Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:1377.73 km (w terenie 318.00 km; 23.08%)
Czas w ruchu:62:27
Średnia prędkość:22.06 km/h
Maksymalna prędkość:59.07 km/h
Suma podjazdów:7246 m
Maks. tętno maksymalne:179 (89 %)
Maks. tętno średnie:148 (74 %)
Suma kalorii:37090 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:81.04 km i 3h 40m
Więcej statystyk

Ustawka z MGR'a

Poniedziałek, 12 maja 2014 · Komentarze(0)
Kategoria 050 - 100km, Teren
Szybka ustawka z Łukaszem (jak dobrze zapamiętałem - mam kłopot z zapamiętaniem imienia za pierwszym razem :) ) na nowej stronie www.minskagruparowerowa.pl ,a jechało się bardzo przyjemnie i sprawnie chociaż na koniec złapała nas mała burza która całe szczęście całkiem szybko przeszła.
Ale za to po raz pierwszy widziałem tęczę o zachodzie słońca :)

Tęcza o zachodzie słońca
Tęcza o zachodzie słońca © px

Kibicowanie na wyścigu w Chmielewie

Niedziela, 11 maja 2014 · Komentarze(0)
Kategoria 050 - 100km, Nina, Teren
Uczestnicy
Wyjazd z Niną na pobliski wyścig szosowy w Chmielewie z cyklu "Super Prestige" - oczywiście aby kibicować :)
Wyścig szosowy w Chmielewie
Wyścig szosowy w Chmielewie © px

Wyścig odbył się w naprawdę super atmosferze, a sam finisz to przykład idealnego zachowania i współpracy zawdoników, coś niesamowitego widzieć jak tak zostaje współdzielone pierwsze miejsce :)

Piękny, przyjacielski finisz!
Piękny, przyjacielski finisz! © px

Później już tylko runda po lasach na rozruszanie i powrót do domu przez kebab.
A i też byliśmy z Niną świadkami przyjaźni już nie sportowej, ale psa z kotem - jak się właściwie myli 

Przyjaźn kota z psem
Przyjaźn kota z psem © px

Runda po pracy

Piątek, 9 maja 2014 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Nina, Szosa
Uczestnicy
Popołudniowa przyjemna runda z Niną - bardzo dobrze się jechało i nawet deszcz nie przeszkadzał za bardzo :)

Runda po pracy

Wtorek, 6 maja 2014 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Szosa
Klasyczny spokojny rozjazd po pracy.
avCAD: 88

Słońce, wiatr i chłód

Poniedziałek, 5 maja 2014 · Komentarze(3)
Kategoria 100 - 200km, Szosa
Dzisiaj miałem małą zagwozdkę jak się ubrać - słońce ładnie świeci, a na termometrze raptem 13 st. :) Całe szczęście, że zabrałem ze sobą kurtkę - było naprawdę chłodno, do tego jeszcze wiatr który wiał w twarz większość drogi.
Droga prosto przez pola
Droga prosto przez pola © px

Postanowiłem zrobić jedną z ulubionych dłuższych pętli. Z Mińska przez Latowicz i Seroczyn do Siedlec, a stamtąd powrót przez Węgrów, Dobre i Jakubów. Trasa dość spokojna i naprawdę malownicza - dużo otwartych przestrzeni i widoków na pola.
Samotne drzewo na polu
Samotne drzewo na polu © px

Wbrew pozorom teren tam też się trochę faluje - górek było całkiem sporo, zresztą przewyższenie mówi swoje jak na Mazowsze. Jechało się całkiem ciężko, ale jakoś poszło - trzeba jeszcze się wyrobić na dłuższych dystansach :)
Górki na trasie do Węgrowa
Górki na trasie do Węgrowa © px

avCAD: 86

Szlak Orlich Gniazd - dzień 2

Piątek, 2 maja 2014 · Komentarze(0)
Wczorajsze zmęczenie dało o sobie znać i spałem jak zabity - często przeszkadzają mi odgłosy przyrody, ale tym razem nic, a pobudka kawałek przed 6:00 :)
Zjadłem na spokojnie śniadanie i na rozgrzewkę podjazd - zapowiadało się od rana na deszcz, ale całe szczęście postraszyło tylko małymi kroplami. Ogólnie pogoda gorsza niż wczoraj - zdecydowanie chłodniej.
Ogólnie jedzie się przyjemnie, sporo przez pola i łatwych fragmentów. Najbardziej zaskoczyły mnie wspaniałe momenty jak przejeżdżałem wąwozem - naprawdę rewelacja! A zjazd do niego to już na cięższą zabawę - niestety musiałem sprowadzić rower. Oczywiście nie mogło też zabraknąć ostrego zjazdu przez piach - właściwie to się płynęło.

Zjazd po piachu
Zjazd po piachu © px

Bardzo przyjemnie, spokojnie i miejscami naprawdę wymagająco dojeżdżam pod zamek w Rabsztynie. Ulokowany jest oczywiście na wzniesieniu, a całość jest obecnie remontowana, prezentuje się naprawdę okazale.
Kawałek za nim zatrzymuję się pod spożywczakiem na drugie śniadanie, a nie mając innej opcji dosiadam się do lokalnych koneserów piwa. Zaskakująco rozmawia się nawet spokojnie i kulturalnie.

Widok na zamek w Rabsztynie
Widok na zamek w Rabsztynie © px

Najedzony i załadowany kanapkami ruszam w dalszą trasę. Przejeżdżam mały fragment koło torów, później przez główną ulicę i odruchowo sprawdzam na mapie gdzie się znajduję. Coś mi tu nie pasuje... Mapa jest 2013 roku, a szlak znacznie odbiega od tego co jest oznaczony w terenie. Już praktycznie myślałem, że źle pojechałem, ale całe szczęście drogowskaz ulokowany kawałek dalej wyjaśnia sprawę.
Robi się coraz cieplej i przyjemniej - nie tylko ze względu przez dość długie i strome podjazdy przez pola na których ucinam małą pogawędkę z babuszką na spacerze z krową.

Podjazd przez pola
Podjazd przez pola © px

Droga przez pola wiedzie coraz wyżej i wyżej przez co roztaczają się na okolicę piękne widoki. Na horyzoncie są praktycznie same pola - lasów jest niewiele.

Panorama na jurajskie pola
Panorama na jurajskie pola © px

Od razu poznaję też miejsce gdzie kiedyś byłem z Sol'em na wypadzie do Jury który skończył się nie za bardzo przyjemnie. Przejeżdżam praktycznie obok tego miejsca drogą też przez pola.
Nieopodal przykuwają mój wzrok ptaki intensywnie krążące nad małym skupiskiem drzew pośród pól - chyba jakiś ich trening lub ptasia zabawa.

Krążące ptaki nad drzewami
Krążące ptaki nad drzewami © px

Jak to na polach bywa oznaczenia są naprawdę kiepskie, a całe szczęście tutaj wystarczające aby jakoś się nie zgubić - pomógł mi też napotkany po drodze samotny wędrowiec.
Tak też oto długim zjazdem przez pola gdzie zaskakuję sarnę w wąwozie docieram do Sułoszowej skąd już krótki fragment i zaczyna się moja przygoda z Ojcowskim Parkiem Narodowym. Zakupuję drobne pamiątki, wysyłam pocztówkę do mojej wspaniałej dziewczyny i jazda (na nogach) schodami pod zamek w Pieskowej Skale.

Zamek w Pieskowej Skale
Zamek w Pieskowej Skale © px

Ludzi oczywiście jest tu od groma - stawiam, że głównie ze względu na pobliski parking. Chwilę czekam i nawet spod zamku udaje mi się zjechać pod Maczugę Herkulesa - powrotny podjazd jest krótki, ale wymagający.

Maczuga Herkulesa
Maczuga Herkulesa © px

Czym dalej od maczugi jest już spokojniej. Szlak wspina się coraz wyżej co tylko zwiastuje jedno - dobry zjazd. W Ojcowskim Parku na szlaku są jedne z lepszych i ciekawszych zjazdów na całym szlaku - wreszcie można porządnie rozgrzać hamulce.
Jak już docieramy do asfaltu to droga wije się malowniczo pośród skałek - jest tu ich największe skupisko od Częstochowy.

Klasyczne skałki w Jurze
Klasyczne skałki w Jurze © px
Zjazd wąską ścieżką
Zjazd wąską ścieżką © px

Szlak jest też poprowadzony bezpośrednio zaraz pod skałkami - jadąc ścieżką możemy się praktycznie o nie opierać.

Szlak biegnie zaraz przy skałkach
Szlak biegnie zaraz przy skałkach © px

Nie brakuje też tutaj klasycznych, zabytkowych zabudowań - wszystko jest zadbane i odnowione. Widać turystyka ma się tutaj dobrze - zwłaszcza po dużym ruchu. Nawet Policja przejawia tutaj większe zainteresowanie podjeżdżając pod kościółek :)

Policja przy kapliczce
Policja przy kapliczce © px

W takim pozytywnym klimacie i otoczeniu docieram pod zamek w Ojcowie - po drodze było też kilka kapitalnych fragmentów jak niczym w górach ze stromymi zjazdami i nawrotami.
Zatrzymuję się na chwilę pod samym zamkiem i ruszam schodami w dół prosto do Ojcowa gdzie trzeba się przebić przez tłumy ludzi (majówka i dobra pogoda robi swoje).

Zamek w Ojcowie
Zamek w Ojcowie © px

Dojazd z Ojcowa do Krakowa jest tylko formalnością. Najpierw szlak prowadzi bardzo przyjemnie wzdłuż strumyka przez Dolinę Prądnika gdzie znajdują się dwie ciekawe skały o nazwie (oraz wyglądzie) "Brama Krakowska" - jest to bardzo odpowiednia nazwa, zwłaszcza, że podążam w stronę Krakowa.

Brama Krakowska (Dolina Prądnika)
Brama Krakowska (Dolina Prądnika) © px

Wzdłuż strumyka jedzie się bardzo szybko i sprawnie lecą kolejne kilometry. Szlak prowadzi tutaj na przemian asfaltem i szutrem. W jednym momencie wkraczam na szlak rowerowy z naprawdę zacnym podjazdem - super, że tutaj nawierzchnia jest pierwsza klasa, podjeżdża się aż miło (no może nie licząc tylko znacznego nachylenia).

Ładna ścieżka rowerowa w stronę Krakowa
Ładna ścieżka rowerowa w stronę Krakowa © px

Kolejne szutrowe oraz asfaltowe odcinki i nagle moim oczom ukazuje się znak "Kraków", naprawdę niezłe zaskoczenie. Kawałek dalej rozpościera się panorama na miasto z kominami. Jazda poszła naprawdę sprawnie - obstawiałem, aby przejechać szlak w 2.5 dnia, a tutaj wyszła całość w niecałe 2 dni i to naprawdę bez pośpiechu - jechałem swoim tempem i nie żałując czasu na postoje czy zwiedzanie.

Widok na Kraków
Widok na Kraków © px

Co jak co to nie może być tak pięknie. Kraków wita mnie przepięknym kapciem w oponie - centralnie na szutrowej drodze. Szybko zmieniam dętkę i jadę dalej - czym bardziej w miasto tym gorzej z oznaczeniami szlaku. Kilkakrotnie się gubię i muszę zawracać (mapa już nie obejmuje tego fragmentu). Z pomocą przychodzą mi inni rowerzyści co mają ten sam problem który rozwiązuje GPS.
Dalej w mieście gubię się i szukam uparcie oznaczeń szlaku. Okazało się, że już kawałek temu się skończył na przystanku autobusowym tylko ja nie zauważyłem czerwonej kropki. Czyli w takim razie pieszy szlak Orlich Gniazd został przejechany od kropki do kropki!

Koniec szlaku w Krakowie
Koniec szlaku w Krakowie © px

Szlak jak dla mnie był naprawdę rewelacyjny, miejscami można się poczuć jak w górach - nachylenie, kamienie i nawet dzienne przewyższenia. Do tego należy doliczyć niespotykane nigdzie indziej formacje skalne, jaskinie czy same zamki - ciężko gdzie indziej w Polsce znaleźć na takim małym obszarze takie pokaźne skupisko zabytków i atrakcji. Osobiście szlak bardzo polecam i na pewno jeszcze nie raz zawitam w Jurze Krakowsko - Częstochowskiej.

Wnioski z przejazdu szlaku Orlich Gniazd:
- Miejscami można poczuć się jak w górach
- Najlepsze odcinki - fragment za Częstochową i Ojcowski Park Narodowy
- Jechało się całkiem sprawnie pomimo sporych podjazdów i miejscami ciężkiego terenu
- Ze zwiedzaniem okolicznych zabytków oraz małym błądzeniem wyszło mi ok. 200 km zamiast 165 km
- Bardzo dobre oznaczenia oraz infrastruktura oraz liczne wiaty przy których można rozbić namiot
- Piachu nie jest strasznie dużo, większość da się objechać

Jako, że godzina jest jeszcze dość młoda (ok. 17:00) kupuję bilet na pociąg po 19:00 i udaję się na zwiedzanie Krakowa. Do zaliczenia pozostaje ostatni z "Orlich Gniazd" - czyli Wawel.
Po drodze nie mogło zabraknąć klasycznych mieszkańców Krakowa czyli... Indian.

Klasyczni mieszkańcy Krakowa - Indianie
Klasyczni mieszkańcy Krakowa - Indianie © px

Pod Wawelem naczekałem się kilka dobrych minut, aby smok raczył zaatakować mnie ogniem - udało się :)

Smok Wawelski zieje ogniem
Smok Wawelski zieje ogniem © px

Szlak Orlich Gniazd - dzień 1

Czwartek, 1 maja 2014 · Komentarze(5)
Wstałem dość wcześnie - jak to na wyprawie kawałek przed 6:00 rano. Noc była dość zimna, więc, aby tylko wstać i się rozgrzać. Mały problem z odpaleniem palnika - zapomniałem wsadzić kartusza do śpiwora. Był to też pierwszy test nowego namiotu - Fjord Nansen Tordis I - sprawdził się rewelacyjnie. Nie ma to jak wreszcie mieć więcej przestrzeni życiowej w porównaniu do Faroe Out z rowerem w środku :)
Dzień początkowo zapowiada się kiepsko, dużo chmur nie zapowiada niczego dobrego, ale całe szczęście później już tylko dominowało słońce.
Biwak o poranku
Biwak o poranku © px

Jak tylko wjechałem do lasu zaczęły pojawiać się charakterystyczne skałki o najróżniejszych kształtach. Każdy kolejny jest naprawdę dziwniejszy od poprzedniego. Nie mogło zabraknąć też jaskiń i innych naturalnych kryjówek.

Klasyczne jurajskie skałki
Klasyczne jurajskie skałki © px

Teren tutaj miejscami robi się naprawdę górzysty, jest sporo kamieni i nie brakuje stromych podjazdów / zjazdów. Zabawy jest co nie miara, aby tylko nogi dawały cały czas radę pod górę - kondycja jeszcze niestety nie ta.
Przedzierając się przez lasy docieram wreszcie do pierwszego zamku na szlaku - zamek w Olsztynie. Już z daleka prezentuje się naprawdę niezwykle, widać go wybijającego się z górki na której został ulokowany. Ciężko jest go nie zauważyć.

Zamek w Olsztynie
Zamek w Olsztynie © px

Szlak niestety go delikatnie omija, ale ja nie mogę sobie darować takiej okazji i wspinam się do jego wnętrza - podjazd jest jak najbardziej do pojechania. Widok z niego (jak się zapowiadał) jest bardzo dobry, widać praktycznie całą okolicę jako, że to jest jej najwyższy, okoliczny punkt. Całość robi bardzo dobre wrażenie.

Widok z zamku w Olsztynie
Widok z zamku w Olsztynie © px

Tak też prezentuje się cały mój załadowany rower na panoramie z zamku w Olsztynie. Chrzest bojowy przechodzą też torby - podsiodłowa i na górną rurę. Niestety opona z tyłu to Continental Race King - Mountain King niestety nie przyszedł na czas, ale o póki nie ma błota to daje jak najbardziej radę.

Rower bikepackingowej odsłonie
Rower bikepackingowej odsłonie © px

Szlak przeplata się to raz przez las, a to drogą prowadzącą prosto przez pola. Teren jest naprawdę urozmaicony, a stałym elementem otoczenia są tutejsze skałki - wszędzie jest ich pełno, chociaż czym dalej od Częstochowy to rzadziej występują. Dopiero odradzają się w większej ilości w Ojcowskim Parku Narodowym. Po drodze można mijamy źródełko św. Idziego gdzie można uzupełnić zapasy wody, a słońce coraz mocniej zaczyna świecić - jednak trochę uda się opalić.

Źródełko św. Idziego - Źródło wody na szlaku
Źródełko św. Idziego - Źródło wody na szlaku © px

Aleją Klonów docieramy do Dworku Krasińskich gdzie jest dobre miejsce na postój - zaraz przy jeziorku, nie brakuje tam też właśnie wędkarzy. Kawałek dalej przy sklepie spożywczym robię postój na drugie śniadanie i uzupełniam zapasy jedzenia.
Następnie szlak prowadzi bardzo ładnie przez las pośród skałek - miejscami nawet bardzo dobrej jakości szutrem po którym jazda idzie bardzo sprawnie. Nie brakuje też technicznych i stromych momentów z kamieniami. W jednym miejscu walcząc na zjeździe skończyłem małą wywrotką - całe szczęście nieszkodliwą.
Tak też docieram do kolejnych dwóch zamków położonej w bliskiej odległości od siebie - zamek Mirów oraz Bobolice. Na wcześniejszy Ostrężnik już nie chciało mi się wspinać.

Zamek Mirów
Zamek Mirów © px
Zamek Bobolice
Zamek Bobolice © px

Następnym ciekawym napotkanym miejscem jest Góra Zborów - zbiór skałek z których rozpościera się wspaniały widok na okolicę. Nie brakuje też tutaj wspinaczy którzy bardzo dobrze wykorzystują każdą skałkę - warunki do uprawiania tutaj tego sportu są znakomite.
Największe wrażenie dla mnie robi widok na drogę która dosłownie przecina krajobraz na pół - została poprowadzona bezbłędnie prosto.

Widok na mega prostą drogę przez lasy
Widok na mega prostą drogę przez lasy © px

Po drodze nie da się nie zauważyć bardzo specyficznej skałki, a mianowicie Okiennik Wielki. Przypomina niczym dużego pączka - donuta. Można aż zgłodnieć.

Skała - donut
Skała - donut © px

Kawałek za "pączkiem" zaczyna się kilkukilometrowy piaszczysty odcinek szlaku. Do tej pory piach mi za bardzo nie przeszkadzał - dało się go ominąć lub sprawnie przejechać. W tym momencie niestety nie mamy już takiego komfortu i miejscami jestem zmuszony do pchania roweru. Dobrze, że cały czas tak się nie ciągnie.

Piaszczysty odcinek na szlaku
Piaszczysty odcinek na szlaku © px

Docieram wreszcie do zamku Ogrodzieniec. Jest to jedna z bardziej uczęszczanych atrakcji - dużo ludzi, parkingów, sklepików z pamiątkami/goframi, a nie mogę znaleźć zwykłego sklepu spożywczego. Słońce grzeje aż miło, chociaż temperatura w cieniu wynosi raptem 14 st. Zaczynam się trochę słabiej czuć - pewnie za mało piłem. Jedzie się gorzej, ale trzeba napierać do przodu. Więc jem lody i zostaję na dłuższy postój pod zamkiem. 

Zamek Ogrodzeniec
Zamek Ogrodzeniec © px

Dalej ruszam już znacznie spokojniej - aby dojechać tylko jak najdalej się da. Dobrze, że trafiłem na otwarty sklep spożywczy - izotonik i do przodu.
Bardzo pozytywnie zaskakuje mnie infrastruktura turystyczna - pojawiają się wiaty nówki sztuki wraz ze stojakami na rowery. Jak dla mnie rewelacja - widać dobrze tutaj o to zadbali. Oznaczenia szlaku też są dobrze wykonane i generalnie nie mam problemów z nawigacją.

Nowo postawiona wiata ze stojakami na rower
Nowo postawiona wiata ze stojakami na rower © px

W dobry nastrój wprawiają też jaskrawo-żółte pola kwitnącego rzepaku. Prezentują się wyjątkowo na tle wszechobecnej zieleni, a zwłaszcza jeszcze w takiej pokaźnej ilości.

Pola kwitnącego rzepaku
Pola kwitnącego rzepaku © px

Przejeżdżam spory odcinek przez pola, następnie mijam kilka ruin i w oddali ukazuje się zamek Smoleń. Oczywiście również jest położony na wzniesieniu. Zaraz koło niego jest postawiona nowa bardzo duża wiata, a koło niej rozbite dwa namioty - zastanawiam się czy, aby nie dołączyć,ale mam jeszcze z godzinę jazdy więc postanawiam ją wykorzystać.

Widok na zamek Smoleń
Widok na zamek Smoleń © px

Po drodze spotykam dwoje rowerzystów na rowerach z elektrycznym wspomaganiem i ucinam z nimi małą pogawędkę. Wyruszyli dziś z Krakowa, ale podążają rowerową wersją Szlaku Orlich Gniazd. Bardzo dobrze się rozmawia i dostaję cynk o kolejnej niedaleko położonej wiacie i gdzie postanawiam zostać na noc.

Super nowa wiata i nocleg
Super nowa wiata i nocleg © px

Całość jest dla mnie idealna na nocleg - jest miejsce do siedzenia i przygotowania posiłku. Namiot rozbijam zaraz obok - jedynie mam problem z zasięgiem w telefonie, więc podjeżdżam kawałek do góry, aby dać Ninie znać, że żyję.
Dzień dla mnie był ogólnie dość wyczerpujący, ale poszedł dość sprawnie przy znacznych przewyższeniach (praktycznie jak w górach) - intensywne słońce wyciągnęło ze mnie sporo sił oraz chyba niestety za mało piłem. Odrabiam teraz zaległości, kupiłem izotonik oraz koks (minerały), jem sytą kolację i odpoczywam przed kolejnym dniem jazdy.