Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:1585.38 km (w terenie 112.00 km; 7.06%)
Czas w ruchu:81:52
Średnia prędkość:19.37 km/h
Maksymalna prędkość:76.62 km/h
Suma podjazdów:14049 m
Maks. tętno maksymalne:189 (94 %)
Maks. tętno średnie:153 (76 %)
Suma kalorii:42287 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:79.27 km i 4h 05m
Więcej statystyk

Praga koks expedition - Dzień IV - Nowy Sącz - Przehyba

Wtorek, 16 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria 050 - 100km, Sakwy
Poranek w Gorlicach nie zapowiadał się obiecująco - całe niebo zakrywały deszczowe chmury, do tego delikatnie kropiło. Przygotowani na największą zlewę ruszyliśmy w stronę Grybowa.
Całe szczęście alarm okazał się fałszywy i podróżowaliśmy praktycznie w bezdeszczowych warunkach. Poprzedniego dnia nabraliśmy trochę wysokości więc odcinek do Nowego Sącza poszedł bardzo płynnie i szybko. Dużą ilość czasu po prostu się dokręcało.
Podczas już końcowego zjazdu do Nowego Sącza zostaliśmy zaczepieni przy 40 km/h przez innego kolarza który zapraszał nas na herbatkę, niestety musieliśmy odmówić - tego dnia czeka nas jeszcze wymagający podjazd na Przehybę więc nie chcieliśmy tracić czasu. Za propozycję serdecznie dziękujemy, na trasie naprawdę można się spotkać z wielką dawką sympatii.
Na wlocie do miasta natykamy się na odnowione Miasteczko Galicyjskie. Zwiedzamy je w trybie ekstra szybkim.

Miasteczko Galicyjskie - Nowy Sącz © px


Posileni w Biedronce jedziemy w stronę Starego Sącza (stanowi on praktycznie integralną część Nowego Sącza), szybko przelatujemy wąskimi i krętymi alejkami przez miasto i lądujemy w Gołkowicach.
Jako dzisiejszy cel oraz nawet można powiedzieć, że wyjazdu obraliśmy sobie szosowy wjazd na Przehybę z Gołkowic. Drugi najtrudniejszy szosowy podjazd w Polsce, 649 w Europie. 14 kilometrów drapania non stop w górę, 858 m przewyższenia ze średnim nachyleniem 6,4%, z maksymalnym 16% na 100m. Do tego należy jeszcze dodać znaczny ciężar bagażu. Więc oczywiście ruszyliśmy w górę na podbój szczytu.
Początkowo zaczyna się dość niewinnie, ot to zwykła droga na szerokość dwóch samochodów prowadząca przez kilka miejscowości. Na wysokości ok. 530 m n.p.m. kończy się parkingiem, zakazem poruszania się samochodami i zwęża się na szerokość jednego samochodu. Od tego momentu zapinamy młynek i powoli mielimy pod górę. Zatrzymuję się tylko, aby skalibrować wysokościomierz z tabliczką informującą, że jestem w "Gaboniu".

Droga na Przehybę © px


Pokonując kolejne metry podjazdu w pocie i skupieniu mijamy wiele malowniczych miejsc. Większość drogi jest osłonięta drzewami i wije się wzdłuż potoku, wielokrotnie przecinając go mostkami. Bardzo uprzyjemnia to całą wędrówkę w górę, krajobraz jest naprawdę niesamowity. Dodatkowo często można też się natknąć na źródełka wody - niezastąpione w upalne dni. Przy drodze znajdują się również liczne miejsca postojowe z ławkami i zadaszeniem. Więc jest gdzie odsapnąć.

W półmetku drogi na Przehybę © px


Po małej stracie doganiam Bodka, zdecydowaliśmy się tylko na jeden postój na mostku - był mały problem z ustawieniem roweru tak, aby się nie staczał. Jesteśmy na półmetku.
Wypchani czekoladami, wszelkiego rodzaju batonami wskakujemy na rowery i rozpoczynamy dalszą wędrówkę.
Jadąc pod górę, walcząc z bezlitosną grawitacją odczuwa się każdy kilogram bagażu, menażkę, kubek, śpiwór. Kilogram który bezlitośnie ciągnie w dół jak opuszczona kotwica. W tym momencie najlepiej wyłączyć myślenie i po prostu kręcić, kręcić, aż osiągnie się cel. Tak też robię i po kilku docieramy do kamienistego odcinka który zwiastuje koniec wspinaczki, przednie koło tańczy na kamieniach, jeszcze tylko kilkaset metrów. Do tego jeszcze pod sam koniec nachylenie wcale nie maleje, pewnie to też wynik zmęczenia...

Przehyba zdobyta - z sakwami © px


Wreszcie po kilku godzinach wspinaczki docieramy do schroniska, stamtąd jeszcze kilkadziesiąt metrów i z wielkim uśmiechem na twarzach zdobywamy szczyt, wskazania licznika się nie mylą. Rozciągający się widok utrzymuje nas w przekonaniu, że było warto. Składamy sobie gratulacje, sam nie dał bym rady, zabrakło by motywacji, na pewno nigdy tego nie zapomnimy.

Sakwiarze - zdobywcy Przehyby © px


Wymęczeni udajemy się na zasłużony odpoczynek przed schroniskiem, ubieramy ciepłe rzeczy - na szczycie temperatura jest znacznie niższa. Jemy więc nasz przysmak - żelki, a w międzyczasie rozmawiamy z doświadczonym GOPR'owcem i wysłuchujemy jego historie o okolicznych wypadkach rowerzystów, naprawdę można poznać wiele ciekawych, a miejscami zabawnych historii, m.in. jak pewnemu rowerzyście rower oplótł drzewo.

Wieża na Przehybie © px


Po dłuższej chwili dociera wreszcie do nas radosna wiadomość - czeka nas długi i przyjemny zjazd. Piękne zwieńczenie tego etapu naszej podróży. Więc ubieramy kurtki, rękawiczki, czapki i ruszamy w dół. Puszczając hamulce rower spokojnie rozpędza się do 70 km/h, ale niestety nie można sobie na długo tak pozwolić. Droga jest dość kręta i istnieje ryzyko spotkania turystów, więc staramy się zjeżdżać ostrożnie.
Zakręty naprawdę bardzo urozmaicają zjazd, rower ładnie składa się w łukach i po kilkudziesięciu minutach czystej wędrówki w dół lądujemy znowu w Gołkowicach. Znowu wielki uśmiech i piątka.
Na koniec udanego dnia znajdujemy nocleg w Maszkowicach. Właściciel pozwolił nam przenocować pod Jabłonką, niedaleko mamy do dyspozycji stolik. Podczas zachodzącego słońca jemy oczywiście makaron i w towarzystwie wszechobecnych szczypawek udajemy się na zasłużony odpoczynek.
To był dobry dzień, bardzo.

Zachód słońca © px


Informacje na temat podjazdu na Przehybę:
http://www.genetyk.com/podjazdy/przehyba1.html
http://www.challenge-big.eu/pl/bigside/1566

Praga koks expedition - Dzień III - Komańcza - Gorlice

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 · Komentarze(2)
Kategoria 050 - 100km, Sakwy
Nie ma to jak wstać i się przemyć w chłodnym strumyku - tak warto zacząć każdy dzień. Patrzymy w niebo, zero chmur - będzie upał. I się nie myliliśmy, termometr wskazał ponad 30 stopni.

Zbawienie upalnego dnia © px


Z Komańczy ruszyliśmy prosto do Dukli, skąd następnie prosto do Gorlic.
Wczorajszego dnia mieliśmy sporo podjazdów, dziś zaś odwrotnie. Bardzo przyjemnie się jechało, w większości z lekkim nachyleniem w dół. Na trasie też oczywiście nie mogło zabraknąć podjazdów, ale nie były one aż tak wymagające.

50 km/h na pace © px


Po odpoczynku na jednym miejscu parkingowym już nas nic nie zdziwi - zaparkowane maszyny budowlane i wszędzie wkoło pełno pierza.

Fura prawdziwego mężczyzny © px


Tuż przed samymi Gorlicami przekroczyliśmy jeszcze granicę województw, przeskoczyliśmy z podkarpackiego do małopolskiego.

Województwo małopolskie wita © px


Dojeżdżając do Gorlic na horyzoncie ukazały się złowrogo-czarne chmury. Najwyższa pora na szukanie noclegu. Będąc praktycznie w centrum miasta decydujemy się na płatną opcję, pole namiotowe lub jakiś tani pokój.
Za radą napotkanej Pani udaliśmy się do "Willi Ludwinów". Nazwa w każdym bądź razie nie zapowiadała niskich cen, ale udało się wynegocjować już w ulewnym deszczu i przy błysku piorunów 25 zł za osobę.
W standardzie dobrze wyposażona kuchnia, 50" telewizor i pokój wielkości łazienki. Przynajmniej można spokojnie i sucho się wyspać. Oczywiście to wszystko po zjedzeniu obfitej porcji makaronu.

Praga koks expedition - Dzień II - Solina - przeł. Żebrak

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria 050 - 100km, Sakwy
Dziś rano pobudka - został zapoczątkowany system wstawania punkt 7:30. Wtedy też mniej więcej zaczyna już grzać słońce i jest ciężko wytrzymać w namiocie.
Na początek dnia oczywiście po kotlecie (mamy zapas praktycznie na parę dni) i jazda w stronę przejścia granicznego z Ukrainą w Krościenku. Pamiątkowe zdjęcie i już kierunek typowo na Solinę przez Ustrzyki Dolne i Łobozew.

Przejście graniczne w Krościenku © px


Po drodze na tamę pokonaliśmy parę zacnych podjazdów w okolicach Łobozewa. Po wspinaczce czekało nas teraz tylko przeciskanie się pomiędzy setkami turystów spacerujących wśród straganów i budek z jedzeniem. Nic przyjemnego.
Wcześniej już miałem okazję odwiedzić Solinę, ale widok z tamy cały czas robi zdumiewające wrażenie. Bądź co bądź, warto odwiedzić to miejsce nawet kosztem przepychania się przez dzikie tłumy.

Nad Soliną - tama © px


Dalej kawałek podjazdu w stronę Polańczyka i wymijanie kilometrowego korka samochodów stojących w 30 stopniowym upale - urok turystycznych miejscowości. W takich momentach cieszę się, że jadę na rowerze.
Niedaleko za Polańczykiem, w Wołkowyi odbijamy na Baligród. Początkowo prowadzi nas nowy, gładki asfalt który nagle wraz ze znakiem "Droga nieremontowana na dł. 7 km" zamienia się w "przyjemne" telepanie. Wszystko to nadrabia nad wyraz malowniczym przebiegiem. Kilkukrotnie, dosłownie przecinamy górskie potoki - przejeżdżając w wodzie po betonowych płytach.

Droga na Baligród z Wołkowyi © px


Trochę wspinania i docieramy na najwyższy punkt w okolicy, już na nowiuteńki asfalt (kto by się spodziewał), który dalej zapewnia szybki i przyjemny zjazd.

Zjazd niedaleko Stężnicy do Baligrodu © px


Dwa kilometry za Baligrodem odbijamy na przełęcz Żebrak. Od tej strony podjazd z sakwami jest dość wymagający. Droga do samej przełęczy wiedzie po luźnych kamieniach, ale całkiem niewielkich więc na oponkach w ok. 1" idzie to przejechać, ale nie powiem - koła trochę tańczą.

Na przełęczy Żebrak © px

Motyl z przełęczy Żebrak © px


Jak już jesteśmy na samej przełęczy możemy odetchnąć z ulgą, zjazd czeka nas ładnym, nowym, gładkim szutrem aż do samej Woli Michowej. Spokojnie można osiągać na nim większe prędkości i delektować się jazdą.

Nocleg w Radoszycach © px


Robi się już ciemno, w Radoszycach znajdujemy nocleg w gospodarstwie położonym przy samym strumieniu. Gospodarze bez problemu dają nam wodę na kolację, gotujemy makaron i po udanym dniu w bliskiej odległości od krów idziemy spać.

Ciekawska krowa © px

Praga koks expedition - Dzień I - Przemyśl - Jureczkowa

Sobota, 13 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Sakwy
Dziś rozpoczął się pierwszy dzień długo wyczekiwanej wyprawy z Bodkiem - od Przemyśla poprzez polskie góry do czeskiej Pragi.
Podróż rozpocząłem od pobudki o 3 rano i wyruszeniu pociągiem do Przemyśla. Całe szczęście wsiadałem na pierwszej stacji w Warszawie - inaczej byłby problem z upchnięciem roweru.

Praga expedition - Start z Przemyśla © px


Po ok. 10h jazdy wylądowałem na miejscu gdzie czekał na mnie Kamil - on miał już za sobą prawie 500 km. Postanowił wyruszyć sam z Mińska do Przemyśla gdzie ja do niego dołączyłem. Przez to też musiał targać dodatkowo część naszego wspólnego sprzętu.
W pierwszej kolejności zatrzymaliśmy się na miejscowym rynku, podzieliliśmy sprzęt, pamiątkowe zdjęcie (jak jeszcze wyglądamy na początku) i jazda w stronę Soliny. Obraliśmy trasę unikającą główne drogi, prowadzącą przez Kalwarię Pacławicką i Arłamów.

:: Kładki niedaleko Kalwarii Pacławskiej
Kładki niedaleko Kalwari Pacławskiej © px


Po początkowym dość płaskim odcinku czekał nas ok. 10 km podjazd w okolice hotelu w Arłamowie, gdzie też mogliśmy podziwiać niczego sobie zjazd i podjazd.
Niestety pogoda nie wyglądała obiecująco, więc ruszyliśmy prosto w dół. Nie trwało to zbyt długo, kawałek dalej czekał na nas kolejny podjazd, ale już następnie sam zjazd, aż do Jureczkowa.
Po dojeździe na dół trochę się rozpadało - wtedy nam na ratunek przyszedł niezawodny przystanek PKS. Oczekując na koniec deszczu umilaliśmy sobie czas żelkami. Burza oddalając się pozostawiła po sobie świetną tęczę i właśnie wtedy wyruszyliśmy na szukanie miejsca na nocleg.

Efekty przelotnej burzy © px
Tęcza zaraz po burzy © px


Udało się nam przenocować na miejscu w Jureczkowie u starszej, miłej Pani która zaprosiła nas dodatkowo na herbatę i kanapki. Ogrzawszy się w domu ruszyliśmy do namiotu. Przed snem jeszcze po smacznym kotlecie od Marty (wiozłem je z Mińska, ale było warto) i w kimono.

Po pracy

Wtorek, 9 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Szosa
Szybka runda po pracy - w sumie dość mocne ciśnięcie ;)
Do tego jeszcze niespodziewanie przetoczyła się szybka burza.

Przygotowania do wyprawy

Poniedziałek, 8 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Lans, < 050km
Przygotowania sprzętu oraz dogadanie szczegółów z Bodkiem - w sumie on jutro już startuje ;)

After Party

Niedziela, 7 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria 050 - 100km, Szosa
Wczoraj wesele Gulusia, dziś chrzciny jego dzieciaka to i nie mogło zabraknąć jakiejś rundy na rowerze, tym razem z Tomkiem :)

Sobotnia poranna runda

Sobota, 6 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Całkiem spokojna runda do Pustelnika. Cel aby nie przekraczać i trzymać puls w okolicach 150.

Z pracy do Mińska

Środa, 3 sierpnia 2011 · Komentarze(4)
Kategoria 050 - 100km, Szosa
Wreszcie udało się zebrać, aby wrócić z pracy rowerem do domu ;)
Największa masakra i zabawa to przebicie się przez centrum Warszawy - szalone slalomy itp.
Na wylocie to już lajcik - spokojnie można było cisnąć ok. 30 km/h większość odcinka.

Test namiotów

Wtorek, 2 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria < 050km, Szosa
Jazda z Bodkiem na małe porównanie namiotów do naszej wyprawy. Rozbiliśmy dwa modele Fjorda Nansena różniące się tylko wielkością, Andy II vs. Andy III. Wygrała trójka ze względu na przestronność ;)