Główny Szlak Sudecki - bikepacking - dzień 7

Sobota, 13 lipca 2013 · Komentarze(2)
Wstaję punktualnie o 5:30 i moim oczom ukazuje się wspaniały widok! Słońce niesamowicie przebija się przez szybko poruszające się chmury nad moją głową. Dla takich momentów warto się wymęczyć i nocować trochę wyżej w górach.

Poranek na przełęczy Żmijowa Polana © px


Czarna Góra znajduje się tuż, tuż. Podjazd na nią robi się aż miło. Chmury raz co raz przemykają koło mnie - raz znajduję się w chmurach ze słabą widocznością, a następnie odkrywa się widok na góry.

Słońce przbija się przez chmury © px


Docieram na Czarną Górę i od razu wspinam się na wieżę widokową.
Widoki wprost niesamowite, według mnie jak do tej pory najbardziej klimatyczne! Do tego jest to pewnego rodzaju nagrodą za to, że dotarłem aż tutaj.
Chmury naprawdę bardzo szybko przemykają po niebie - to zasłaniając i odkrywając widok na dolinę. Wiatr je przegania i z każdą minutą jest ich coraz mniej. Nie można po prostu przestać patrzeć. W zaistniałej sytuacji nie mogło zabraknąć stosownej sesji zdjęciowej :)

Na wieży widokowej na Czarnej Górze © px

Panorama z wieży widokowej na Czarnej Górze © px

Super widok z Czarnej Góry © px

Autoportret na Czarnej Górze © px


Z głową pełną super widoków niechętnie zjeżdżam z Czarnej Góry.
Zjazd sam w sobie jest dość trudny, na początkowym fragmencie muszę sprowadzać rower. Szybko docieram do przełęczy Puchaczówka gdzie dalej ruszam polami w stronę Lądka Zdrój.

Na przełęczy Puchaczówka © px


Jakby mogło być inaczej, przynajmniej raz dziennie muszę trafić na wycinkę drzew która jak zwykle utrudnia nawigowanie po szlaku. Tym razem bez większych problemów odnajduje właściwy kierunek.

Wycinka drzew - wstęp wzbroniony © px


Za Lądkiem Zdrój z małymi problemami zdobywam Jawornik Wielki skąd już jest sam zjazd aż do Złotego Stoku. Tak trafiłem, że dziś jest organizowany bieg nordic walking na właśnie Jawornik. Rozmawiam dość długo z jedną osobą z obsługi i bez większych problemów ruszam w dół - z obietnicą, że mam nie przejechać zawodników. Szlak mnie obserwuje.

Uwaga, szlak patrzy! © px


Zjazd prowadzi w większości szutrami i drogami leśnymi. Zjeżdżam więc szybko i pewnie. Chyba za pewnie, bo na jednym fragmencie wbiłem się przednim kołem w błoto, rower został, a ja poleciałem przez kierownicę - szczęśliwe zeskoczyłem z roweru i wylądowałem na nogach.

Rower został w błocie, a ja poleciałem © px


Docieram wreszcie do Złotego Stoku. Na początku przejeżdżam przez naprawdę spory park linowy ulokowany w byłej żwirowni/kamieniołomie, robi wrażenie.
Dziś całe miasto tętni życiem, jest organizowany szereg imprez i ludzi jest naprawdę sporo. Spokojnie przejeżdżam przez miasto i ruszam dalej szlakiem którego fragment teraz prowadzi główną ulicą.

Park linowy w Złotym Stoku © px


Odbijam w boczną drogę, następnie w pole na którym się gubię i dalej już prosto asfaltem do Kolonii Błotnica gdzie na krótkim fragmencie występują poznane wcześniej "Bagna Orłowicza" :)
Przedzieram się przez wysoką trawę, docieram na asfalt gdzie narzucam lepsze tempo i po chwili znajduję się przy zbiornikach Topola i Kozielno pod Paczkowem.

Bagien Orłowicza ciąg dalszy © px


Próbuję do nich jakoś zjechać, ale jakoś żaden zjazd mi nie odpowiada i oto tak ląduję od razu w Paczkowie :)
Miasto robi na mnie pozytywne wrażenie. Widać fragmenty murów którymi było otoczone, rynek jest zadbany i do tego gra tutejsza kapela która tworzy ciekawy klimat. Jest tu też dużo różnych starych zabudowań.

Rynek w Paczkowie - grająca kapela © px


Niestety nie mogę znaleźć baru z klasycznym-polskim-kebabem więc ruszam dalej.
Kawałek za Paczkowem kończy mi się zasięg mojej obecnej mapy, odzyskam go dopiero pod Głuchołazami. Będę musiał uważać i bardzo pilnować się oznaczeń.
Nastawiałem się na monotonną jazdę, ale początkowy fragment przez pola jest rewelacyjny chociaż płaski. Wiedzie dosłownie kilkumetrowym pasmem lasu przez pola kukurydzy, wrażenie jak i ścieżka niezwykła! Aż przyjemnie pokonuje się kolejne kilometry.

Przez pola kukurydzy w stronę Głuchołaz © px


Jak to w życiu bywa dobra passa kiedyś się kończy. W środku pola trafiam na skrzyżowanie w kształcie litery "T" i zero oznaczeń. Próbuję w prawo, dojeżdżam do asfaltu, dalej zero oznaczeń. Wracam się spory kawałek do rozjazdu i próbuję drugi wariant w lewo - ląduję pośrodku pola. Ostatecznie decyduje się na dojazd do asfaltu, więc ponownie się wracam. Nie ma to jak jazda przez pola.
Już całkowicie zgubiłem szlak więc decyduję się na 15 km dojazd do Głuchołaz asfaltem przez Czechy. Jadąc w stronę granicy przypadkowo trafiam na zagubiony czerwony szlak, daję mu ostatnią szanse i kieruję się w pola.
Tutaj z oznaczeniami niestety nie jest lepiej, więc wracam się do asfaltu i kontynuuje mój pierwotny wariant.
Godzina robi się coraz późniejsza, rozglądam się za miejscem na biwak, ale z tym jest problem. Albo wszędzie same pastwiska, albo tak zarośnięte krzaki, że jest tam problem z wejściem. Odbijam w stronę Polski, ale jeszcze po Czeskiej trafiam jak mi się wydaje na dość dogodne miejsce na zboczu - myślę, że coś tam się znajdzie. Jak się okazało to znalazłem, ale na pochyłości. Rozbijam namiot i liczę na to, że nie wyślizgnę się z niego i nie przeturlam się na sam dół :)
Wszystko wskazuje na to, że jutro ostatni dzień jazdy.

Nocleg na zboczu © px


avCAD: 68

Komentarze (2)

Nie to żeby wyszło na to, że wywracam się przy każdej możliwej okazji ;)
Mimo wszystko trochę się latało, jedna była tylko z obrażeniami, a tak to zeskakiwałem i rower leciał już sam :)

Co do wstawania to chciałem na maksa wykorzystać dzień - kładłem się spać jak słońce zachodziło, a budziłem się niemal ze wschodem - prawie jak człowiek pierwotny :)

Patryke 08:18 poniedziałek, 29 lipca 2013
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa losis

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]