
Przed 7:00 mijam zamkniętą kasę i teraz tylko prosto w górę.
Większość podjazdu jest niestety po nieprzyjemnie ułożonych kocich łbach - ciężko, ale do przodu.

Ciężki podjazd pod Szrenicę © px


Po ponad godzinie walki docieram na Halę Szrenicką. Po drodze mijał mnie samochód KPN i nawet na mój widok się nie zatrzymali. Spotykam jeszcze nawet jednego rowerzystę (jedynego w całych Karkonoszach) który jedzie w przeciwnym kierunku.

Widok na schronisko pod Halą Szrenicką © px


Teraz to naprawdę zaczyna się jazda. Można wreszcie spokojnie jechać i podziwiać niesamowite widoki. Dlatego głównie warto się wybrać, dla widoków. Do tego wczesna godzina powoduje, że czuję się absolutnie sam pośród ogromu gór, przestrzeni. Dodatkowo można z daleka zobaczyć przebieg szlaku którym będę się poruszać.

Prosto przez Karkonosze © px


Nie może też zabraknąć ciekawych momentów gdzie słupki graniczne są umieszczone w dosłownie każdym miejscu - na przykład na skałce - widok bardzo interesujący.

Karkonosze - ciekawie umieszczony słupek graniczny © px


Krajobraz jest tak naprawdę rewelacyjny, że trzeba się czasem po prostu zatrzymać i obejrzeć wszystko wkoło - na przykład miejsce skąd przed chwilą przyjechaliśmy. Wszystko dość szybko się zmienia i ciężko wręcz nadążyć z podziwianiem otoczenia.

Widok na schronisko na Szrenicy © px


Droga ogólnie idzie mi na razie sprawnie. Bez większych trudności docieram do telewizyjnej stacja przekaźnikowa na Śnieżnych Kotłach skąd można podziwiać same "Śnieżne Kotły". Niestety o tej porze roku nie ma tam śniegu, ale widok jak zwykle rewelacyjny. Do tego tutaj szlak prowadzi skrajem urwiska.

Telewizyjna stacja przekaźnikowa na Śnieżnych Kotłach © px


Od tego momentu zaczyna się już robić dość kamieniście. Trawers pod Wielkim Szyszakiem to już praktycznie jazda po ułożonych specjalnie kamieniach - ścieżka jest dość wąska i nawiązuję niezłą walkę, aby przejechać ten fragment. W znacznej większości się udaje.

Trawers pod Wielkim Szyszakiem © px


Miejscami jest naprawdę stromo, ogólnie pojawia się sporo kamieni i nie jest już lekko z jazdą. Hamulce się prawie gotują. Jednak widoki niezmiennie są rewelacyjne - szlak biegnie prosto przed siebie.

Widok na szlak © px


Na przełęczy pod Śmielcem zatrzymuje się na mały wypoczynek i aby coś zjeść. Jest tam też wiata w której ewentualnie można spokojnie przenocować. Akurat jak się zatrzymywałem to przyszło dwóch Czechów z farbami, aby ją odmalować.

Przełęcz pod Śmielcem - autoportret © px


Dalej szlak wspina się sporo pod górę, nie obyło się bez prowadzenia roweru.
Po drodze spotykam ratownika na quadzie który dzielnie transportuje drewno. Naprawdę jestem pełen podziwu, że tamtędy przejechał.
Ze wzniesienia widać już przełęcz Karkonoską do której prowadzi dość przyjemny zjazd - do Śnieżki już cały czas bliżej.

Widok na przełęcz Karkonoską © px

Przełęcz Karkonoska © px


Z przełęczy Karkonoskiej zaczyna się już konkretne wpychanie i wnoszenie roweru do góry. Da się jechać tylko nielicznymi miejscami. Nawet jest ogólnie problem z pchaniem roweru - nie jest lekko. Niestety już praktycznie pod samą Śnieżkę większość drogi wygląda w ten sposób.

Czeka mnie wpychanie roweru pod Tępy Szczyt © px


Krok za krokiem i droga jakoś zlatuje. Najważniejsze, aby nie robić za dużo postojów tylko iść przed siebie. O dziwo nawet pchając rower wyprzedzam sporo, normalnie idących osób. Ruch od przełęczy Karkonoskiej robi się już znacznie większy. Całe szczęście widoki niezmiennie są rewelacyjne - to na pewno ułatwia pokonanie kolejnych kilometrów szlaku.

Karkonosze - Wielki Staw © px


Pokonując kolejne wzniesienia nagle ukazuje się sama stacja meteorologiczna na Śnieżce, czyli najcięższy odcinek wędrówki niedługo dobiegnie końca, ale jeszcze ładny kawałek jest do przejścia.
Czym dalej od przełęczy Karkonoskiej tym bardziej daje się jechać na rowerze. Ludzie są bardzo wyrozumiali i nikt nie zwraca mi uwagi, że mnie tam nie powinno być na rowerze - wręcz schodzą mi grzecznie z drogi i pozwalają spokojnie przejechać. Naprawdę bardzo miło się zaskoczyłem postawą turystów!

Już widać Snieżkę! © px

W stronę Śnieżki © px


Udało się dojechać pod Dom Śląski!
Końcówka poszła naprawdę sprawnie i dało się spory odcinek jechać. Ludzi coraz więcej - widać jest to punkt kulminacyjny turystów w Karkonoszach. Planuję tutaj dłuższy postój i lekkie suszenie butów.

Widok na Śnieżkę spod Domu Śląskiego © px

Panorama pod Śnieżką © px


Przy okazji zauważyłem pierwsze uszkodzenia po długotrwałym chodzeniu, prowadzeniu roweru po kamieniach - praktycznie odpadły mi po dwa korki na każdym bucie - nie ma tu lekko dla sprzętu.
Widoki standardowo są super, aż miło się siedzi pod schroniskiem.

Uszkodzenia butów SPD po spacerze po górach © px

Pod samą Śnieżką - Patryke © px

Dziad po Śnieżką © px


W okolicy krążył podejrzany dziadek z długą brodą (sztuczną), więc to znak, że trzeba się zbierać, godzina jeszcze młoda :)
Ponad 200 metrów przewyższenia tracę prowadząc rower w dół - nie wiem na czym trzeba byłoby zjeżdżać, aby pokonać ten odcinek - sporo ciasnych nawrotów oraz duże kamienie.

Zjazd spod Domu Śląskiego czerwonym szlakiem © px


Od wodospadu daje się już powoli jechać. Szuter zaczyna się dopiero od schroniska pod Łomniczką skąd już zjeżdżamy prosto i szybko do Karpacza. Tam zakupuję drobne pamiątki, wysyłam pocztówkę do Niny, jem zasłużonego kebaba zwycięzców i dalej w drogę.

Karkonosze przejechane i zdobyte!

Szlak z Karpacza ciekawie wylatuje przez tamę i odbija nagle w las.
Po przejechaniu Karkonoszy nastawiam się na dość łagodny fragment - nic bardziej mylnego - za Karpaczem jest jeszcze sporo podjazdów oraz dość trudnych zjazdów. Całe szczęście większość udaje się jakoś przejechać.

Jezioro i tama pod Karpaczem © px


Jeden z ciekawszych i spokojnych fragmentów przebiega pomiędzy stawem "Kąpielnik" - jest naprawdę malowniczo położony - aż miło się jedzie.

Staw Kąpielnik © px


Szlak miejscami dziwnie zawija i łatwo się pogubić. Raz musiałem zawrócić, ale jakoś udało się odnaleźć właściwą drogę.
Miłą niespodzianką jest umieszczone przy drodze źródełko Jola - po upalnym dniu można się spokojnie schłodzić i uzupełnić wodę - aby takich miejsc było jak najwięcej!

Źródełko Jola © px


Od źródełka spory kawałek prowadzi asfaltowy podjazd - nie ma to jak na zakończenie dnia.
Na mapie niedaleko "Kamiennej Ławki" widzę zaznaczoną wiatę - obieram ją na dzisiejszy ostatni cel i prawdopodobne miejsce na nocleg.
Po dotarciu na miejsce standard okazuje się znacznie wyższy niż oczekiwałem - jest naprawdę spora.

Wiata niedaleko Kamiennej Ławki © px


Rozkładam swoje rzeczy, przygotowuje posiłek i czym prędzej udaje się na zasłużony odpoczynek.
Dzień naprawdę był ciężki - samo przejechanie/przejście Karkonoszy chyba bardziej psychicznie mnie wymęczyło niż fizycznie - cały czas oczekiwałem tylko fragmentu gdzie da się pojechać.
Niestety same w sobie ogólnie nie są do jazdy, zwłaszcza od przełęczy Karkonoskiej.
Osobiście nie powtórzyłbym tego fragmentu z rowerem - pieszo jak najbardziej.
Mimo wszystko jestem bardzo zadowolony - jeden z najcięższych fragmentów wyprawy jest już za mną.

Nocelg pod wiatą na stole © px


avCAD: 70

Główny Szlak Sudecki - bikepacking - dzień 1

Niedziela, 7 lipca 2013 · Komentarze(2)
Ekwipunek zabrany na wyprawę © px


Dzisiejszego dnia startowałem dość późno - około godziny 11.
Spokojnie zebrałem i spakowałem się po zlocie - plan na dziś to dojechać gdzie się da dość spokojnym tempem, aby zweryfikować swoje możliwości. Jazda na samym zlocie całe szczęście aż tak mnie nie wymęczyła, a miejscami naprawdę ostro się jeździło.
Po załadowaniu roweru czuć znaczną różnicę - nie jest lekko, chociaż rzeczy starałem się zabrać jak najmniej. Na zdjęciu widać praktycznie wszystko (nie licząc ubrań i jedzenia) co zabierałem ze sobą. Ostatecznie zrezygnowałem z ładowarki do GoPro oraz zminimalizowałem zawartość apteczki.

Na kierownicy zamontowałem namiot Fjord Nansen Faroe Out.
Pod sztycą 10 litrowy worek Fjorda Nansena ze śpiworem, bielizną oraz małym zapasem jedzenia.
Reszta rzeczy normalnie w plecaku, a na nim już klasycznie - poncho oraz alumata na szyby samochodów - oczywiście w moim przypadku do spania :)

Rower zapakowany na bikepacking © px


Zadanie numer jeden - odnaleźć punkt zero - czyli magiczną czerwoną kropkę.
Zmieniła ona miejsce względem gdzie początkowo została umieszczona - trochę szukania i kawałek za przystankiem odnalazłem drzewo z nią - z ulicy praktycznie jest niewidzialna.
No to czas ruszać!

Początek Głównego Szlaku Sudeckiego © px


Na razie wszystko zaczyna się dość spokojnie - po prostu przejazd przez miasto.
Przy hotelu można jeszcze zobaczyć tablicę upamiętniającą Orłowicza - twarz Pana Orłowicza będzie mi towarzyszyć całą drogę jak będę się denerwował na poprowadzenie szlaku :)

Tablica upamiętniająca Orłowicza © px


Ruszam dalej. Kawałek asfaltowego podjazdu i szlak nagle zbacza do lasu. Niestety tutaj czeka mnie prowadzenie roweru. Podchodzę spory kawałek i napotkany turysta wskazuje asfaltowy podjazd na sam Stóg Izerski - z lekkim wahaniem korzystam z niego - prędzej czy później i tak będę musiał prowadzić rower.
Dość sprawnie dostaję się na Stóg Izerski gdzie podjeżdżam jeszcze kawałek pod samą wieżę antenową. Widoki są super! Kawałek odpoczynku, mała przekąska i dalej już mnie czeka typowo terenowa jazda.

Wieża na Stogu Izerkim © px


Trochę kamieni, trochę błota, ale ważne, że jedzie się do przodu.
Początkowe błoto to była tylko przystawka - dalej to już zaczyna się prawdziwa zabawa - wszechobecne bagno. Jak to wspomniał Detonator w swoim opisie trasy - "Bagna Orłowicza" - nic dodać, nic ująć.

Bagna Orłowicza © px


Jak już je pokonałem w nagrodę dostałem szutrowy odcinek do przejechania z końcowym dość stromym podjazdem pod Sine Skałki - tam za to można z ławki podziwiać panoramę okolicy.
Trochę odpoczywam i suszę buty po przebyciu bagien.

Panorama z Sinych Skałek © px


Jadąc dalej szlak przebiega tuż obok nieczynnej kopalni kwarcu Stanisław.
Wjazd jest niby zabroniony i oznaczony - nie chce mi się ryzykować i bawić, ruszam dalej.

Kopalnia kwarcu Stanisław © px


Dalej szlak miejscami robi się naprawdę trudny technicznie. Nie wszystko udaje mi się zjechać, a miejscami jest po prostu niezła walka o utrzymanie właściwego toru jazdy.
Za to szlak prowadzi rewelacyjnymi miejscami niedaleko różnego rodzaju skałek.

Skałki niedaleko schroniska Wysoki Kamień © px


Na koniec dość przyjemnie podjeżdża się już pod samo schronisko "Wysoki Kamień", które jest naprawdę rewelacyjnie ulokowane - dosłownie na kamieniu - z jednej strony jest zasłonięte, a stamtąd już można podziwiać panoramę na Karkonosze - mój jutrzejszy cel.

Schronisko Wysoki Kamień © px


Od Schroniska jest już praktycznie sam zjazd do Szklarskiej Poręby.
Mam dość dobrą godzinę to postanawiam kupić bilet wstępu do KPN, będę startował rano, a jest otwarta dopiero od 8:00. Kasa niby czynna do 17, ale kawałek po 16 została już zamknięta...
Pani w schronisku Kamieńczyk mówi, aby się nie przejmować i ruszać - tak też zrobię następnego dnia, bo nie mam innego wyjścia - jeszcze inna sprawa, że po KPN nie można jeździć rowerem - może młoda godzina mnie uratuje.

Kasa biletowa niedaleko schroniska Kamieńczyk © px


Wysyłam pocztówkę do Niny, zabieram zapas wody i ruszam w poszukiwaniu miejsca na rozbicie namiotu.
Odjeżdżam kawałek drogą przy której znajduję dogodne miejsce - jak się później okazuje pełne przeklętych meszek. Gorsze niż komary, bezszelestnie podlatują w zmasowanej ilości i do tego gryzą. Jakoś udało się przeżyć :)

Biwak niedaleko schroniska Kamieńczyk © px


avCAD: 70

V Zlot Forum Rowerowe.org - Świeradów Zdrój - dzień 2

Sobota, 6 lipca 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Śniadanie zjedzone i klasycznie zbiórka pod ośrodkiem.
Część ludzi przyjechało wcześniej i już objechało całego singla, ale nie wszycy.
Zbieramy się z Safianem, Jasińskim oraz PatryQ na szlak - pogoda jest dobra i ogólnie zapowiada się bardzo dobrze :)

Start na singla - wszyscy zbierają się pod ośrodkiem © px


Ludzi dziś na szlaku dopisało - do tego jest tutaj organizowany festiwal rowerowy, więc można się spodziewać małych korków w trasie.

Na szlaku po czeskiej stronie - ludzi dziś dopisało © px


Najpierw klasycznie przejeżdżamy czarny odcinek po naszej polskiej stronie, dalej to już czeski czerwony. Po każdym odcinku oczywiście wielki uśmiech na twarzy i czas na kawałek zasłużonego odpoczynku. Pierwsze kilometry jazdy i pierwsze wrażenie naprawdę super!

Patryk zadowolony na Singlu © px

Odpoczynek na polanie przy singltreku © px


Po drodze też nie mogło zabraknąć kilku ciekawostek - bardzo klimatyczny przejazd przez pole gdzie kulturalnie zamontowane są furtki :)
Widok z polany też zacny, że trzeba na chwilę nawet się zatrzymać.
Jak już przejechaliśmy resztę czerwonego szlaku zrobiliśmy sobie dłuższy postój, aby zjeść coś konkretnego - danie sportowców - kiełbasa :)
Ogólnie czarny szlak - Hejnický hřeben - był najlepszy ze wszystkich! Ścieżka naprawdę świetnie się wiła, omijanie kamieni, drzew, małe hopki... Normalnie jest gdzie się pobawić! Po prostu, aż chce się dokręcać! Ciesze się, że nikt przede mną wolno nie jechał oraz ja nikogo nie spowalniałem :)

Przejazd na Singltreku przez pola- nawet jest furtka © px

Bardzo dobre miejsce na odpoczynek i aby coś zjeść © px


Pojedli, popili i trzeba się zbierać.
Dalej to już powrót na polską stronę, gdzie już na odchodne Safian chyba chciał zabrać sobie znak na pamiątkę :)

Safian chciał zabrać znak na pamiątkę © px


Został nam tylko do objechania Zajęcznik po polskiej stronie - start jest bardzo ładnie umieszczony gdzie można podziwiać widoki na dolinę. Nie mogło też zabraknąć wspólnego pamiątkowego zdjęcia.

Widok ze startu na Zajęcznik © px

Panorama ze startu na Zajęcznik © px

Krótki postój pod zajęcznikiem © px


Jasiński i PatrykQ jednak rezygnują z ostatniej pętli i lecą prosto do ośrodka.
Razem z Safianem, więc sami ruszamy na trasę.
Odcinek jest też naprawdę super! Bardzo ciekawie się wije pomiędzy drzewami - zabawy też jest sporo.
W jednym miejscu gdzie wielokrotnie ktoś skracał sobie drogę też postanowiłem udać się tym skrótem i napotkałem... Dość spory kamień! Sam do końca nie wiem jak to zrobiłem, ale udało mi się go przeskoczyć - strachu trochę było, nie ma co :)

Runda naprawdę świetna razem ze świetną ekipą!

Teraz na koniec dnia tylko już klasyczne ognisko gdzie klasycznie wszystko co się da to będzie palone :)

Zmontowany film ze zlotu:


avCAD: 80

V Zlot Forum Rowerowe.org - Świeradów Zdrój - dzień 1

Piątek, 5 lipca 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Z Safianem spotkaliśmy się na dworcu Wschodnim i razem ruszyliśmy w ciekawą podróż.
Oczywiście nie mogło zabraknąć tradycyjnych opóźnień na PKP - staliśmy na dworcu prawie 2.5h bo pociąg z którego miały być przeczepione składy się spóźnił... Dobry początek :)

Nie ma to jak opóźnienia na PKP © px


Całe szczęście udało się sprawnie dostać do Świeradowa. Najpierw przesiadka do autobusu w Jeleniej Górze, a następnie w Szklarskiej ledwo co udało się upchać ponownie rowery do bagażnika :)
Na miejscu szybko się rozpakowujemy i od razu ruszamy z Safianem na single oczywiście!
Nasz ośrodek jest bardzo nich blisko, więc tylko jeden dłuższy podjazd i jesteśmy na miejscu - widać bardzo charakterystyczne oznaczenia, bardzo też pilnowany jest właściwy kierunek jazdy, aby ktoś tylko na siebie nie wpadł:

Czarny szlak na Singletreku po Polskiej stronie - oznaczenie bardzo dobre © px

Oznaczenie na singlreku pod Smrekiem © px


Początkowo trochę się wspinamy do góry, a następnie już zaczyna się właściwa jazda - jest naprawdę niesamowicie - płynie się po prostu przed siebie! Ścieżki są bardzo dobrze poprowadzone i dość przewidywalne więc nic tylko jechać przed siebie.

Na Singltreku - pierwszy dzień i już jest świetnie! © px

Na Singltreku - pierwszy dzień i już jest świetnie! © px


Sprawnie pokonujemy czarny szlak, później czerwony, kawałek zielonego i lądujemy przed samym Singltrek Centrum - ludzi tam naprawdę dopisało. Wkoło jest porozijanych sporo namiotów oraz nawet ktoś się kąpał w jeziorze, a za ciepło to nie było :)

Na ławce pod Singltrek Centrum - jest świetnie! © px

Pływak w jeziorze pod Sigletrek Centrum © px


Później objechaliśmy jeszcze niebieski szlak.
Jak to mógł znaczyć kolor to był bardzo mokry - wcześniej padał deszcz i tutaj wyjątkowo stało dużo wody.

Na koniec dnia oczywiście wspólne ognisko :)

avCAD: 79

Sprawdzenie sprzętu

Środa, 3 lipca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Teren
Jutro wyjazd w góry więc trzeba przetestować nowy napęd i ogólnie rower.

avCAD: 88